czwartek, 29 marca 2012

Jak obrzucona zostałam błotem...

     No to zostałam obrzucona błotem...
     Tak, tak...
     Nie ma co ukrywać...
Nie dość, że obłocona, to na dodatek obrzucona owym błockiem przez kogo ?? 

Przez własnego, osobistego, prawnie zaślubionego Małżonka...
Echhh...
     Za te wszystkie obiadki, deserki, karczuś pieczony na ostro w charakterze afrodyzjaka...
Błocko...
A zaczęło się tak niewinnie...

     Umęczona już niemiłosiernie bólem barku zdecydowałam się na krok radykalny...
Zadzwoniłam do zaprzyjaźnionej Apteki...
     - Macie może na stanie maść końską ?? - nie to, żebym się z nagła zainteresowała weterynarią...Wujaszek Googl podpowiedział mi łaskawie, że ów ziołowy specyfik powinien mi w moich boleściach przynieść ulgę...
     - Mamy...a co mamy nie mieć, ale mamy chyba dla Pani coś lepszego...proszę przyjść... - głos w słuchawce brzmiał niczym balsam na obolałe kostumaszki...
Jeszcze palec nie zdążył wyłączyć telefonu, a już zakładałam kurtkę...
Kilkadziesiąt kroków i wparadowałam do Apteki z promiennym uśmiechem na twarzy...
     - Dawać !! - wrzasnęłam radośnie...
W pomieszczeniach aptecznych zapanowała ogólna wesołość...
     Pani Aptekarka (Najgłówniejsza) w sposób prosty i zrozumiały wyjaśniała mi działanie właśnie otrzymanego specyfiku...
     - Sama go na sobie wypróbowałam... - najważniejszy certyfikat działania pozostawiła na koniec...
     - A ile to cudo ?? - zapytałam, bo panacea "na wszystko" z reguły mają kilka zer i jakąś wartość bezwzględną...
     - Jedenaście złotych ?? - usłyszałam radosny głosik...
Orzesz...(ko)...
Jak to się ma do środka, który przepisał mi Lekarz ?? 
Nie dość, że tubka była maleńka niczym plasterek gumy do żucia, to na dodatek kosztowała ponad pięćdziesiąt złotych...
Dziewczyny w Aptece na widok recepty pokiwały głową z dezaprobata...
     - Ta maść to lipa, a te tabletki to psychotropy... - usłyszałam...
Wiedziały, że na hasło "psychotropy" dostaję furii...
To było kilka tygodni temu...tyle wytrzymałam...
Dzisiaj byłam gotowa pożreć nawet te psychotropy...miałam dość...
     - Do tego żelu by się przydał plasterek z borowinki... - rzuciła Pani Magister...
     - No to jak trzeba to biorę... - moja determinacja była gotowa skorzystać z każdej możliwości...
     - Skończyły się nam...będą na jutro...- rzekła zatroskana Aptekarka...

     Kiedy wieczorem Pan N. wysmarował mnie owym magicznym żelem byłam gotowa wybudować pomnik ku chwale "Dzielnych Aptekarek"...
Ulga przerosła moje najśmielsze oczekiwania...
Było cudnie...
Na drugi dzień podreptałam uszczęśliwiona po plasterki...
Na widok pudełka paszczęka mało mi z zawiasów nie wyskoczyła, a kiedy paczucha wylądowała w moich rękach z wdzięcznością pomyślałam, że pójście do Apteki ze Ślubnym było świetnym pomysłem...
"Plasterki" ważyły przynajmniej z pięć kilo i miały pokaźne rozmiary...
Wieczorkiem przystąpiliśmy do bardzo skomplikowanego procesu ogrzewania, rozcinania i przykładania "plasterków"...
I wtedy to właśnie Pan N. obrzucił mnie błotem !! 
Błotem borowinowym co prawda, ale błoto to błoto !! 
A kto lubi być owym błockiem obrzucany ?? 
Nikt !! 
I żeby Ślubny w Żonkę tak ?? 

     A tak na marginesie...To trzeba będzie chyba jakiś "karczuś" upiec, albo deserek, albo chociaż ruskie pierogi, żeby się Ślubnemu to "żelowanie" i obrzucanie błockiem nie znudziło...;o)

14 komentarzy:

  1. No to ja walczę juz któryś tydzień z barkiem i rączką a Ty znasz cudowny sposób? i nie znam tych nazw, dawać mi tu i to szybko, pozdrawiam i cieszę się efektami wszystkimi
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz Jadwiniu...a ja w Zaścianku nie czułam, że Cię boli...;o) Dane pójdą na mailika...;o)

      Usuń
  2. jantonni341.bloog.pl30 marca 2012 19:21

    Jak to miło czytać,
    że choróbsko tak dokumentnie można pokonać,
    bo mnie na razie lata się nie odzywają,
    ale miałem kłopot z odpryskami kości
    w lewym kolanie i swoje wiem,
    co to uporczywy ból,
    ale co ja o sobie,
    gratuluję zaangażowania małżonka
    i życzę aby to się skończyło bezpowrotnie.
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż takich cudów w przyrodzie nie ma...;o) ale odrobinkę lepiej może być...;o)

      Usuń
    2. jantonni341.bloog.pl30 marca 2012 23:15

      Ale o mnie nie dbała tak żona.
      LW

      Usuń
    3. Pewnie Jej karczusia na ostro nie piekłeś...;o)

      Usuń
    4. jantonni341.bloog.pl31 marca 2012 14:01

      Ostatnio szalejemy na... talerzu,
      bo na wyjeździe było tyle kuszących potraw
      i jeszcze ten all inclusive...
      (talerz to takie sprytne urządzenie)
      LW

      Usuń
    5. Jak mawiał Znajomy moich Rodziców: "Notabene ekskluzywnie"...;o)

      Usuń
  3. Człowieka jak boli to nawet g* za przeproszeniem by się wysmarował, żeby przestało:) No Ty nie musiałaś tego robić, bo trafił się cudowny żel i błoto. Cieszę się, że pomogło... A Panu N koniecznie cosik smakowitego upichcij:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koncepcja jedynie słuszna...gastronomiczna korupcja...;o)

      Usuń
  4. Moja Droga, bo na okłady borowinowe, znaczy błotne, to się jedzie do sanatorium i tam cię będą nim obrzucać całkiem przystojni i młodzi panowie, wtedy to i dreszczyk poczujesz, i aura romantyczna się roztoczy i błotko będzie niczym balsam najlepszy ;-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja patriotka lokalna jestem...własna kanapa...własna borowinka...osobisty Rehabilitant...może nie młodziutki, ale jakie Ciacho...;o)

      Usuń
  5. jakim błotem?Ty się ciesz, że domową rehabilitacje pomógł Ci zrobić, koniecznie zrób te jakieś pieczyste :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszyć to ja się będę jak moje zdolności ruchowe będą takie bardziej ludzkie...:o)

      Usuń