środa, 29 listopada 2017

Król podjazdu...

     Widok pustej budy podsuwał mi nieodmiennie obraz maszerującej na przystanek Suni i gromady szczeniaczków...Czasem, wyrywana z zawodowej zadumy nagłym zgiełkiem, biegłam zajrzeć do boksu...
Pusto...
     - Przyjdź do gabinetu...- usłyszałam pewnego dnia w słuchawce głos Szefa wszystkich Szefów...
     Zajęta byłam niewyobrażalnie, bo właśnie zaczęły się wakacje, a więc ruch był wzmożony i papierologii przybyło bardzo...
Szef wszystkich Szefów czekał na mnie przed drzwiami...
     - Musisz coś z tym zrobić !! - zażądał... - I wskazał ręką na podjazd...
Orzesz...(ko)
     Na podjeździe siedział psiak...
Właściwie, pies...
Z wyglądu i rozmiaru, prawie owczarek niemiecki...Tyle, że bardziej czarniawy...
     - W nocy tankowali jacyś popaprańcy i go zostawili...Wyje jak oczadziały i z miejsca się ruszyć nie chce...Podjazd blokuje !! - nakreślił mi sytuację Szef wszystkich Szefów, głosem grubiańskim, żeby nie było, że ma miękkie serducho...
     - I co ?? - zapytałam, bo schowanie takiego egzemplarza w torebce wydawało mi się mało prawdopodobnym...
     - Buda jest pusta...Potem się zastanowimy...- wymruczał Szef wszystkich Szefów niewyraźnie...
     Podeszłam na podjazd i próbowałam zagadać "ludzkim głosem"...
Lipa...
     Kiedy tylko zmniejszałam dystans do trzech metrów, pies ruszał biegiem przez podjazd, szczerząc sporych rozmiarów kły, szczekając zajadle i wyjąc przejmująco...
Będzie jazda...
     Usiadłam na krawężniku i czekałam...
Na co ??
Chyba na pomysł...Bo w głowie miałam sieczkę...
Pies był zadbany, "odpasiony", wyczesany...
     Może wył w samochodzie ?? Może ze zwierzakami na wczasach nie przyjmowali ??
     Młody nie był, więc chyba sytuacja Właścicieli nie zaskoczyła ??
Psa zaskoczyła na pewno...
     Przesiedziałam na tym krawężniku ze cztery godziny...
     Koledzy zabezpieczyli stanowisko pachołkami, żeby ktoś psiny nie rozjechał przez nieuwagę...
     Po czterech godzinach pies drgnął, zastrzygł uszami, rozejrzał się podejrzliwie i podszedł do miski z wodą...
Ufff...
Upał zwyciężył...
     Chlapał tym jęzorem nieprzyzwoicie, a ja przemawiałam "ludzkim głosem"...
Co się mówi w takich sytuacjach ??
Cokolwiek...
Bo nie treść jest ważna, ale spokój...
     Psisko słuchało mnie uważnie...Przekrzywiało zabawnie łebek, kiedy usiłowałam "trafić" w imię...
W końcu zdecydował się podejść do wyciągniętej ręki...
Gadałam...Drapałam...Głaskałam...Gadałam...
A kiedy powoli wstałam, psisko też wstało...
Pierwszy krok...
Drugi krok...
     Weszłam z nim do boksu i dalej gadałam, i dalej drapałam za uchem...
     Kucharz przyniósł sporą miskę żarcia...Ojciec Szefa wszystkich Szefów przyniósł karton mleka...
Pies zaczął się żalić...
     Skomlał tak przejmująco, że serducho się "kroiło", a w przestrzeń kosmosu poszybowały nie najlepsze życzenia dla jego Właścicieli...(Zbiorowe życzenia, bo cała Firma nam kibicowała)...
On rozpaczał, a ja usiłowałam ten żal ukoić słowami...
W końcu zasnął...
     Wróciłam do pracy, ale jakoś nie bardzo umiałam się skoncentrować...Było mi wstyd...
     Jak można było taki bezmiar psiej miłości pozostawić przy drodze ??
     - Zbieraj się do domu...- usłyszałam głos Szefa wszystkich Szefów...- Ojciec Cię odwiezie...A Chłopaki sprawdzą boks, czy tam jakaś luka po Suńce nie została...Odwaliłaś dzisiaj niezłą fuchę...
     I znowu miałam dwa psy...
Cezarego w domu...
I Rexa w pracy...
     Rex...Król podjazdu...

25 komentarzy:

  1. Zauważyłaś, że koło jednych ciągle kręcą się jakieś zwierzęta, a koło innych wcale? Ciekawe.... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafne spostrzeżenie, do dobrych ludzi zwierzęta jakoś same przychodzą... :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak to jest, jak się ma dobre serce... :))
    Ale ktoś przecież musi ratować takich odrzutków. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie właśnie jest życie, gorzko słodkie...
    Wspaniała z ciebie kobitka Gordyjko, pewnie o tym wiesz, ale przecież słów uznania nigdy za dużo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobitka - na pewno...;o) Taka z psim problemem...;o)

      Usuń
  5. Król podjazdu to brzmi dumnie. Nadaje się na założyciela dynastii ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. a myślałam, że takie stworki tylko do mnie zawsze się "przyplątywały" :))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Wielkie masz serducho Gordyjeczko!!!
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż mnie coś w środku ścisnęło... Ponad 20 lat temu, ze schroniska wzięłam pieska "w typie" owczarka niemieckiego, również nazwałam go Rex i także rozpaczał po poprzednich właścicielach. Pamiętam, że to był jedyny pies, który nie zabiegał o to, by ktokolwiek zabrał go z tego piekła. I już do końca psiego żywota, bał się, że "nas zgubi"...I to on zaszczepił we mnie miłość do owczarków niemieckich.
    Druga sprawa, nie mam słów na tych, którzy w ten sposób pozbywają się wieloletniego domownika, członka rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje "Kudłate opowiastki" zawsze wyciskają z moich oczu łzy. Nieważne czy są one smutne tak jak ta o Suni, czy optymistyczne jak ta o Rexie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam, że znasz nawet "segregator" do którego wciskam ta swoją bazgraninę...;o)

      Usuń
  10. Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń