wtorek, 29 marca 2016

Niespodziewane wyzwania, czyli jak poszłam do Szkoły Muzycznej...;o)

     Nawiązując do jednego z  wpisu i Waszych komentarzy, opowiem Wam jak z mojej perspektywy wyglądał kontakt bezpośredni z Artystami...I to takimi przez duże A...
     Dawno, dawno temu...
Bez przesady...
Dinozaurów wtedy na Świecie już nie było...
     No to tak bardziej niedawno...;o)
     Nasza Córcia chciała iść do Szkoły Muzycznej...
     Sam fakt Jej startu w tym "wyścigu szczurów" był dla nas sporym wyzwaniem, a że, jak wiecie, zawsze mieliśmy wyjście awaryjne, to przed egzaminami ułożyliśmy plan strategiczny "jak pocieszyć Dziecię po pierwszej w życiu porażce"...
To nie to, żebyśmy w siły własnego Dziecka nie wierzyli...Bynajmniej...
Ale podeszliśmy do tematu racjonalnie:
     1. Chętnych na jedno miejsce był tłum.
     2. Nie było nas stać na kursy przygotowawcze (!!).
     3. Nie byliśmy z tak zwanego "Środowiska".
     4. Córcia kwartał przechorowała, więc nawet ćwiczenie piosenki na prezentację było niemożliwe...
Ale chciała...
     Poproszona o pomoc Wychowawczyni z "zerówki" przez tydzień ćwiczyła z Córcią "kle kle, boćku, kle kle", a nasz dom rozbrzmiewał całodobowym klekotem...
     Może dobrze, że nie było więcej czasu na te treningi ??
     W każdym razie, rodzinnie poszliśmy na ten egzamin...
     Wkoło żaboty, falbanki i kokardki...Ludzie rzucają nazwiskami Nauczycieli jakby byli z Rodziny...A w środku my...Totalne, "muzyczne sierotki"...
     Co bardziej wyrywni, trenują gamy po kątach...
     Znajdujemy odpowiednie drzwi (Komisji było siedem, do każdej po trzydzieści dzieciaków, miejsc dwadzieścia), siadamy na ławeczce, i nim nasze poopska się ułożyły wygodnie, nobliwa Dama, siedząca obok nas, zagaduje...
     - Też macie egzamin u Pani Dyrektor i Pana Profesora ??
Ło Matko i Córko...
Aż tak ??
     Powtarzam sobie w myślach słowa pocieszenia dla Córci...
     Dzieciaki wchodzą...Pięć minut i po kłopocie...Wychodzą pełne entuzjazmu...
     Piosenka...Gamy...Ćwiczenia przy pianinie...Ćwiczenia bez pianina...Następny...
     Córcia weszła...
Cisza...
Orzesz...(ko)
Nieśmiała jest, fakt, ale żeby tak nic a nic ??
     Pięć minut...Dziesięć minut...Kwadrans...
     Zaczynamy nerwowo spacerować po korytarzu...
     A może wkroczyć ?? Może trzeba Ją wyrwać z tej muzycznej jaskini ??
Po głowie ciągle kołaczą mi się słowa tego pocieszania...
     Otwierają się drzwi...
     Wychodzi Kobieta w średnim wieku, przepuszcza przodem naszą Księżniczkę i przygląda się nam z zainteresowaniem...
Czyżby aż tak źle było ??
     - Wyniki będą za dwa tygodnie...- oznajmia nam uprzejmie (chociaż do tej pory nikogo nie informowała) i zaprasza kolejną "Ofiarę"...
Ufff...
Przynajmniej nam się "pocieszanie" nie zmarnuje od razu...
     Córcia zdaje nam dokładną relację...Bez entuzjazmu, chociaż z rumieńcami...
     - Pomyliłam się trzy razy, ale jak chciałam poprawić to ten Pan powiedział, że nie trzeba...
     No jasne...Po kiego grzyba mieli czas marnować ??
     Po dwóch tygodniach, w dzień ogłoszenia wyników, odprowadziłam Córcię do Przedszkola i pocięłam...Gdzie ??
     Do Szkoły Muzycznej, żeby wiedzieć zanim zaprowadzimy tam naszą Artystkę...
Listę nazwisk też można czytać różnorako...
     Zachodzę (zabiegam !!), lista wisi, czytam...
Dużo to tego czytania nie było, bo dwadzieścia nazwisk nie tłum...
     Jest...Pozycja numer dwa...
NIEMOŻLIWE !!
     No to biegusiem do Sekretariatu, żeby się nie okazało, że to jakaś inna lista...
Witam się grzecznie i pytam:
     - Czy ta lista na dole to przyjęci do Szkoły ??
Mina Sekretarki bezcenna...
     Zanim się Kobieta z szoku otrząsnęła, otwierają się drzwi z napisem "Dyrektor" i wychodzi owa Kobieta z egzaminów...
     - Oooo !! To Pani...- wita mnie jakbyśmy do jednej klasy chodziły...- No tak...Córka zdała świetnie !! Słuch absolutny !! Mąż był Nią zachwycony i ma ogromną nadzieję, że się zdecydujecie na skrzypce...
Teraz to ja jestem w szoku...
     Jaki Mąż ?? Jakie skrzypce ??
     We łbie mi się jakieś "Stradivariusy" plączą, w ustach mam sucho jak na Saharze, a kolana się uginają...Nie wiem jakich głupot nagadałam z tego wszystkiego, ale jest pewne, że gnałam do domu jak oczadziała...
     Przewidzieliśmy wszystko, ale skąd my skrzypce weźmiemy ?? Gdzie my pianino postawimy ?? No i kto nam da kasiorę na takie wybryki ??
     Po dwóch godzinach kroczyliśmy tą samą drogą, żeby odczytać listę przyjętych...
     Ja wiedziałam...Pan N. wiedział...Pierworodny wiedział...
     Córcia nie wiedziała, bo swój pierwszy sukces trzeba zobaczyć, a nie usłyszeć...
     Radość ??
Tego się nie da opisać w żadnym języku Świata...
Takiego Sześciolatka trzeba zobaczyć...
Przez bardzo długą chwilę delektowaliśmy się tym widokiem...
     Potem oczywiście było świętowanie "lodowe", a potem wróciliśmy do domu i zaczęliśmy mierzyć ściany...
     Gdzie wcisnąć pianino ??
Na balkon !!
     Od kogo pożyczyć kasy ??
Ukraść !!
     Jak zrekompensować Sąsiadom naukę gry na skrzypcach ??
Eksmisja !!  
     Po setnym durnym pomyśle Pan N. wziął gitarę i leczyliśmy skołatane nerwy muzyką...

