sobota, 10 grudnia 2011

Rachunek sumienia...cz.2

     Prawdziwym wyzwaniem dla moich poczynań był, zapewne jak i dla Was okres wakacji. Spędzałam je w Bieszczadach, a właściwie na Pogórzu Bieszczadzkim, które do dnia dzisiejszego kocham miłością wielką i niezaprzeczalną.
Oddawana pod opiekę Dziadków i Cioci (Świętej Kobiety) mogłam do woli przeprowadzać swoje eksperymenty, totalnie przez nikogo nie ganiona.
Ogromu wydarzeń związanych z tymi pobytami niestety nie jestem w stanie opisać, więc skoncentruję się na paru, takich bardziej cywilizowanych, obawiając się, że Administratorzy mogli by wprowadzić cenzurę.
     Miejsce, w którym siałam pogrom od niedawna jest na mapach zaznaczane maleńką kropeczką, w czasach prehistorycznych mojego dzieciństwa, było niewidzialne.
Jednakże, charakteryzowało się dziwną przypadłością, jak tylko się tam pojawiałam, choćby ciemną nocą, wszyscy Mieszkańcy zaraz o tym wiedzieli.
     Nie wiem czy sztaby antykryzysowe wówczas istniały, ale gotowości straży pożarnej i pogotowia jestem pewna.
     Czasem się nawet zastanawiam, czy ta moja działalność z tego okresu, nie spowodowała tak ogromnej zapaści gospodarczej Podkarpacia.
     Ale wracajmy do tematu...
     Autochtoni przez 10 miesięcy w roku żyli w zgodnej symbiozie, szanując prawo własności i siebie nawzajem. Stan ten zmieniał się radykalnie z dniem mojego przyjazdu.
     Wrogiem numer jeden stawał się oczywiście najbliższy Sąsiad mojej Rodziny, posiadający w dobytku dwóch dorodnych Synów.
Widok owych działał na mnie jak przysłowiowa „płachta na byka", oczywiście z wzajemnością wielką. Obmyślane przez cały rok strategie wprowadzaliśmy systematycznie w życie, doprowadzając do skrajnego załamania psychicznego i fizycznego całe otoczenie.
     Było więc, wykopywanie wilczych dołów na najbardziej uczęszczanych ścieżkach, były wiadra z gnojówką ustawiane pod oknami w największe upały, a ekstremalnym posunięciem było wymalowanie wszystkich klamek smołą.
Na liście naszych występków można było chyba znaleźć wszystko.
     Oczywiście nigdy o owe czyny nie byłam posądzana personalnie, mając na czas przestępstwa żelazne alibi...
Kiedy Chłopaki starali się przeprowadzić jakieś działania odwetowe...No cóż teraz mi ich serdecznie żal.
     Uczestniczyłam również w różnych pracach, traktując je co prawda jako rozrywkę, ale z wielką powagą.
Po latach dopiero zrozumiałam, że Ciocia (Święta Kobieta) w sposób subtelny i przebiegły umiała wykorzystać moje talenty przywódcze i praca, którą mi wyznaczała była zawsze szybko i rzetelnie wykonana.
Może nie do końca przeze mnie, ale jednak...


P.S. Jak widzicie rozwijam się w ekspresowym tempie...;)...już po trzech dniach odkryłam opcję "akapit"...:]

4 komentarze: