czwartek, 17 marca 2016

Ale się namieszało...

     No to pierwszy, wrzosowiskowy maraton mamy za sobą...
Trzydniówka...
Echhh...
     Plan strategiczny określony bardzo skrupulatnie...
1. Skończyć wycinkę.
2. Przygotować zagony do uprawy.
3. Posadzić cebulki.
4. Ogarnąć bałagan.
     Ale nasz plan to był "pikuś", w porównaniu do planów Matki Natury...Ta to dopiero przyszalała...
     W poniedziałek przygotowała dla nas klasykę marcową, czyli temperaturka około 6 stopni, lekki wietrzyk i wyglądające zza chmur słoneczko...

Ten "bobok" to nasza aronia...
A ten "bobok" to Gordyjka sadząca sztobry wierzbowe...
     Człapaliśmy niespiesznie po naszym ugorze i delektowaliśmy się zbliżającą wiosną...Cudnie !!
     A potem był wtorek...
     Trudno było uwierzyć w to, co widzieliśmy za oknami, a za szybkami "Naguska", to już widok był całkiem niewiarygodny...

Autentyczna podróż w czasie...

     Matka Natura ewidentnie podglądała co mamy zapisane w notesie, bo lepszej pogody na wycinkę nie mogła dla nas przygotować...
     Wiecie jak cudnie pniaki ślizgają się po takiej śniego-błotnej mazi ??
Cudnie się ślizgają...
     Ciągnęliśmy właśnie tego ogromnego orzecha...
     Pan N. ciągnął z jednej strony...Gordyjka z drugiej...
     Nie powiem..."Bydlak" był wyjątkowo ciężki, więc mimo ogromnego wysiłku posuwaliśmy się kroczek za kroczkiem...
     - Poczekaj, wezmę z drugiej strony...- powiedział Pan N. i z pełną fantazją puścił trzymany konar, zamierzając zmienić strony...
Zamarłam...
Chłopisko mi oczadziało...
Jak to zmienia strony ?!
     To wszystko przeszło mi przez makówkę tak szybko, jak obrazy z życia, które wyświetlają się człekowi tuż przed zgonem...
Migło...
A ja, niczym na zwolnionym filmie rejestrowałam konsekwencje owej mężowskiej fantazji...
     Pniak przechylił się niebezpiecznie w stronę puszczonego konara, moje ręce poczuły wzmożony ciężar, kręgosłup pochylił się automatycznie, kolana się ugięły i...
     Gordyjka wylądowałam z gracją w śniegowo-błotnej mazi !!
Kiedy przyziemiałam, Pan N. pojął co zrobił...
Ja nie mogłam ze śmiechu wydusić słowa...
     - Ty to przewidziałaś !! - oznajmił Ślubny...
Fakt...
     Kiedy przebieraliśmy się w ubrania robocze, obwieściłam, że zakładam nieprzemakalne spodnie, bo czuję, że dzisiaj przyziemię...
Przyziemiłam...
     - Aleś miał pomysł z tą zamianą miejsc !! - wydusiłam z siebie, kiedy przeszedł mi napad śmiechu...
     - Nooo...Zaćmienia jakiegoś dostałem !! - podsumował przygodę Pan N.
Nie miałam szans z tym orzechem...
     A potem była środa...


     Kiedy dotarliśmy do Wrzosowiska czekały nas dwie niespodzianki...
     Kompletny brak śniegu, piękny błękit, wspaniałe słońce i ciepełko...
     O drugiej niespodziance wpis będzie osobny...
I było tak, jak na Wrzosowisku bywa często...
Było idealnie !!

Pierwszy w tym roku zachód Słońca z naszej ławeczki...
     Marcowe porzekadło o "garncu" sprawdziło się w 100% !!

10 komentarzy:

  1. Piękne te słoneczne poblaski na trawie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomo: Matka Natura ma fantazję.:) U nas rano przymrozki i -3, potem słońce i +7. I klucze różnego ptactwa.
    Lubię czytać takie opisy. Jak coś powstaje, coś ktoś tworzy, sadzi, porządkuje itp.:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas w dzień było około +10
      i słonecznie.

      Usuń
    2. Idziemy do przodu !! Wiosna puka do okienka...;o)

      Usuń
  3. Nie z Wami te numery pogodowe.
    Bo Wy robotni jesteście i już:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie takie kataklizmy żeśmy przeżyli na Wrzosowisku...;o)

      Usuń
  4. A czy Wy kiedyś siedzicie bezczynnie? ;)
    Pozdrowienia dla pracusiów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracusie to mało powiedziane.... To są PRACOHOLICY!

      Usuń
    2. Odpoczywamy !! Jak już boli wszystko oprócz poopy...;o)

      Usuń
  5. Cieszę się, że wrzosowisko ożywa. Pięknie! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń