niedziela, 29 października 2017

Limit grzeczności został wyczerpany...

     To było dawno temu...Miałam piętnaście lat...
     Mamciaśka po przyjściu z pracy oznajmiła...
     - Idź do Babci, zaniesiesz leki...
Echhh...
Jak ja nie lubiłam takich misji...
Nie dlatego, że byłam "nieużytkiem"...
     U "Baby Jagi" zawsze śmierdziało przetrawionym alkoholem, a stan trzeźwości Wujków niewiele miał wspólnego z abstynencją...
Tego dnia nie było lepiej...Właściwie, było gorzej...
     "Baba Jaga" prowadziła właśnie wojnę z Synami o sprzątanie nagrobka Dziadka Stefana...
Wujkowie wili się jak moczeni w ukropie...
Uśmiechnęłam się pod nosem...
Niech wojują...
     Po tygodniu, jeden z Wujków przybył do nas z wizytą i dzielił się z Mamciaśką niesamowitą nowiną...
     - Wyobraź sobie, że poszliśmy sprzątać grobowiec Ojca, a tam wszystko czyściutkie, jakby dopiero co Sanepid był z wizytacją !! Matka wierzyć nam nie chce !! Nawet ktoś kwiatki w gazonach posadził !!
     - Może Najstarszy ?? - dociekała Mamciaśka...
     - No coś Ty !! - skrytykował pomysł Średniak...
Uśmiechnęłam się pod nosem...
Uśmiechałam się pod tym nosem przez kilka lat...
     Rodzinka nigdy jakoś nie doszła do rozwiązania tej tajemnicy...
Potem do "tajemnicy" dopuściłam Pana N.
     On wiedział, że grobowiec Dziadka Stefana stał się przed laty moim azylem...Tutaj często odrabiałam prace domowe...Tutaj rozwiązywałam swoje nastoletnie problemy...Tutaj przychodziłam się wypłakać...
Potem wyprowadziliśmy się do Zaścianka...
Z biegiem lat przybywało nam grobowców do sprzątania...
     Bywało tak, że z dwójką małych Dzieci, tłukliśmy się Pekaesem przez godzinę, z wiadrami, szmatami i narzędziami ogrodniczymi...
Żadna zasługa...Ot, tak trzeba i tyle...
     Rodzinka jakoś się nie kwapiła, mimo, że kilka Osobników mieszkało wówczas od Cmentarzy kilkaset metrów...
     Kiedy ilość grobów dobiła do "dychy" zdaliśmy sobie sprawę, że nie ogarniemy...(Kosztów utrzymania też nikt nie chciał ponosić)...
Smutne, ale prawdziwe...
     To takie "drugie oblicze" Święta Zmarłych...
Ale...
     Pisałam kilka miesięcy temu, że Najstarszy Brat Mamciaśki zmarł...
     Jego Syn z nagła zapałał chęcią nawiązania kontaktów rodzinnych...
     "Oki" - pomyślałam...Ten akurat zawsze się cieszył moją sympatią...
     Przechodziłam śmierć Ojca, wiem jak człowiekowi wówczas ciężko, jak bardzo potrzebuje rozmowy...
To, że ja tego też kiedyś potrzebowałam ??
No dobra...Dałam radę...
Przecież dwadzieścia lat wcześniej musiałam sobie poradzić ze śmiercią Mamciaśki...Wtedy też nikt tego nie zauważył...Dałam radę...
Wtedy Rodzinka nawiązywała ze mną kontakt, tylko w kwestii "spadku"...
     -"Przecież Szwagrowi też się coś po śmierci należy ??" - usłyszałam tydzień po pogrzebie Ojca...
     Może dobry sierpowy ??
Ale ja przecież pacyfistką jestem...
     Tydzień temu, w niedzielę, o ósmej rano, zadzwonił Syn Najstarszego...
     - Coś Ci wyrasta z grobu...- oznajmił do moich zaspanych szarych komórek...- Listki jakieś...
     - Przyjedziemy to posprzątamy...- oznajmiłam, ale serducho radośnie zadrgało...
     Widać śmierć Ojca tak Nim wstrząsnęła, że poszedł na grobowce Dziadków przed "świętowaniem"...
     Uśmiechnęłam się do wizerunku Dziadka, który od lat noszę pod powiekami...
Wyobraźnia posunęła się nawet krok dalej !!
     Zobaczyłam, jak Kuzyn wywija zmiotką, jak rwie zielsko, jak wciera mydliny...
Miła odmiana po prawie czterdziestu latach...
     W piątek ruszyliśmy w doroczny rytuał...
Jeden grobowiec, Drugi...Zmiana Cmentarzy...
Dochodzę do grobowców i...
     Pierwszy raz w życiu rzucam takim mięsem, że aż mi tchu brakuje...
"Orzesz...Kur..."
     Wiem, wiem...Miejsce święte...Przed nosem Kaplica...
A ja niczym ten kamień nagrobny stoję wmurowana...
     To, że spod "mojego" nagrobka rzeczywiście wyrastają "listki" (szkoda, że bywa tak rzadko, bo by wiedział, że te listki wyrastają systematycznie co roku), to, że w tym "moim" grobowcu leży również Jego Babcia...To "pikuś"...
     Grobowiec Dziadka Stefana przedstawiał obraz "nędzy i rozpaczy"...
     Był "usyfiony" śmieciami z całej okolicy...Suche liście, gałęzie, papierki...
Ręce mi opadły...
     Do tego jakieś specjalne narzędzia potrzebne nie były...Można to było nawet w garść zebrać...
Szorowaliśmy te grobowce, a ja mruczałam pod nosem...
     - Zawsze mówiłeś, że masz mnie jedną...- Dziadek Stefan uśmiechał się jak zawsze...
     Ale po kiego był ten telefon ??
Mam czcić ziemię cmentarną, po której Kuzyn stąpał ??
Mam docenić poświęcony naszym Przodkom czas ??
Mam wyrazić podziw dla niebywałego wyczynu przejechania kilku przystanków autobusem ??
     Nie ogarniam...
Ale czczę, doceniam i podziwiam...
     Może ze spokojem sumienia odhaczyć odwiedziny u Pradziadków, Dziadków i Chrzestnej...
     Tylko, niech lepiej przez kilka miesięcy nie dzwoni...
     Nie wiem, czy mi gordyjskiej grzeczności wystarczy na rozmowę...;o) 

