piątek, 11 stycznia 2013

O kocie zdechlaku, psie nauczycielu i miseczce co się w nocy opróżniła...

     W Klubie Kota Jasna8 rozpoczyna się kolejna edycja "kocich" konkursów, więc tym razem i ja postanowiłam zabrać głos w temacie...
Co prawda kota posiadam tylko tego "w głowie", a i piesa od kilku lat nie pląta się już pod naszymi nogami...Ale bywało...Bywało...
     Ci z uważnych Czytaczy, którzy z narażeniem swej równowagi psychicznej trwają przy mnie od kilku lat wiedzą, iż ledwie kilka lat temu w naszym domciu królował bezapelacyjnie i absolutnie Cezary...
     Cezary był małym, czarnym, bardzo odległym kuzynem brodacza monachijskiego i z owego brodacza, poza "upierzeniem" posiadał ducha ogromnego...Dzisiaj Wam dowiodę, że nie tylko dusza w nim wielka drzemała...
     Historyjka, którą postanowiłam opisać, miała miejsce w czasach, kiedy Cezary był jeszcze Czarusiem, a nasze Pociechy miały "kiełbie we łbie"...

     Zima panowała wówczas okrutna...Śnieg okrywał wszystko grubą pierzynką, a mróz malował na szybach piękne wzory i barwił nosy i policzki krwistą czerwienią...
     Moje domowe zajęcia przerwał dzwonek do drzwi...
     Po ich otwarciu, na progu ujrzałam Córcię stojącą na progu z rozpaczą w oczętach...
     - Co się stało ?? - zapytałam, bo to że miejsce miała jakaś "zasmucająca" sytuacja, widać było na pierwszy rzut oka...
     - Mamuś... - wyjęczało moje małoletnie Dziecię, i z ocząt spłynęły dwie ogromne łzy...
     - Wejdź do domciu... - poprosiłam, ale Córcia niczym zaklęta stała na tym progu i kapała...kapała...kapała....
     - Nie płacz...Powiedz co się stało...- próbowałam przekonać Dziecko...
     - Mamuś...Ratuj go... - usłyszałam w końcu i Córcia rozsunęła zamek swojej kurteczki...
Stanęłam jak wryta...
Między zwojami szaliczka jarzyły się dwa ślepka...
Orzesz...(ko)...
Córcia z wielkim trudem wydobywała spod kurtki owego nieszczęśnika wymagającego ratunku...
     - Umiera... - usłyszałam wśród łkania...
     W moich ramionach wylądował maleńki "sierściuch"...Właściwie sama sierść, bo ducha w kociaku było niewiele...
     Córcia po przekazaniu mi swojej niespodzianki uspokoiła się natychmiast i bez problemów przekroczyła próg...
Ja stałam w przedpokoju trzymając "toto" w objęciach...
Jedno było faktem...
Kociak ledwie żył...
     Pan N. zaciekawiony poruszeniem przyczłapał do przedpokoju...
     - Ooooo...Mamy kotka...- zauważył bystro...
     - Mamy...- poświadczyłam...
     - Będziemy hodować ?? - zapytał rzeczowo...
W przedpokoju zapanowało niezręczne milczenie...
Córcia zamarła w oczekiwaniu odpowiedzi, z kurtką w rękach...
Syn z ciekawością spoglądał zza drzwi dziecięcego pokoju...
     - Nie wiem czy hodować...Ale coś zrobić trzeba...- odsunęłam od siebie ostateczną decyzję...
     Problem był spory...Córcia była niesamowitym alergikiem...Testy wykluczały możliwość posiadania jakiegokolwiek sierciucha...Pies w domu był już wystarczającym wyzwaniem...
     - Młoda do łazienki i porządnie się umyć !! - zaczęłam przejmować kontrolę nad sytuacją... - Młody zamyka psa w pokoiku !!
Przystąpiłam do oględzin nowego lokatora...
Orzesz...(ko)...
Niewiele było do oglądania...
     Chudzina to była niemiłosierna...Brudna jak nieboskie stworzenie...Leżało "toto" na moich kolanach niczym garść kłaków...
     - Chory ?? - dopytywał Pan N.
     - Na chorego nie wygląda, ale odrobina mydła i mleka by się przydała... - podsumowałam oględziny...
     Kotek bezwolnie dał się wykąpać, chociaż zachwycony tym faktem nie był...Widok miski z mlekiem nie wyzwolił w nim żadnych emocji...
     Po godzinie kociego obrządku czas było na eksperyment z "rezydentem"...
     - Wypuśćcie psa...- poprosiłam Dzieci...
     Czaruś wypadł z pokoiku jak wystrzelony z procy...Na progu jakby chwilkę się zatrzymał...Powąchał...Pobiegł do kuchni sprawdzić miski...Warknął z obrzydzeniem na widok mleka w swojej misce...Podbiegł do moich kolan i z wielkim zainteresowaniem obwąchał kotka...Całkiem pacyfistycznie...
Kot owym obwąchiwaniem zachwycony nie był, ale znosił je dzielnie...
     - Wojny nie będzie...- oświadczył Pan N. przyglądając się zwierzakom...
Uffff...
     Kotek ogrzawszy się nieco na moich kolanach ruszył na rekonesans...
Zwiedził wszystkie kąty naszego "M"...Oczywiście w asyście psa i Córci...W końcu rozejrzał się leniwie i poczłapał do psiego koszyka...
Ułożył się w "rogalika" i zasnął snem sprawiedliwego...
     Kiedy leżeliśmy już w łóżku oglądając jakiś film, do naszych uszy dotarł dziwny odgłos....
Szurrr....Szurrr...Szurrr...
Nijak nam to do fabuły nie pasowało...
Pan N. zaświecił nocną lampkę i zamarł...
     - Popatrz... - wyszeptał...
Uniosłam głowę i zamarłam jak Ślubny...
     Cezary drepcząc tyłem ciągnął z kuchni miskę w mlekiem...Nasz ledwie odrośnięty od ziemi szczeniak łapał miskę zębami i przesuwał ją po kilka centymetrów, przysiadając co chwilkę ze zmęczenia...To był niesamowity obrazek...
Film przestał nas interesować...
     Pies był tak pochłonięty swoją pracą, że wcale nie zwracał na nas uwagi...
     - Gdzie on lezie z tą michą ?? - zapytał Pan N. szepcząc...
     - Chyba do kota...- próbowałam się domyśleć...
     - Wywali się na wykładzinie... - powątpiewał Pan N.
     - Zobaczymy jaki ma plan...- szeptałam...
     Cezary pracował nieprzerwanie...Pokonał kuchnię i delikatnie umieścił miskę na wykładzinie w pokoju...Kiedy mleko niebezpiecznie zaczynało chlupotać przysiadał przy misce i czekał aż ciecz się się uspokoi...
Po godzinie psia miska z kocim mlekiem (Cezary nawet jako szczeniak mleka nie pił) stanęła przy koszyku...Tuż przy kocim pyszczku...
Spojrzeliśmy na Cezarego z prawdziwym podziwem...
To był czyn Herosa...
Ale wówczas Czaruś zrobił rzecz jeszcze bardziej niebywałą... 
     Kiedy zapach mleka obudził kotka, Czaruś stanął nad miską, wysunął swój różowiutki jęzorek i zaczął chłeptać mleko "po kociemu"...
     Chlippp...Chlippp...I spoglądał na kociaka...
     - Uczy go...- wyszeptał Pan N.
     - Aha...- poświadczyłam...
     Kociak głupi nie był...Po drugim pokazie załapał o co chodzi w tym mlecznym interesie...
     Najpierw bardzo nieśmiało wysunął jęzorka i zanurzył go w mleku, a później...Echhh...Cudny to był widok...
     Kociak z lubością ogromną chłeptał mleczko nawet nie podnosząc się z legowiska, a pies położył się przy koszyczku, jakby pilnował, czy żadna kropla się nie zmarnuje...
     Rano w psim koszyku spali wtuleni pies i kot, a obok stała pusta miseczka...

