sobota, 16 grudnia 2017

Pies na włościach...

     Kazar zbierał się szybciej niż przewidywała weterynaria...Lekarz był w prawdziwym szoku...
Stał się tylko bardziej nerwowy i "zajadły"...
     Chłopak się nie pozbierał...
Po kilku miesiącach odszedł z Firmy...
     Psisko dostało nowego Opiekuna...
Ten to dopiero był piesolubny !!
     W wolnych chwilach przebudował budę na prawdziwą rezydencję, do boksu nawiózł piasku - "bo Kazar lubi kopać", a posiłki dla psa gotował na miejscu, żeby były świeżutkie...(Sam jadał kanapki)...
Nie wspomnę o takich drobiazgach jak nowa obroża z plakietką adresową, czy kosmetykach "z górnej półki"...
Nikt nie protestował, bo przecież Kazar był bohaterem !!
Ale miewał też mało chwalebne incydenty...
     Bywało, że w rozliczeniu pojawiała się pozycja "za kurę Sołtysa", albo "gęś Sąsiada"...Wszystko co ośmieliło się wkroczyć na nasze terytorium należało do niego...
To były "wydatki dodatkowe"...
Pewnego dnia jednak, Kazar stał się "podpadziochą"...
     - Szefowa...Jak ja mam to rozliczyć ?? - zapytał mnie telefonicznie nowy Opiekun...
Hmmm...
Trzeba było iść za psa "na dywanik" do Szefa wszystkich Szefów...
     - Kazar zjadł skórzaną kurtkę Klientowi...- wyłożyłam sprawę licząc na "syndrom szoku"...
Szef wszystkich Szefów spojrzał na mnie podejrzliwie...
     - Jak to zjadł ??
     - Facet był wypity, zaczął majtać tą kurtką psu przed pyskiem i tupać, to się Kazar wkurzył i capnął za rękaw...A potem ją porozrywał na milion kawałeczków...- precyzowałam...
     - A Facet ?? - dopytywał Szef...
     - Chyba wytrzeźwiał...Ale domaga się odszkodowania...- zakończyłam...
     Szef wszystkich Szefów zadysponował konieczność wizualizacji, czyli zażądał przywiezienia kurtki (podejrzliwy to On zawsze był strasznie), a po zmonitorowaniu szkody wezwał mnie do siebie i zapłacił za kurtkę z własnej kasy...
     Potem Szef wszystkich Szefów postanowił Filie pozamykać...
     I jeśli spodziewacie się, że tym razem również zakończenie tej opowieści wywoła smutek, to jesteście w błędzie...
     - Co z Kazarem ?? - zapytałam, kiedy decyzja zapadła...
Szef wszystkich Szefów spojrzał na mnie z uśmiechem...
     - Znalazłem mu dom !! - zakomunikował...- Emerytura mu się należy...
I rzeczywiście...
     Kiedy kiosk został opróżniony, Pracownik podpisał ostatnie rozliczenia, na parking podjechał znany mi samochód i wysiadło z niego Małżeństwo...Znałam oboje...Pracowaliśmy wspólnie wiele lat...
Właśnie przeprowadzali się do nowego domu z ogrodem i sadem...
Kazar miał stać się "wisienką na torcie" tego gospodarstwa...
Ale i on dostał w bonusie "truskaweczki"...
Dwoje dzieci, które mogły ganiać z nim do upadłego...
Zostałam nawet zaproszona do zlustrowania siedziby naszego "emeryta"...
     Ogrodzony teren...Piękna buda...I Ludzie, którzy dali mi słowo, że będą go kochać...

18 komentarzy:

  1. Happy End :-) To teraz trzeba mówić, że emerytura się każdemu zasłużonemu pracownikowi należy jak psu buda ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak optymistycznie powinny się kończyć wszystkie zwierzęce opowieści, może ludzie kiedyś do tego dorosną...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne!!!
    I podpisuję się pod tym co napisała Notaria.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za wspaniałe zakończenie, dzielny pies , pilnował swojego gospodarstwa po psiemu i wiernie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzadko jest która
    emerytura.

    OdpowiedzUsuń
  6. I tak łza w oku się zakręciła... ale tak inaczej :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że obie opowieści przeczytałam naraz i się nie denerwowałam ... to znaczy oprawców Kazara wybatożyłabym pod pręgierzem bez litości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Policjant Piesolubny wyjątkowo się starał,ale niestety, bez efektów...;o)
      Chyba chciał ich osobiście wybatożyć...;o)

      Usuń
  8. Piękna emerytura. Zasłuzyło sobie psisko!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale fajnie zakończyła psina! Każdemu psu życzyć takiej emerytury :)

    OdpowiedzUsuń