środa, 21 grudnia 2011

Życiowe nauki...


     -Tato…musimy pogadać – po całym dniu wałkowania tematu wewnętrznie, nareszcie zebrałam się na odwagę.
     Ojciec wynurzył się zza gazety i spojrzał z niedowierzaniem…
     - Na balkonie ?? – domyślił się podtekstu jaki starałam się umieścić między słowami.
     Kiwnęłam głową w milczeniu i poczłapała na balkon…
     To nie będzie miła rozmowa.
     - Tato nawywijałam w szkole… - w głowie czułam mętlik…
     
     Od dwóch dni miotałam się jak karp w Wigilię. Zawsze grzeczna i potulna tym razem miałam do przekazania Rodzicom informację, którą sama uważałam za dramatyczną.
     Z Mamą o tym rozmawiać nie mogłam, w życiu nie miała by odpowiedniego dystansu. Chociaż to Ona z reguły była moim domowym spowiednikiem.
Z Ojcem nigdy nie rozmawiałam…
     Stałam na tym balkonie znękana jak recydywista z dożywociem, język mi się plątał, a malowniczy dotychczas widok przesłaniała szarawa mgła... 
Tata zapalił papierosa i głęboko się zaciągnął…
     
     - W klasie mamy takiego złośliwca…ciągle dokucza dziewczynom…mnie do tej pory omijał…ale przedwczoraj jakby się uwziął…cały dzień mi dogadywał…a na koniec…pociągnął mnie za warkocze… 
Głos mi się załamał…To było najprostsze do przekazania…To były moje krzywdy…
     - I…?? – Ojciec wyczuł, że to dopiero początek.
     - I nie wytrzymałam…złapałam go za koszule i popchnęłam… - no, teraz można uznać, że jest z górki.
     - I…?? – czyżby Tata nie uznawał tego czynu za wystarczający do kazania..?? – horyzont z lekka mi się przecierał.
     - I on jakoś stracił równowagę, przeleciał przez pół klasy i walnął w szafę, szafa była odsunięta od ściany, bo tam za nią są stojaki z mapami, więc szafa walnęła w te stojaki, dziura się w szafie zrobiła ogromna, a na szafie stały globusy i wszystkie pospadały, i jeden się całkiem rozbił…bo to była pracownia geograficzna... 
     Ufff…
     
     Ojciec stał w milczeniu na tym balkonie, wypuszczał z siebie papierosowy dym i nie odzywał się dłuższą chwilę…
     - I ?? – wydusił wreszcie z siebie.
     
     Jakie „i”, dramatyzm całej sytuacji wystarczył by na całkiem niezły horror, a Ojciec „i” – pomyślałam z rozpaczą w duszy.
     - Chciałam, żebyś wiedział – powiedziałam cichutko.
     - Trzeba tą szafę naprawić..?? – Tata przeszedł do spraw praktycznych.
     - Nie…chłopaki naprawili wczoraj. - W moim głosie słychać było ulgę.
     - A ten globus ?? – Ojciec chyba słuchał uważnie.
     - Posklejałam…- przestałam się telepać.
     - A trupa zakopałaś ?? - dociekał Rodziciel.
     Na to pytanie nie byłam przygotowana oczekując reprymendy i kazania.     
     Spojrzałam na Tatę i zauważyłam, że z ogromnym trudem zachowuje powagę…
     - Poczekaj tu chwilkę…- powiedział Ojciec i na chwilkę zniknął w mieszkaniu. Po kilku minutach wrócił i wręczył mi banknot…
     - Masz parę groszy, zaproś chłopaków na lody bo im się należy…Mamę biorę na siebie…- poczochrał mi grzywkę i na odchodnym rzucił:
     
     - No to pierwsze koty za płoty, Córka…na przyszłość patrz gdzie rzucasz facetem…

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się tutaj podoba, a wykałaczką po szkle skrob jak najczęściej. Pięknie Ci wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogromnie mnie to cieszy proszę Pani...;)

    OdpowiedzUsuń