Podobno objawy szaleństwa są niezauważalne...
Podobno...Bo że nasze szaleństwo rozwija się w sposób ekstremalnie energiczny to wątpliwości nie mam...
Po majowym podboju Alp, myślałam, że już nic w tym roku nie zmajstrujemy...
A jednak...
W zeszłą niedzielę zapakowaliśmy manele, wsiedliśmy w "Naguska" i ruszyliśmy do Krakusowa...Nie na zwiedzanie...Bynajmniej...
To był pierwszy etap naszego szaleństwa...
W Krakusowie Pierworodny odtransportował nas na Dworzec autobusowy, a my stanęliśmy grzecznie na stanowisku numer 12 w oczekiwaniu na kolejny pojazd...
Poubierani jak na biegun, trzęsąc się jak dwie mało "ścięte" galaretki z nóżek wypatrywaliśmy Busa z napisem "Starigrad-Paklenica"...
"Głupsi już nie będziemy" - pomyślałam, przemierzając wyludniony Dworzec, po którym plątało się kilka, równie jak my, przemarzniętych Jednostek...
"Po kiego licha pchamy się gdzieś na południe w taką zimnicę ??" - marudziłam w myślach...
Bus przyjechał spóźniony kilkanaście minut, moja dusza właśnie przymarzała do kręgosłupa, a pod makówką lęgła się kolejna myśl...
"Prawie dwadzieścia godzin podróży"...
Oczadziałam...
Pan Przewodnik przywitał się z nami grzecznie, Pan Kierowca zapakował bagaże, Pan N. siłą woli usiłował powiększyć powierzchnię użytkową przysługującą nam na podróż, a mnie ogarnęła najczarniejsza z rozpaczy...
Jak usiedzieć w jednym miejscu przez tyle godzin ?? Jak zająć mózgownicę jakimiś pozytywnymi rozważaniami, żeby nie ześwirować ?? Jak usadowić wątłe ciałko, żeby kręgosłup dojechał w jednym, małobolącym kawałku ??
A potem się okazało, że nie jest wcale tak źle...
Miejsca było jakoś więcej, niż w zapamiętanym z horrorów autobusie do Paryża...Kręgosłupek jakoś dawał radę...Panowie Kierowcy cięli słusznie...A widoki za oknem absorbowały całkowicie mózgownicę...
Słowacja...Węgry...Chorwacja...
Przyjazd przez Budapeszt wywołał falę wspomnień, chociaż zrobił na mnie bardzo negatywne wrażenie...Jakiś był taki szary, bury i odrapany...
A potem zapadł wieczór i Chorwacja ukryła w nim swoją urodę...
Jak przetrwać ??
"Proszę Państwa..."- zaczął Pan Przewodnik..."Za kilka minut dojeżdżamy...Wypakujemy bagaże...Rozdzielę pokoje...Jutro spotykamy się przed Pensjonatem o dziewiątej" - kontynuował miłym dla ucha głosem...
Już ??
Przetrwałam ??
Ale plany Pana Przewodnika pokrzyżował nasz Gospodarz...
Ledwie postawiliśmy stopy na chorwackiej ziemi zostaliśmy zaproszeni do ogródka i ugoszczeni trunkami...
Echhh...
Ta wiśnióweczka....
Czyżby Chorwacja rzeczywiście umiała się wkupić w nasze łaski ??
Hmmm...
Zobaczymy...;o)
Nie byłam jeszcze w Chorwacji ale marże o niej bardzo , wiec zazdraszczam,zazdraszczam wyprawy :):):)
OdpowiedzUsuńJa nie mogłam zrozumieć fenomenu Chorwacji...Za co tak bardzo pokochali Ją Polacy ?? Teraz już wiem...;o)
UsuńBo tam idzie dogadać się po polsku ;))
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na dalsze posty :) I Twoje celne spostrzeżenia, Gordyjko :)
Cierpliwość będzie potrzebna, bo i wrażeń moc, i zdjęć do przejrzenia setki...Ale będzie i o chorwackim mówieniu "po polsku"...;o)
UsuńU Chorwata to się liczy:
OdpowiedzUsuńprzyjechali katolicy...
Bardziej się chyba liczy,
Usuńby być degustatorem
rakii lub śliwowicy...;o)
Degustatorem?
Usuńto szanse spore.
Gdy o drugiego poproszę,
Usuńto będę smakoszem...;o)
No i dobrze, jak miło Chorwaci wiedzą jak o gości dbać
OdpowiedzUsuńj
Przy Chorwatach to i nasza gościnność wymięka...;o)
UsuńChwała Bogu,
OdpowiedzUsuńChorwat w progu
trunkiem wita,
gdy nadjeżdża taka Świta!
Dla Pana Milana,
Usuńtaka była misja od rana...;o)