niedziela, 16 lutego 2020

Komu w drogę, temu buty...

     Wieczorny spacerek zapowiadał się wyjątkowo przyjemnie...Bezwietrznie, lekki mrozik, pełnia, która oświetlała zawiłe, psie ścieżki...
Lucky ma już swoje ulubione szlaki...
     Wieczorny spacerek to najpierw łąka w pobliżu (w celach higienicznych), a później przyjemność łazikowania (po osiedlowych alejkach, oczywiście)...
Człapiemy sobie niespiesznie...Osiedle pustawe...
I nagle...
Pod wiaduktem. łączącym dwie strony osiedla...
     Jak coś łupnie !!
Aż echo poszło między kolumnami...
Lucky z wrażenia przysiadł i spogląda na mnie niepewnie...
Ja stanęłam jak wryta, bo dźwięk niczego nie przypominał...
Zabłąkany snajper ??
Strefę Gazy przenieśli ??
Głuche łup !!
     Rozejrzałam się wkoło, zagrożenie nigdzie się nie czaiło, więc nogę podnoszę, żeby dziarskiego kroka postawić...
Zonk...
Patrzę i oczom nie wierzę...
     Buta mam na nodze, a podeszwa na chodniku została...
A to Ci łup !!
     Chichotać zaczęłam cichutko, bo przecież powaga w takich chwilach nie przystoi...I człapię...
     W jednym bucie...W drugim "prawiebucie"...A podeszwa majta w dłoni...
     Przez moment mi zaświtało w czerepie, że leśne spacerki będą teraz lekko utrudnione...
Ale co tam...
But to but, swoje prawa ma...
A te buty mają praw znacznie więcej, niż każda inna, zwykła para...
     Te buty mają ponad dwadzieścia lat !!
     To właśnie wówczas, odżałowaliśmy ogromne pieniądze i zakupiliśmy trzy pary "traperów"...Takich prawdziwych...Ze skóry...Ręcznie szytych...
     Ciężkie były niewyobrażalnie, ale na wędrówki piesze lepszych nie było...
     Córcię ta rozkosz ominęła, bo miała jeszcze zbyt delikatne nóżki...
     Pierworodny zachodził swoje "trapery" na śmierć...Ledwie się siebie trzymały...Ale o innych słyszeć nie chciał...(Aż Mu noga urosła znacznie i się w "trapery" nie mieściła)...
     Pan N. zachodził trapery całkowicie...Nawet reanimowanie skóry nic nie dawało...Ale długi czas stały jeszcze w szafce, bo tak trudno było się im rozstać...
     Dlaczego moje przetrwały tak długo ??
Bo pracując zawodowo musiałam być "spod igiełki"...Spódniczki...Żakieciki...Szpileczki...
Trapery stały i tęskniły...
Stabilne i bezpieczne...
Bez względu na oblodzenia, zalegające śnieżne zaspy, głębokie kałuże czy bajora pełne błocka...
     Pokonałam w tym "prawiebucie" kilkaset metrów...
     Przyszłam do domu z suchą nogą i nawet nie zmarzłam (mimo kilkustopniowego mrozu)...
     Szłam i wspominałam Pana Szewca, który od wielu lat nie żyje, a który był jednostką wyjątkowo marudną i stetryczałą...Zakupy w Jego sklepie to było prawdziwe wyzwanie...
Szłam i dziękowałam Mu w duchu, że tak bardzo się przyłożył, że Jego kunszt szewski był na tak wspaniałym poziomie...
But zapewnił mi pełne bezpieczeństwo...Brakowało mu tylko podeszwy !!
I wiecie co...
     Zamierzam je uratować !!
     Bo nigdy, w żadnych butach, nie czułam się tak bezpieczna...;o)

17 komentarzy:

  1. No dobrze, ale co to był za hałas?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak walnęła ta podeszwa o chodnik !! A echo swoje dołożyło...;o)

      Usuń
    2. O matko! To ja niedomyślna taka!

      Usuń
    3. Zaraz "niedomyślna", ja też musiałam chwilkę pogłówkować...;o)

      Usuń
  2. Też mam takie "niezmordowane" buty. A ponieważ są na tęgą zimę, zakładam je coraz rzadziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie mogę odżałować, że na letnie wędrówki troszkę w nich za ciepło...;o)

      Usuń
  3. Hmmmmm tak mi się Gordyjko skojarzyło ;)
    "A tu noga ugrzęzła, drzazga w bucie uwięzła
    Bo ma dziurę w podeszwie mój pretendent na męża
    Ale zawsze się wyrwie – o już wolny, odeszło
    I walcuje, szurając podwiniętą podeszwą "

    Taka moja obuwnicza przygoda :)
    Kiedyś wybrałam się na imieniny w butach które miały już kilka lat, ale bardzo rzadko w nich chodziłam. Koleżanka do której na te imieniny szłam mieszka tak około 5 kilometrów ode mnie. Jednakoż moje nogi były wtedy jeszcze w pełni sprawne i niezwykle skore do chodzenia. A do koleżanki mej można dojść fajną trasą biegnącą poprzez zielone tereny nad Odrą. Zamiast więc wsiąść w tramwaj poszłam sobie spacerkiem. W trakcie spacerku cuś mnie tchnęło, spojrzałam na moje buty i...stwierdziłam, że zaczynają...obłazić ze skóry ;) Albowiem były zrobione z tak zwanej skóry ekologicznej, czyli z tkaniny powleczonej skóropodobnym naskórkiem. Jak dotarłam do koleżanki moje butki wyglądały tak jakby za długo siedziały na słońcu w upalny dzień, tak malowniczo się łuszczyły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to była wężowa skórka i był sezon na zrzucanie ?? ;o)

      Usuń
  4. Trzymam kciuki, żeby akcja ratowania tej ostoi bezpieczeństwa zakończyła się wielkim sukcesem. Ja na Twoim miejscu też byłbym gotów pomyśleć, że przenieśli Strefę Gazy ;D Pozdrawiam niedzielnie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja Ci nie napiszę ile lat chodzę w jednych butach bo są "najlepsze, najwygodniejsze i najwspanialsze"... bo i tak nie uwierzysz...:-))

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaa, to takie buty! ;-)
    Koniecznie ratować!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oficerki damskie: Oficerki damskie z Balagan Studio łączą w sobie elegancję i praktyczność. Są to wysokie buty, które doskonale sprawdzają się w chłodniejsze dni. Wykonane z najwyższej jakości skóry, oficerki są nie tylko trwałe, ale również wygodne i stylowe. Ich ponadczasowy design sprawia, że pasują do wielu strojów, od codziennych po bardziej formalne, stanowiąc ważny element w garderobie każdej kobiety.

    OdpowiedzUsuń