27 komentarzy:

  1. Aaaaa..., bo z rodziną wiadomo. Najlepiej na zdjęciu.
    Ja przez lata wojowałam z teorią, że jest mus jechać na groby dokładnie 1.11. Szlag mnie trafiał, bo to nie jechanie było tylko stanie w gigantycznym korku. W tym roku nie mam już z kim walczyć, więc sama sobie ustaliłam terminy wizyt. Każdy grób odwiedziłam spokojnie, bez stresu, bez oglądania się na "co ludzie powiedzą"... Zmarli z całą pewnością nie będą mieli o to pretensji, że byłam u nich 2-3 tygodnie przed.
    Mam tylko lekki stres, co się z tymi grobami będzie działo, jak nas zabraknie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W stadzie Ci będzie raźniej, bo my od lat nie uczestniczymy w tym szaleństwie...Chyba, że Pan N. ma wolne - wtedy monitorujemy stan świętowania...;o)
      Nie martw się na zapas !! Wtedy Ci to będzie zwisało po całości...;o)

      Usuń
    2. O właśnie! To ja się tu podpiszę.:))) Też zaczęłam podchodzić do tego na luzie. Jedziemy, jak mamy możliwość, a nie koniecznie 1.11.
      Rodzina coraz mniejsza, coraz więcej grobów zostaje bez opieki - nie da rady wszędzie dojechać, rodzina rozrzucona po całej Polsce. Ale chyba większość tak ma - gdzieś trzeba dojechać.
      Nie przejmuję się tym, co ludzie powiedzą. A potem - faktycznie, będzie mi to obojętne.:))) Chyba...:)))

