-Tato…musimy pogadać – po całym dniu wałkowania tematu
wewnętrznie, nareszcie zebrałam się na odwagę.
Ojciec wynurzył się zza gazety i
spojrzał z niedowierzaniem…
- Na balkonie ?? – domyślił się
podtekstu jaki starałam się umieścić między słowami.
Kiwnęłam głową w milczeniu i poczłapała
na balkon…
To nie będzie miła rozmowa.
- Tato nawywijałam w szkole… - w głowie
czułam mętlik…
Od dwóch dni miotałam się jak karp w
Wigilię. Zawsze grzeczna i potulna tym razem miałam do przekazania Rodzicom
informację, którą sama uważałam za dramatyczną.
Z Mamą o tym rozmawiać nie mogłam, w życiu nie miała by
odpowiedniego dystansu. Chociaż to Ona z reguły była moim domowym
spowiednikiem.
Z Ojcem nigdy nie rozmawiałam…
Stałam na tym balkonie znękana jak
recydywista z dożywociem, język mi się plątał, a malowniczy dotychczas widok
przesłaniała szarawa mgła...
Tata zapalił papierosa i głęboko się zaciągnął…
- W klasie mamy takiego
złośliwca…ciągle dokucza dziewczynom…mnie do tej pory omijał…ale przedwczoraj
jakby się uwziął…cały dzień mi dogadywał…a na koniec…pociągnął mnie za
warkocze…
Głos mi się załamał…To było najprostsze do przekazania…To były moje
krzywdy…
- I…?? – Ojciec wyczuł, że to dopiero
początek.
- I nie wytrzymałam…złapałam go za
koszule i popchnęłam… - no, teraz można uznać, że jest z górki.
- I…?? – czyżby Tata nie uznawał tego
czynu za wystarczający do kazania..?? – horyzont z lekka mi się przecierał.
- I on jakoś stracił równowagę,
przeleciał przez pół klasy i walnął w szafę, szafa była odsunięta od ściany, bo
tam za nią są stojaki z mapami, więc szafa walnęła w te stojaki, dziura się w
szafie zrobiła ogromna, a na szafie stały globusy i wszystkie pospadały, i
jeden się całkiem rozbił…bo to była pracownia geograficzna...
Ufff…
Ojciec stał w milczeniu na tym
balkonie, wypuszczał z siebie papierosowy dym i nie odzywał się dłuższą chwilę…
- I ?? – wydusił wreszcie z siebie.
Jakie „i”, dramatyzm całej sytuacji
wystarczył by na całkiem niezły horror, a Ojciec „i” – pomyślałam z rozpaczą w
duszy.
- Chciałam, żebyś wiedział –
powiedziałam cichutko.
- Trzeba tą szafę naprawić..?? – Tata
przeszedł do spraw praktycznych.
- Nie…chłopaki naprawili wczoraj. - W
moim głosie słychać było ulgę.
- A ten globus ?? – Ojciec chyba
słuchał uważnie.
- Posklejałam…- przestałam się telepać.
- A trupa zakopałaś ?? - dociekał Rodziciel.
Na to pytanie nie byłam przygotowana
oczekując reprymendy i kazania.
Spojrzałam na Tatę i zauważyłam, że z ogromnym
trudem zachowuje powagę…
- Poczekaj tu chwilkę…- powiedział
Ojciec i na chwilkę zniknął w mieszkaniu. Po kilku minutach wrócił i wręczył mi
banknot…
- Masz parę groszy, zaproś chłopaków na
lody bo im się należy…Mamę biorę na siebie…- poczochrał mi grzywkę i na
odchodnym rzucił:
- No to pierwsze koty za płoty, Córka…na
przyszłość patrz gdzie rzucasz facetem…
Bardzo mi się tutaj podoba, a wykałaczką po szkle skrob jak najczęściej. Pięknie Ci wychodzi.
OdpowiedzUsuńOgromnie mnie to cieszy proszę Pani...;)
OdpowiedzUsuń