     A potem gordyjska głowa waliła w ścianę artystycznego uniesienia...
Czyli ??
     Będzie kolejna opowieść...;o)

19 komentarzy:

  1. Zaczęło się nieźle :)) Czekam na ciąg dalszy, ale chyba Was nie eksmitowali ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze przyznam...Tego się "po całości" opisać nie da, a przetrwać mogą tylko jednostki ogromnie do życia przywiązane...;o)

      Usuń
  2. Do życia przywiązana jestem ogromnie, więc... zaryzykuje następne odcinki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadmiar szczęścia ?? :-)))
    Ależ masz zdolną Córcię, gratulacje i wszystkiego najlepszego na drodze muzycznej...
    Muzyczne dzieci łatwo uczą się języków obcych, niech się uczy i tego....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to było zaraz po "zgonie dinozaurów" !! Ale z językami to fakt...Tyle, że ponoć muzyka łączy się z matematyką, a tutaj to już Córcia była w opozycji...;o)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Ty masz Kolego,
      dar do czegoś innego...;o)

      Usuń
    2. To jeszcze tutaj coś dodam,
      nie wiem jak coś pachnie, szkoda!
      Piękne jajeczko, dzięki!!!

      Usuń
    3. To teraz będę opisywać zapachy bardziej smakowo...;o)

      Usuń
  5. No to dawajcie koleżanko ten ciąg dalszy szybciutko, bo z nerw wyjdę...
    :-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Też chętnie się dowiem jak to dalej było.
    Gordyjko nie bądź taka i nie zmuszaj mnie, żebym wróciła do obgryzania pazurów!!

    OdpowiedzUsuń
  7. No to talent w Waszej rodzinie jest ugruntowany.Mama pięknie pisze, córka pięknie śpiewa, no i reszta też niczego sobie.Gratuluję.pozdrawiam Ula

    OdpowiedzUsuń
  8. To był dopiero początek, powiadasz? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje opowieści są bombowe! :D Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń