wtorek, 10 maja 2016

Narodziny sceptycyzmu...

     Moja Mama była Pielęgniarką...Ten fakt, oprócz wrodzonego wręcz szacunku do Pielęgniarek spowodował, iż od dziecięcia obcowałam z medycyną i wszelkimi jej niuansami...Na pamięć znałam listę "nowoczesnych" psychotropów i "najlepszych" antybiotyków...Znałam nazwy, działanie i wskazania...A to właściwie nie było normalne...
     Moja Mamciaśka była ogromną zwolenniczką antybiotyków...
Może dlatego zrodził się we mnie ten bunt ??
     Każdy wie, że w "cielęcym" wieku lat "nastu", człek musi się buntować, bo mu hormony z uszu wystają...
Uczyłam się dobrze, w polotach bardzo dobrze...Nad modne dyskoteki przedkładałam bibliotekę...Nad nocne eskapady, wypad w góry...Nad imprezki, pototwórcze treningi...
     Czyli jakoś te moje hormony wybuchnąć musiały...
No to wybuchły...
Żeby nie powiedzieć: zapachniały...
     Z racji wykonywanego przez Mamciaśkę zawodu, moja podręczna biblioteczka zaopatrzona była również w literaturę medyczną, i właśnie tam odnalazłam swój "bunt"...
Maleńką książeczkę:


     No dobra...Nie było to dzieło do czytania...
     A już na pewno, nie było to dzieło do czytania dla nastolatki...
     Ale nastolatka czytała...Czytała i analizowała...Analizowała i wprowadzała w czyn, przy wsparciu Zielnika wypożyczonego w Bibliotece (takiego z obrazkami ;o))...
Bunt rozkwitał...
     Rodzice pracowali na zmiany, więc czasu na eksperymenty totalne miałam sporo...
Dom zaczął pachnieć rumiankiem, pokrzywą, skrzypem...
     Łatwo nie było, bo przecież mieszkałam w Centrum sporego Miasta...
Ale z wypadów w plener przywoziłam pół plecaka "różności"...
A potem "różności" chowałam między książkami, żeby nie wpadły w oczy Domowemu Medykowi...
Ojciec załapał w mig...
     Przy kolejnym "zapaleniu dziąseł" podałam Mu w sekrecie, przygotowaną miksturę...
Był na etapie "wszystko mi jedno"...
Pomogło w kwadrans, więc moja tajemnica była bezpieczna...
Przy kolejnym ataku dziąseł Ojciec już nie czekał...
     - Masz to paskudztwo do płukania ?? - zapytał szeptem...
     Mieć nie miałam, ale mogłam zrobić...Wszystkie składniki leżakowały w drugim tomie "Popiołów"...
     Mój zielarski proceder trwał przez kilka lat...
     Mamciaśka nigdy się nie dowiedziała jaka ze mnie "medycznie" przewrotna dusza...
     Kiedy na Świecie pojawiły się nasze Dzieciaki, w domu mieliśmy zawsze "ziołową półeczkę"...Może nie wszystkie zioła pochodziły z własnych zbiorów, ale półeczka była nieźle zaopatrzona (przy ostatniej wizytacji Pierworodnego dostałam burę, bo w szafce nie było rumianku..."Rumianku nie masz !!" - cytuję)...
     Rodzinną tradycją stało się wychodzenie "po pokrzywę", "na rumianek", czy po sosnowe młode szyszki, z których robiłam syrop na kaszel...
     Potem pochłonęła mnie cywilizacja...
     Zioła kupowałam w sklepie...Ekspresowe, bo takie właśnie zrobiło się życie...
Kora dębu, rumianek, szałwia, pokrzywa, kwiat lipy, skrzyp...
Minimum...
     Wrzosowisko otworzyło mi "klapkę" z pamięcią...
     Rumianki i pokrzywy pozrywałam z marszu...Skrzyp wpadł w ręce przy pieleniu truskawek...Dziurawiec mnie zaskoczył wyrastając między wierzbinkami...Biedrzeńcowi przyglądałam  się długo..."Skąd my się znamy ??"...Podobnie było z tasznikiem...
     Przyglądałam się, rwałam, wieszałam na suszarce, a potem w domu sprawdzałam skąd to dziwne poczucie znajomości...
     Teraz mnie zaskoczył glistnik jaskółcze ziele...
Wiedziałam, że powinnam powiesić wiązkę do suszenia...
     Czyżby z ziołami było tak, jak z jazdą na rowerze ??
Nie mam pojęcia...
Ale wiem jedno...
     Za każdym razem kiedy wyszukuję nazw dla moich "odkryć" w opisie figuruje dziwna formułka...

     "Roślina zielna (lub chwast) uprawiana do celów medycznych i farmaceutycznych o szerokim spektrum zastosowań. Stosować po konsultacji z lekarzem lub farmaceutą."

