czwartek, 12 marca 2015

O mądrości wyssanej z mlekiem Matki Natury...

     Zawsze wiedziałam, że zwierzaki są mądre...Tak, tak...
     I to mądre, nie tą wykutą w szkołach mądrością, ale taką genetyczną, wyssaną z mlekiem Matki Natury...
Mądre i kropka...
     Pobyt na "wrzosowisku" tylko mnie w tej teorii utwierdza...
     Jeden z naszych Sąsiadów jest posiadaczem "sierściucha"...Takiego rudzielca, że już bardziej rudy być nie może...Fakt, że nie jestem pewna do końca, który z nich, którego posiada, ale że stanowią duet, to fakt...
Ów rudy "sierściuch" przechodził przesilenie wiosenne z pewnym trudem...Dokładniej rzecz ujmując...
Znacząc swoje terytorium w "miejskim" domu, nasikał swojemu Właścicielowi na plecy...
A ponieważ ten fakt nastąpił po całej serii dziwacznych zachować koteczka, więc Właściciel jako formę zdyscyplinowania, wywiózł go na wieś...
Skoroś taki bohater, to sobie radź...
     Kot całkiem kanapowy nie był...O wyżywienie umiał się zatroszczyć...Okoliczne włości obchodził z dumą...Ale kiedy pojawiliśmy się na "wrzosowisku" zajął pozycję przy drzwiach "naguska" i tylko czyhał na ich otwarcie...
Moment nieuwagi mógł nas kosztować zwiększenie domowej liczebności...
A że za sierściuchami nie przepadamy, więc refleks nam się wyostrzył niczym żyleta...
Na drugi dzień opowiadamy Sąsiadowi o perypetiach z kotem...
     - Wiem, wiem...Przyjechałem wczoraj późnym wieczorem, a ten siedzi potulnie na podjeździe, do miziania się podstawia, o nogi się ociera, więc wystawiłem transporter...Wielkich nadziei nie miałem, bo on tego transportera nienawidzi z całego kociego serducha...Ledwie drzwiczki uchyliłem, a ten już leży w środku, jakby nigdy z niego nie wyłaził...Po prostu anioł a nie kot...No to dałem paskudzie jeszcze jedną szansę...- opowiadał Sąsiad...- Nawet mu w odwecie nie nasikałem na plecy...- dodał ze śmiechem...
     Ale na "wrzosowisku" mamy również rezydentów...
Też rudych...Ale nie w całości...
Te dwa sierściuchy to już na pewno nie są kanapowce...
To są koty pracujące i przyznam szczerze, że od pół roku nie widziałam ich w innej sytuacji niż polowanie...
Pracują całodobowo...


Hmmm...
Właściwie powinnam napisać pracowały...
     Odkąd postawiliśmy płotek "zwierzakowy" i wzmocniliśmy go sznurkiem, który zwisa swobodnie w niektórych miejscach, okazało się, że nawet tak zapracowane koty umieją się bawić...


A jeden z nich, ma nawet talenty siatkarskie...


     Nikt jednak nie przebije naszych skrzydlatych przyjaciół, którzy ile sił w dziobach pomagają nam w pracy na ugorze...


     Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawiają się zaraz po wbiciu łopaty w ziemię...A zadanie nie jest łatwe, bo po latach przyzwyczajeń, muszą sobie teraz radzić z niespodziewaną przeszkodą...
Po liczebności pomagierów widać, że radzą sobie całkiem nieźle...
     Ale i w tej radosnej gromadce przytrafiły się egzemplarze nietuzinkowe...
Widzicie tą pędzącą na złamanie karku kurę ??
     To Klementyna...
     Przynajmniej czasowo została ochrzczona imieniem najmądrzejszej kury jaką w życiu spotkałam...Klementyna była kurą Bieszczadzkiej Babci i jej intelekt sięgał znacznie wyżej niż pomyślunek przeciętnego drobiu...Była jak psiak...Nawet spała pod drzwiami babcinej sypialki, mając za nic wygody kurnika...Nie odstępowała Babci na krok...
     Ta Klementyna jest fanką Pana N. ...
     To do Niego tak pędzi, uszczęśliwiona, że znalazła przejście na "wrzosowisko"...
Ten związek kosztował mojego Ślubnego niewiele...
Jedną średniotłustą dżdżownicę...
     Kury nie mają pamięci ?? Kury nie mają instynktu ?? Kury nie myślą ??
Bzdura...
     Od tej jednej dżdżownicy rozpoczął się prawdziwy związek !!


