Pewnego słonecznego dnia Tata wparował do mojego pokoju i
radosny niczym skowroneczek, zakwilił:
- Jedziesz ze mną do Dziadków ??
- A szkoła ?? – zapytałam z
przyzwoitości.
- Mama Cię usprawiedliwi… - bez
zająknięcia wyszemrał Rodziciel.
- To kiedy ruszamy ?? – jedyny
interesujący mnie fakt.
- Jutro o świcie…Ciotka kartkę
przysłała… - rzucił Ojciec na odchodnym.
Spragniona informacji poczłapałam do
pokoju Rodziców. Na stole leżała kartka pocztowa, z następującą informacją...
„ Szwagier robi w sobotę imprezę w
oborze, przyjeżdżajcie. M.”
Spojrzałam na Rodziców wzrokiem genetycznego gamonia i
oczekiwałam wyjaśnień.
- Wujek świnię bije, potrzebują
pomocy…a poza tym i naszej lodówce przyda się jakaś treść… - ulitowała się nade
mną Mama.
No tak…kartkowe zapasy bywają mierne, a wyroby Wujka to był
kiełbasiany cud świata…
- A co z przepustkami ?? – zapytałam
przytomnie.
Rodzice stanęli jak zamurowani.
- Zapomnieliście, że bez przepustek to
sobie możemy ewentualnie po korytarzu pobiegać ?? – poczułam satysfakcję.
- No to pojedziemy w piątek, jutro
idziemy do urzędu. – Postanowił Tata.
Stan był tak zwany „odmienny” w naszym Kraju, więc niezbędnym
było posiadać urzędowe zezwolenie na włóczęgę ogólnopolską.
Jak było w planie w czwartek
uzyskaliśmy potrzebne błogosławieństwa ("powodem" stał się nagły zły stan zdrowia
Dziadka- Pani Urzędniczka nawet potwierdzała u Sołtysa ów „zły stan”
telefonicznie), w piątek zapakowaliśmy niezbędny majdan do Fiata 125p kolor
„kość słoniowa” i ruszyliśmy na wschód.
Podróży w tamtą stronę nie pamiętam,
uśpiona przez Mamę farmakologią „przeciwwymiotną”.
Świniobicie, jak to mord w świetle
prawa, odbyło się z zachowaniem należytej powagi, Rodziny się zjechało sztuk
kilka, świń padło sztuk dwie i cielak…
Czterdzieści osiem godzin pracy na
najwyższych obrotach…
W niedzielę byliśmy po robocie,
spiżarnia Cioci należycie się zagęściła, tylne zawieszenia w przyjezdnych
samochodach należycie „siedziały”…znaczy się operacja zakończyła się sukcesem
!!
Nasz pojazd równie obficie załadowany
oczekiwał swojej kolejki na podjeździe, Tata żegnał się z Rodzicami…ja właśnie
wychodziłam z łazienki, gdy usłyszałam:
- Jak Ty wyglądasz ?? – z naganą w
głosie odezwał się Tata.
Spojrzałam w lustro… Dżinsy, t-shirt
(wówczas zwany podkoszulką), adidaski (z nazwy)…i warkocz. Klasyka !! Zawsze
tak wyglądałam…
- Weź no ubierz coś…hmmm…krótszego ?? –
rzucił Tata z wahaniem w głosie.
- Spodenki ?? – upewniałam się
zaskoczona.
- Nooo…takie coś mniej tekstylne… -
Tata nie bardzo wiedział jak ma sprawę określić.
Stałam w tym przedpokoju i nijak nie mogłam załapać o co „biega”
mojemu Ojcu. Kiedy jednak nie uzyskałam bliższych wyjaśnień, poszłam się
przebrać. Szorty i koszulka na ramiączkach powinny być „mniej tekstylne”…
Wyszłam niepewnie na korytarz…
- Tak jest dobrze ?? – zapytałam z wahaniem.
- Noo…prawie…a włosy ?? – Tata oglądał
mnie dokładnie.
- Tekstylne są ?? – zbaraniałam
doszczętnie.
- Nie tekstylne tylko takie zmotane… -
sprecyzował Ojciec.
- To znaczy rozpuścić ?? – „szczena”
mało mi z zawiasów nie wypadła, bo Ojciec kochał mój warkocz chyba bardziej niż
mnie.