      Usuń
    3. Ludzie dużo mówią i dlatego nie mają czasu zająć się swoimi sprawkami...;o)
      Czyżbyś szykowała łańcuchy dla potomnych ?? ;o) Postraszyć dobra rzecz...;o)

      Usuń
  2. Pocieszę Cię Gordyjeczko - znam i przerabiam podobny scenariusz....

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiesz, że to wszystko dopiero przede mną ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem...Dlatego pisałam Ci, że to dopiero początek...;o)

      Usuń
  4. Zdecydowany sierpowy często w takich wypadkach doprowadza do pionu. Obowiązki rozłożone na kilka osób pozostają dla najlepszych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyłam bez tej pomocy przez tyle lat, to jeszcze trochę pociągnę...;o)

      Usuń
  5. No nie...też bym zaklęła...
    Cierpliwośc nasza też ma granice...

    OdpowiedzUsuń
  6. Grobów przybywa, a ludzi do opiekowania się nimi coraz mniej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale za to, jakie teraz "wypaśne" nagrobki się pojawiają...;o)

      Usuń
  7. Nigdy nie przepadałam za tym "świętem"... Tylko czasem, wieczorem...wizualnie...
    A od kiedy mieszkam zagramanicą ;-) to odwiedzam i sprzątam gdy jestem w Polsce.
    Oczywiście, Żuk M. przejął teraz obowiązki do spełnienia w odpowiednim czasie.
    Ale i tak teraz bardzo smutny czas dla mnie... I różne refleksje, (co by było gdybym po śmierci Ojca Żuków nie pojechała "na wakacje" do Holandii?)... I takie tam wspomnienia... Ech..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znoszę tego rozpamiętywania, wzniosłej muzyki, sprawozdań z cmentarzy...Dość człowiek smutku w sobie nosi !!

      Nie pojechałabyś do Holandii, nie pisałabyś bloga, nie spotkałabyś Gordyjki...Lipa !!

      Usuń
  8. 1 listopada będę pracować, więc groby odwiedzę dopiero za kilka dni.
    Taki czas, że trzeba pomyśleć o tych, którzy odeszli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Listopad jest taki właśnie...Przemyśleniowy...;o)

      Usuń
  9. A ja wolę rozmawiać z moim śp.Tatą w domu czy gdziekolwiek indziej niż na cmentarzu. Mam wrażenie, że on gdzieś jest, ale na pewno nie w tym grobie. Tam już niewiele zostało z tego "plaszcza, który nosił w tym życiu. Gdzie teraz jest? Dużo bym dała za odpowiedź na to pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nigdy nie radziłam sobie ze Świętem Zmarłych. W Warszawie mam tylko grób Rodziców, ale od zawsze sprząta go moja siostra(jedyna rzecz, w której jesteśmy zgodne). Nie wiem, kto będzie to robił, gdy jej zabraknie, bo ona sama spocznie obok swojego męża, więc córka będzie doglądała tamten grób. Są ludzie, którzy mają gen "poczucia obowiązku" i tacy, którzy są głusi na wszystko.Szanuję pierwszych, ubolewam na d drugimi, że nie mają refleksji o tym, kto zadba o ich groby, jeżeli sami o niczyje nie dbali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasada: "po nas choćby potop" jest wygodna w życiu...;o)

      Usuń
  11. A ja trochę z innej beczki... Nie rozumiem po co stawia się okazałe pomniki, nie wystarczyłaby tablica pamiątkowa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad tym to ja się zastanawiam od "dziecięctwa" i jeszcze tej zagadki nie rozwiązałam...;o)
      (Przy ostatniej wizycie zauważyłam, że ten trend się pogłębia)...;o)

      Usuń