     W zapomnienie poszło stado (Klementyna przegania wszystkie kury), dorodne koguty mogą zapomnieć o amorach (nieźle obrywają przy okazji), kiedy tylko Pan N. pojawia się z łopatą...
     Pięknie im ta współpraca wychodzi...
Że Klementyna wstrzymuje nam pracę ?? Pewnie, że wstrzymuje...
Ale trudno nie docenić takiej miłości...
     Czy jestem zazdrosna ??
Bynajmniej...
Też mam fankę...


     To jest Rozi...
Tym razem nie chodzi o dżdżownicową korupcję...
Rozi zabłysła niekurzym intelektem...
     Kiedy stawialiśmy zwierzakowy płot była na "wrzosowisku" z pewnym szarym kogutem...No i, czego łatwo się domyśleć, nagle zostali "odcięci" od domu...
     Kogut biegał jak oszalały wzdłuż ogrodzenia, wydając z siebie niesamowite odgłosy i usiłując przecisnąć się przez centymetrowe oczka siatki...
     Rozi stała, jakby się zastanawiała co trzeba zrobić...
Panika koguta ewidentnie ją deprymowała...
     I nagle wskoczyła na pieniek (widać go na zdjęciu z kotami), postała chwilę jakby mierzyła siły, rozłożyła wątłe skrzydełka i...Fruuu...
Przeleciała nad płotkiem...
Kogut mało ogona nie zgubił z rozpaczy...
Rozi zasłużyła na dżdżownice...
     Że nasz "zwierzakowy" płotek psu na budę się zdał ??
Ano właśnie...
     Piesa też mamy w dorobku...
     Wabi się Filip i średnio reaguje na imię...Za to świetnie reaguje na głos otwieranych drzwi "naguska" i szelest odwijanych kanapek...
     Niestety podobizny Wam nie zaprezentuję, bo Filip stanął w obronie swej współlokatorki i wygląda teraz jak obraz nędzy i rozpaczy...
Podobno bardzo bohaterko walczył o jej cnotę z okolicznymi "burkami", ale efekty są opłakane...
Filip wygląda jak po starciu z TIRem...
Czy zwyciężył w tej walce, okaże się za kilka tygodni...
     A my będziemy się delektować tą symbiozą...Tym totalnym wyciszeniem...I uśmiechać się radośnie, kiedy Filipowi zagoi się okaleczone oko, kiedy kotu "siatkarzowi" uda się przerzucić kamyk. albo kiedy Klementyna zagdaka cichutko pałaszując kolejną dżdżownicę...
     Kto wie, z kim się jeszcze zaprzyjaźnimy...;o)

11 komentarzy:

  1. Oj chyba nie wrócicie do miasta tak Wam na wsi dobrze :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile tam się u Was dzieje :) zazdroszczę :) Uszczęśliwiłaś mnie tym postem Gordyjko :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dwa tygodnie i dopiero się zacznie...;o) Fajnie, że trafiłam w Twój gust...;o)

      Usuń
  3. Wrażliwość miastowych owocuje cudownymi opowieściami, no bo kto na wsi zastanawia się czy kura myśli.......;o) Wystarczy że nadaje się na rosół albo znosi co najmniej jedno jajko dziennie....:o)
    Przypomniałaś mi moją jedną z pierwszych przygód na wsi właśnie z kurą Klarą.....o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego nie będę mieć kur, królików i innych przychówków...Przyjaciół się nie żre !! ;o)

      Usuń