- Rozpuścić !! – wykrzyknął
uszczęśliwiony, że nareszcie załapałam o co mu chodziło.
- I nie marudź tyle bo już powinniśmy
być w drodze… - rzucił karcącym głosem.
Zdziwiona ponad miarę zajęłam miejsce pasażera i w milczeniu
ruszyliśmy do domu. Po stu kilometrach w samochodzie pachniało jak w
wędzarni…Pootwieraliśmy wszystkie okna, ale zapach ów wbijał się po prostu w
człowieka…
Za Tarnowem zatrzymał nas pierwszy
patrol…
- Uśmiechnij się…- rzucił Tata zanim
Żołnierz doszedł do samochodu.
Moja mina chyba nie do końca spodobała się Rodzicielowi bo
schylając się po dokumenty rzucił szeptem:
- Nie krzyw się tak paskudnie !!
Potulnie zmieniłam kształt „banana”…uśmiech numer pięć wykwitł
mi na twarzy.
Żołnierz sprawdził papiery, przyjrzał
się krytycznie Ojcu, a następnie obszedł samochód i z błogim uśmiechem nachylił
się przy oknie pasażera…
- A panienka to kto ?? – zapytał miłym
głosem.
- Córka tego Pana… - grzecznie
odpowiedziałam.
- A dokumenciki jakieś Panienka posiada
?? – równie miło kontynuował Młodzieniec.
Podałam niezbędne papiery i zmieniłam uśmiech na ten z numerem
szóstym.
- Jakie piękne zdjęcie !! – z
prawdziwym entuzjazmem wykrzyczał Wojak.
- Wyjątkowo się fotografowi udało… -
odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A gdzież tam… - grzecznie
zaprotestował Chłopak.
- Jakbym ładnie poprosił to mi Panienka
takie zdjęcie przyśle ?? – wydobyło się z nagła pytanie z owego Młodzieńca.
- Pewnie, że przyśle !! Sam dopilnuje,
żeby przysłała !! Tak miłemu Żołnierzowi nie wypada odmówić !! – wykrzyczał mój
Tata zanim zdążyłam odpowiedzieć Wojakowi, żeby się „czochrał” małym grzebykiem
(w wolnym tłumaczeniu oznaczało to, iż ma się odczepić).
Zamurowało mnie na amen…
Chłopak do moich papierów dołączył
karteczkę z adresem Jednostki i zezwolił nam na dalszą podróż.
Zatrzymano nas
wówczas jeszcze pięć razy… Scenariusz właściwie był ten sam…poza jednym razem…
Do samochodu podszedł Wojskowy w wieku
Taty…wówczas mój Rodziciel wymruczał:
- Tego biorę na siebie…
Po krótkiej rozmowie wręczył
Żołnierzowi średniej wielkości woreczek, a ten podziękował mu serdecznie z
życzliwym uśmiechem, i uszczęśliwiony wielce zniknął w czeluściach wojskowego
samochodu…
Do domu dotarliśmy wieczorem…
Po wypakowaniu samochodu i wysłuchaniu zachwytów Mamy, na temat
dóbr dostarczonych z narażeniem życia, z zainteresowaniem zaczęłam wsłuchiwać
się w opowieści Taty o podróży…
- Jakby nie Ona to z dziesięć kilo
mniej bym dotargał…mówię Ci…co parę kilometrów stali…
- Tato… - zaczęłam delikatnie.
- ??
- Tato…czy ja byłam przynętą ?? –
wydusiłam z siebie.
Rodzice ryknęli śmiechem…
hahahah szeherezada, pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńŁadnie to śmiać się z przynęty...?? ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem ich doskonale - to był "odwet" za te wszystkie akcje, które wyprawiałaś na ich koszt od małego: za zdemoralizowanie dziadka Stefka, za szafę i globus w szkole, i za tysiąc innych przewin, o których zapewne jeszcze napiszesz;-)
OdpowiedzUsuńnotaria
Czyżby moje "wypominki" brzmiały aż tak deprawująco...?? Muszę to przemyśleć...;)
OdpowiedzUsuńTatko łebski facet był. Bez dwóch zdań :))
OdpowiedzUsuńZaprzeczyć nie wypada :o)
OdpowiedzUsuńEkonomiczna przynęta:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Wielokrotnego użytku...:o)
OdpowiedzUsuń