piątek, 31 stycznia 2020

Hej kolęda, kolęda...

     A właściwie po kolędzie...
     Jak co roku, tuż po Bożym Narodzeniu, zaczynają pojawiać się medialne doniesienia, gdzie, który ksiądz, zachował się jak pacan...Ten domagał się koperty...Ów wywierał naciski ogólne...Właściwie standard...
     Ilu takich "pacanów" jest ?? Kilku...Kilkunastu...Kilkudziesięciu ??
Brocha przypięta...
     Mogę to zrozumieć, bo przez lata całe nawiedzał nas Proboszcz (niech Mu ziemia lekką będzie), którego wizyty duszpasterskie nazwałabym raczej "inwigilacjami"...
     Wkraczał, lustrował i wychodził...
Co lustrował ??
Wszystko !!
Lustrował i wyceniał...
A pamięć miał fotograficzną...;o)
Nic więc dziwnego, że z ulgą witaliśmy na progu Wikarego...
     Proboszczowi się zmarło kilka lat temu...
     I chociaż zasług miał dla Parafii sporo, to jakoś głównie zapamiętałam te "lustracje"...
     Nowego Proboszcza dostaliśmy z "awansu"...
     Zanim pierwszą Mszę odprawił, wszyscy wiedzieli, że sporo ma za "pazurami"...
     A że Środowisko tworzymy zamknięte, to owe newsy lotem błyskawicy całe Osiedle obiegły...
Mnie trochę niesmaczyło, że mało był "technologiczny"...
Strona internetowa zamarła...Zaprzestał wydawania biuletynu parafialnego...
No cóż...
Taki urok...
Po pierwszej kolędzie byłam miło zaskoczona...
     Nie było lustracji !!
     A nawet jeśli ją przeprowadził (bo przecież każdy się w nowym miejscu rozgląda), nie była tak nachalna jak dotychczas...
Tematyka rozmowy też była inna...
Bardziej, że tak powiem delikatna...
     Teraz nawiedził nas ponownie...
     Weszło Proboszcza o 50% więcej...Część oficjalną skrócił do błogosławieństwa...I z widoczną ulgą zajął miejsce na kanapie...
     Ledwie Chłopisko oddychało...
     Jeden rzut oka i nawet lekarza nie trzeba było...
     Nadciśnienie...Cukrzyca...Problemy z krążeniem...Może niewydolność serducha...
     Po pięciu minutach (zmienił pozycje siedzenia przynajmniej sześć razy), wiedziałam, że Jego kręgosłup ledwie zipie...
     Tym razem to ja "lustrowałam"...;o)
Kilka zdań "o niczym"...I po kolędzie...
     - Dobrze, że nie chciał skorzystać z łazienki...- wymruczał Pan N.
     - 150 kilo to On ma na pewno...- domruczałam...
     - Więcej !! - skwitował Ślubny...- A my kibelek mamy do 150...
I szczerze mówiąc zrobiło mi się żal Proboszcza...
Sam sobie zgotował ten los...

8 komentarzy:

  1. A gdzie umiarkowanie w jedzeniu i piciu?
    Mój mąż ma życzenie przyjmować kolędę , ja nie, nie uczestniczę i wkurza mnie dopytywanie, a gdzie żona, a co robi, a dlaczego nieobecna? FBI czy jak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błądzić jest rzeczą ludzką...;o)
      Mogę Ci Proboszcza pożyczyć...O nic nie pyta...;o)
      Rozmowa toczyła się na tematy neutralne...;o)
      Łakomie tylko spoglądał na kanapę Luckiego, chyba Mu się wydawała wygodniejsza...;o)

      Usuń
    2. Dzięki ale nie, mojego fotela mu nie użyczę ;-)

      Usuń
    3. No dobra...Nie namawiam...;o)

      Usuń
  2. Rzeczywiście, zapuścił się, to cierpi. Ode mnie każdy wychodzący, wikary, proboszcz czy prałat, do następnego bloku musi iść piechotą , taki układ, więc przynajmniej ten jeden raz idą na spacery przy okazji. Kiedy przychodzi prałat przynajmniej o śpiewaniu możemy rozmawiać, bo śpiewa pięknie, trzeba przyznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Osiedle to nasi podjeżdżają, ale cztery klatki po 12 mieszkań (trzy piętra) to musi być wyzwanie dla Proboszcza...;o)
      Ja miałam dwie "wpadki" kolędowe...
      Jeden Wikary był Bibliofilem, więc na widok naszej "biblioteczki" zaczął się ślinić, nawet modlitwa nie bardzo Mu szła...A jakżeśmy zaczęli dysputę, to po godzinie zapukała Sąsiadka, że świeczki Jej się wypaliły...;o)
      Rok później wszedł i oznajmił, że stanie tyłem do półek...;o)
      Drugi Wikary okazał się Krajanem, który wychował się trzy przecznice od nas...Jakżeśmy zaczęli wspominać...Echhh...On dostał burę od Proboszcza, a ja od Sąsiadów...;o)
      Wychodzi na to, że można po ludzku i bez sztampy...;o)

      Usuń
  3. Sama zastanawiam się, czy w moim domu rodzinnym była kolęda, czy wypadnie akurat w czasie gdy "zjadę" pod stary adres. Byłoby zabawnie nawet, choć i gdy pomieszkiwałam, byłam obecna głównie dlatego, że uważałam chowanie się w kuchni za głupie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta tradycja i tak niedługo przejdzie do lamusa...Będziesz opowiadać o dawnych obyczajach...;o)
      (Chowanie się w kuchni jest totalnie głupie)...;o)

      Usuń