Może to genetyczne ??
Może pęd za "lepszym życiem" moich Przodków, został mi jakoś genetycznie przekazany ??
Moja Prababcia Marysia porzuciła swój dom i ruszyła wraz z Mężem szukać "chleba"...
Przybyli do mojego Rodzinnego Miasta i osiedli wraz z Córką (nie mam pojęcia o Rodzeństwie Baby Jagi) na stałe...To pierwsze pokolenie "Nomadów"...;o)
Mój Ojciec porzucił rodzinny dom w wieku szesnastu lat...
Trochę pobłąkał się po Świecie i wybrał Śląsk...Tam poznał Mamciaśkę...
I się urodziłam...
Taki mieszaniec kielecko-bieszczadzki...W jednej ręce scyzoryk, w drugiej sztacheta...;o)
Jakoś przetrwałam okres edukacji...
A potem zaczęłam kombinować, jak też z tego mojego "Rodzinnego Miasta" zwiać...
Nigdy jakoś nie poczułam sentymentu, przywiązania, czy jakie tam licho siedzi w człowieku...
Nawet teraz, po latach, bywam kiedy muszę i uciekam z prędkością światła...
"Rodzinne Miasto" to na pewno nie jest moja kropka na mapie...
Kiedy zamieszkaliśmy w Zaścianku...No cóż...
Od dziecka byłam zauroczona słonecznym Rynkiem, kocimi łbami i tym niespiesznym rytmem życia...Ale szybko pojęłam, że "Autochtoni" nie lubią obcych...
Po ponad trzydziestu latach wiem, że nie lubili, nie lubią i lubić nie będą...
Miejsce urodzenia jest dla Nich najprostszą z wykładni...
A ja ??
No cóż...
Szybko przestałam się zachłystywać niespiesznym rytmem życia...
W Zaścianku bywałam...Spałam...Jadłam...
On żył swoim życiem...Ja swoim...
Ani to miłość, ani to nienawiść...
Lubię przysiąść na słonecznym Rynku...Lubię pospacerować po krętych uliczkach (kiedy ja ostatnio po niech spacerowałam ??)...Lubię widok kościelnej wieży...
Ale nie jestem "stąd"...
I przyszła pora na Wrzosowisko...
Historia zatoczyła koło...
Wróciłam do Krainy Przodków...(Przynajmniej w pewnym sensie)...
Sadzę...Sieję...Pielę...Zbieram...
Siadam na ławeczce przed "Orzeszkiem" kiedy Słońce układa się do snu...
Spoglądam w niebo przez koronki śliwkowych liści...
Stąd też nie jestem...
Nic nie wiem o historii tej Ziemi...Nic nie wiem o jej Mieszkańcach...
Przyjeżdżam i odjeżdżam...
Taki ze mnie "Nomada"...
Coś mi to przypomina,
OdpowiedzUsuńcoś się kojarzy...;-)
Moje miejsce tam gdzie ja ?? ;o)
UsuńTo bardzo ciekawy temat, który poruszyłaś, Gordyjko .... Jedni całe życie w jednym miejscu siedzą, a innych ciągle nosi. Bo albo sami się noszą, albo historia wymusza takie wędrówki ...
OdpowiedzUsuńPrzykre, że Zaścianek Cię godnie nie przyjął ... Jego strata.
Mieszkam od urodzenia w tym samym mieście, chociaż moja rodzina to też takie wagabundy były ;) To tu, to tam i żadna prababka majątku mi nie zostawiła :))) a jakaś ziemia, czy mały dworek byłby się przydał :))))
W spadki to i my nie bogaci...;o)
UsuńNorwid to wiedział:
OdpowiedzUsuńPrzecież i ja — ziemi tyle mam,
Ile jej stopa ma pokrywa,
Dopokąd idę!…
Do kraju tego...;o)
UsuńNigdy mi do głowy nie przyszło aby opuszczać miasto rodzinne. Po większych abo mniejszych wojażach dobrze mi smakuje powrót do domu :)
OdpowiedzUsuńPowrót do domu ?? Owszem...Żeby plecak przepakować...;o)
UsuńNiektórzy tak mają ,że zmiana miejsca zamieszkania to dla nich normalka, ale inni tak jak moja mama nie lubią, nie potrafią i nie chcą zmian a miejsca zamieszknia w szczególności, to chyba zależy od charakteru.
OdpowiedzUsuńJa mogę wsiąć w samochód czy pociąg i od razu się przenieść nawet w niewiadome :-))
Świat zawsze dzielił się na tych co budowali osady, i na tych co zdobywali terytoria...Genetyka Praprzodków gna nas w nieznane...;o)
UsuńOd urodzenia jestem włóczęgą, uwielbiam poznawać nowe światy, ludzi, miejsca... Ale zawsze wracam do domu. I nie wiem, czy udałoby mi się żyć gdzie indziej, nie próbowałam, choć parę razy byłam blisko takiej decyzji. Kto wie?
OdpowiedzUsuńPoza Tobą ?? Nikt...;o)
UsuńOd 1974 mieszkam w Warszawie, bo to miasto mojego ojca, ale nie czuję się "stąd". Wrocławianką siebie nazywam, bo tam się urodziłam, ale przez 19 lat mieszkania w stolicy Dolnego Śląska, nie poznałam tego miasta na tyle, by nazwać je moim miejscem. Wieś pociągała mnie zawsze, ale na stare lata wygód potrzebuję, więc już za późno. Tak bywa, że jednych gna po świecie i wszędzie czują się u siebie, a inni do jednego miejsca przypisani, też nie zawsze dobrze się w nim czują. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI to jest prawda absolutna !! Człek się liczy...;o)
UsuńJak to dobrze, że się różnimy....
OdpowiedzUsuńAle jest coś co mamy wspólne - i to jest chyba WRAŻLIWOŚĆ...
:-)
Z Tobą to nie bardzo chcę się różnić...;o)
UsuńLubię zmiany miejsca, bo stwierdzam uczciwie, że przywiązuję się do ludzi a nie do miejsca. Z LUDŹMI mogę przenieśc się wszędzie. I uważam, że musi być po prostu wokół nas taki własny świat...;o)
OdpowiedzUsuńNapisała Mieszkanka "Końca Świata"...;o) Dodam, że cudnego...;o)
Usuń