No cóż...
We wszystkim wskazany jest umiar...
Ale...
     Jak to się ma do dyrektywy unijnej, którą jakiś czas temu próbowano przeforsować, a która kategorycznie zabraniała uprawy, zbierania i konsumpcji ziół ??
Projekt tych bzdetów leżakuje w jakimś brukselskim biurku i pewnie wypłynie "przy okazji" lub poczeka na lepsze czasy...
Bo sam pomysł zarabiania milionów na bazie produktów, które nic nie kosztują, ogromnie mi się podoba...
     Vivat Koncerny !!
I tak a`propos...
     Kiedy byłam ową "zbuntowaną nastolatką" mój stan zdrowia wymagał konsultacji kardiologicznej...Mamciaśka wcisnęła mnie "po znajomości" do pewnej Pani Ordynator, bardzo znanego wówczas Instytutu...
Kolejka była do Niej rozmiarów kosmicznych (chociaż nie było wówczas jeszcze NFZ-tu), wizyta kosztowała krocie...
     Pani Doktor moje wyniki przeanalizowała, badania przeprowadziła i zaproponowała terapię pewnym medykamentem, który sprowadzała z Holandii...
Zabrzmiało bardzo poważnie...
     Mamciaśka oczywiście lek u Pani Doktor kupiła (jedno opakowanie kosztowało tyle co rower "Wigry")...
     Po pierwszej zażytej dawce sprawdziłam skład, bo mi się "coś z czymś" kojarzyło...
     Medykament w osiemdziesięciu procentach składał się z waleriany...Czyli pospolitego kozłka lekarskiego...Była również meliska do towarzystwa...
Resztka to były "wypełniacze"...
     My byliśmy wówczas " zacofanym Wschodem", w którym Ludzie ciągle korzystali z usług "Zielarek", często wyśmiewanymi za owe procedery...Oni byli "cywilizowanym Zachodem" z niebotycznie rozwiniętą myślą technologiczną...
     Tak się chyba urodził mój medyczny sceptycyzm...

14 komentarzy:

  1. Chwast to każda roślina, która rośnie tam, gdzie jej nie chcemy.
    :D
    Czyli: wszystko może być chwastem.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jak to jest z jaskółczym zielem ? bo rośnie u mnie, gdzie mam sobie powiesić i kiedy korzystać?
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suszyć możesz na tarasie, a co do zastosowań są różne...Ja będę podlewać grządki...;o)

      Usuń
  3. I tka to wracamy do mądrości naszych przodków. A podobno człowiek się rozwija!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja tak się stukam w czółko,
    skąd Ty jesteś takie "ziółko"?

    OdpowiedzUsuń
  5. Od 1 do 8 klasy faszerowano mnie antybiotykami, bo miałam permanentną anginę. We mnie też powstał bunt, ale nieco później. Kiedy sama miałam dziecko, karmiłam go czosnkiem z miodem, sokiem z cebuli, czarnego bzu, buraków itp. Pomagało. Do dziś piję tylko krzem, pryskam złotem lub srebrem jeśli coś się kroi. Antybiotyków nie uznajemy. Pozdrówka zielarko.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli, że wracamy do korzeni...Dosłownie...;o)

      Usuń
  6. Uwielbiam zioła, podziwiam tych, którzy na tym się znają. Moje osiągnięcia są skromne, ale też chętniej sięgam po dary Natury niż po chemię. Na przykład od Inez nauczyłam się stosowania... ziela angielskiego. A kiedyś bez no-spy nie dawałam rady...
    Antybiotyków nie znoszę. W czasie tej ostatniej choroby przełom nastąpił, gdy wreszcie zaparzyłam sobie zioła...
    Najlepiej by było, gdyby ludzie docenili i szanowali to, co jest wkoło.
    Co z tego, że z zioła wyciągną tzw. substancję czynną, jeśli do jej podania muszą dołożyć całe mnóstwo paskudztw w celu zbudowania tabletki. W zielu są dodatkowe substancje, ale naturalne i tak dobrane, że ta główna substancja czynna działa jak trzeba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wokół nas jest wszystko, czego potrzebujemy...Tylko wiedzy nam brakuje...;o)

      Usuń
  7. O koncernach famaceutycznych można tomy. Inna sprawa ,że też z wiedzy zielarskiej korzystają.
    Osobiście nie zbieram ,nie suszę ,się nie znam ale prędzej wypiję jakieś zaparzone ziółko niż polknę tabletke.
    Co do holenderskiej medycyny - tutejszy lekarz domowy w pierwszym rzędzie na każde schorzenie zaleci paracetamol. Przez piętnaście lat raz mi przepisał jakiś antybiotyk bo przy POCHp zapalenie oskrzeli może być niebezpieczne dla życia. I to tyle.
    Zióla są dobre myśle do zapobiegania,do stosowania zapobiegawczo .Leczą owszem - lecz kuracja jest długa. Moim zdaniem - najlepiej nie chorowac a takie coś jak rumianek mieć zawsze pod ręką. :))Pozdrawiam

    Ponieważ ostatnio miałam żywy kontakt z kuchnią marokańską jestem zafascynowana ilośćią ziół jakich używają do swoich potraw. A herbatka z szałwią i miętą uważam ,że szczególnie latem - jedyna i bardzo smakowita - no i zdrowa....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele narodów umie korzystać z ziół w bardzo smakowity sposób...;o)

      Usuń