niedziela, 22 września 2013

Tatrzańska jazda bez trzymanki, czyli tego mamie nie pokazuj...;o)

     Czy kiedy wiele lat temu zabieraliśmy małoletnie wówczas, nasze Dziecię w Beskidy, przeszło nam przez myśl, że zaszczepiamy Mu bakcyla, z którym nie poradzi sobie żadna szczepionka ?? 
     Czy kiedy Pan N. wnosił Go w nosiłkach na szczyt Klimczoka powstał w naszych mózgownicach chociaż cień rodzicielskiego lęku ?? 
     Czy kiedy po raz pierwszy, jako dziecię dwuletnie zdobywał Szyndzielnię na maleńkich nóżkach, a napotkani Turyści z uśmiechami ustępowali Mu z drogi, budził się w nas jakiś niepokój ??
     Nie !! Nie !! Nie!!
     Ja Góry kochałam od zawsze...Pan N. pokochał je przez aklamację...
     Dlaczegóż więc nasze pierworodne Dziecię miało by owej miłości nie poznać ??
     No cóż...
Czym skorupka za młodu...
I się porobiło...
     Tatrzańska jazda bez trzymanki...
     Dzięki życzliwości naszych Misiaczków ("Mamo !! Tylko bez wizualizacji !!") zabiorę Was dzisiaj w Tatry Wysokie...
Potężne...Surowe...I chmurne...
     Ich wyprawa nie była niestety tak słoneczna jak nasza...Tatry bardzo kapryśnie odkrywały swoje tajemnice...
     Ale zaliczyli sporą ilość takich podejść...
     A potem było jeszcze fajniej...
     I fajniej...
     W czasie swojej wędrówki mieli okazję obserwować akcję TOPR-owców, ratujących dwie Kobiety...
     Spotkali dzikiego zwierza...
     I coś, co świadczy o tym, iż geny nawet w Górach mają znaczenie...:o)
Tak jedli śniadanko...
A tak odpoczywali...
I tak jak my już tęsknią...

13 komentarzy:

  1. Widzę,że i miłość do gór nas łączy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna wycieczka! Całkiem, całkiem rozsądnie, nie widać ryzykanckiego szaleństwa, ostatecznie to nie ich ratowali TOPRowcy ;-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest właśnie bardzo konstruktywne podejście do tematu...;o)

      Usuń
  3. Zazdroszcze, ze takiego wlasnie bakcyla udalo wam sie zaszczepic...
    JA mialam nadzieje, ze zaraze swych synow bakcylem splywow kajakowych... Niby trzy razy po tygodniu byli, ale nie ciagnie ich tam tak jak mnie... Moze pozniej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kajaczkami też został Biedak zarażony...:o) Z podróży poślubnej (de facto z południa Francji) przywieźli piękne zdjęcia ze spływu jaki sobie zorganizowali...:o)

      Usuń
  4. To jasne że dziecię połknęło bakcyla. A ja to najpierw Drugiej Połowie wszczepiłam tego bakcyla, potem synom, a teraz starszy syn wszczepia swoim synom, a przedtem jeszce swojej Drugiej Połowie. I teraz w trzy pokolenia leziemy i sapiemy.
    Gratuluję!!!
    A zdjęcią oczywiście przepiękne!!!
    A TAM to już się kolorowo porobiło - buczyny poczerwieniały.

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja sobie sama tę miłość musiałam zaszczepić, gdyż rodzice nie łazęgują... Ale nie było to trudne mając z okna widok na Skrzyczne :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zachwyciły mnie zdjęcia, piękne!!!

    OdpowiedzUsuń