17 komentarzy:

  1. Co za przepiękna historia....
    Co za pies był z tego Cesarego...
    A mówią ,że psy nie rozumieją i nie mają uczuć...
    Niesamowita...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cezary był wyjątkowym wielorasowym kotopsem...:o)

      Usuń
  2. Jakie wzruszajace opowiadanie.Ktoś jest w potrzebie, ktoś jest kochany i ktoś kocha.Pozdrawiam.Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna, że nasza miłość obejmowała również "sierciucha"...;o)

      Usuń
  3. jantoni341.bloog.pl11 stycznia 2013 22:59

    Piesek naśladował Panią
    i nakarmił kotka za Nią.
    LAW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani kiepsko nauka szła,
      więc oddelegowała psa...;o)

      Usuń
  4. No i proszę a my mówimy zyli jak pies z kotem znaczy dobrze? prawda? u nas też tak jest dwa koty i wielki wilczur Oskar i zyja sobie jak pies z kotem czasami tylko trochę ganiają się nawzajem, pozdrawiam
    historia wzruszajaca
    j

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz jak pisać... i kochac zwiarzaki :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. jantoni341.bloog.pl13 stycznia 2013 17:23

    To przed czy potem,
    żyją jak pies z kotem?
    LAW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż się polubili,
      niedługo ze sobą żyli...;o)

      Usuń
  7. jantoni341.bloog.pl14 stycznia 2013 21:36

    Przyjemności nie mam
    słysząc, że ich nie ma.
    LAW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka to już kolej rzeczy,
      że przemija co nas cieszy...;o)

      Usuń
  8. no i co z tym Jasiem Sobieskim dopiero mnie skonfudowałaś waćpani
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaś Sobieski, moja Pani...nie jadał jabłek :o) wręcz nie znosił ich zapachu...;o)

      Usuń
  9. Szkoda, że to uczucie, to historia...

    OdpowiedzUsuń