piątek, 27 czerwca 2014

Na granicy miłości...

     Najpierw Ją polubiłam...Potem zaczęłam podziwiać...
     Kiedy Ją poznałam była młodą Mamą dwójki Dzieci, która usiłowała zbudować swój nowy dom najlepiej jak się dało...
     Moją Sąsiadką została pewnego wieczoru, tuż przed Wigilią...Jej Mąż potknął się na schodach i upuścił miskę pełną ziemniaków...
Ależ tumultu narobił...Wyrwał z "pościeli" wszystkich Sąsiadów...
     Przepraszający uśmiech wszyscy skwitowali powitaniami i życzeniami świątecznymi...
     Lata mijały...Czas uciekał...
     Czasem spotykałyśmy się na schodach i wymieniałyśmy się nowinami...
     Nie było Jej lekko...Mieszkanko mieli mniejsze niż reszta Sąsiadów, bo to był lokal "z odzysku" przerobiony z suszarni...Dzieci rosły i trudno Jej było zapanować nad emocjami kilkulatków przebywających w jednym, ,maleńkim pokoju...Z Mężem też układało się różnie...
Ale jeśli nawet nie miała sił na uśmiech, Jej twarz zdobił delikatny jego cień...Taki cień życzliwości do Świata...
     To wtedy Ją właśnie lubiłam...
Potem nastąpił przełom...
     Zmarł Jej Ojciec, a Mama musiała zamieszkać "u Dzieci"...
Było Ich troje, więc wybór spory...
Mama jednak odrzuciła propozycję Synów, którzy mogli Jej zapewnić dużo lepsze warunki życiowe i zdecydowała, że zamieszka z Córką...
     W maleńkim mieszkanku pojawiła się kolejna Osoba...
Początki łatwe nie były...Ich życie stanęło "na głowie"...
Coraz częściej zamiast uśmiechu widziałam u Niej jedynie ów życzliwy "cień"...
Z czasem tematy naszych rozmów zaczęły dotyczyć wszystkiego poza życiem rodzinnym...
Zaczął się koszmar...
     Dzieci nie akceptowały ciągłego ingerowania Babci w Ich życie...Mąż coraz częściej tracił cierpliwość...Matka miała pretensje o wszystko...
Ona przecież urządziłaby to inaczej...
Wtedy zaczęłam Ją podziwiać...

     Balansowała między ukochanymi Osobami próbując naprawić to czego naprawić się nie dało...
Z każdym rokiem było coraz gorzej...
     W końcu Dzieci dorosły i wyfrunęły z gniazda...
     Można by uznać, że Ich sytuacja powinna się diametralnie zmienić na lepsze...
     Kiedy spotkałam Ją ostatnio prowadziła Mamę...Starsza Pani "na złość" Zięciowi usiłowała gdzieś się wspinać i połamała sobie obie ręce...Stłukła boleśnie głowę...Uszkodziła kolana...
     "Na złość"...
     - Jak Ty to "ogarniesz" ?? - zapytałam w czasie spotkania, bo oboje pracują...
     - Będę musiała...W takim stanie Mama nawet się nie napije, nie zje, nie pójdzie do toalety...Ale wiesz, nie to jest najgorsze...Najgorsze jest to, że podejrzewam, iż zrobiła to celowo...Mieliśmy jechać na wczasy...Już wszystko było załatwione, zaliczka wpłacona...Pierwsze wczasy od lat...Ale Mama była przeciw...Ona jest wszystkiemu przeciw...Zrobiła się tak zaborcza, że nawet wyjść z domu nie mogę...Za to Mąż powinien się wyprowadzić natychmiast...Coraz trudniej mi nad tym zapanować...Już nie pamiętam dnia bez awantury...
     - Szantażyk emocjonalny ?? - zapytałam...
     - Niewyobrażalny !! Nawet wyjście do pracy jest powodem do pretensji...- odpowiedziała, a w Jej oczach znowu był ten cień uśmiechu...Smutnego...Pełnego żalu...Takiego uśmiechu przez łzy...
     Ich życie rodzinne jest piekłem...
     Ich małżeństwo jest piekłem...
     Ale trwają w tym z poczucia obowiązku...Na granicy miłości...
I za to Ich podziwiam...

11 komentarzy:

  1. Wspaniale jest mieć wokół siebie ludzi, których możemy podziwiać. Dzięki temu uświadamiamy sobie, ile w nas niedoskonałości i ile jeszcze mamy pracy nad sobą. Bohaterki wpisu oceniać nie będę. Dokonała własnego wyboru, ma do tego prawo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Noti...Czasem człowieka zaskakują sprawy najprostsze...A wybory ?? Nigdy nie wiadomo co czeka na końcu naszej ścieżki...;o)

      Usuń
  2. Oj, żartownisia z ciebie, Gordyjko z tym podziwianiem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cóż można czuć w takiej sytuacji poza podziwem ??

      Usuń
    2. Wszystko poza podziwem. Przecież kobieta zniszczyła życie sobie, mężowi a moze i dzieciom. Sama przecież tak to opisałaś.

      Usuń
    3. Otóż to...Podziwiam Ją właśnie za tą konsekwencję "samozniszczenia"...;o)

      Usuń
  3. Są ludzie którzy nie potrafią ustalać barier których nie wolno przekraczać nawet tym których kochamy najbardziej.Określiłabym ten przypadek jako bałagan uczuć.Najgorzej jak w miłości ktoś chce stac wciąż na piedestale wtedy nie da sie tego ogarnąc nie raniąc innych.Mówią jak masz miękie serce to musisz mieć twardą dupę i to jest prawda najprawdziwsza.Nie można w sumie nam oceniać jej wyboru mówiąc a ja bym zrobiła tak czy tak.Nigdy do konca nie wiemy jak zachowamy sie w danej sytuacji dopóki ta sama nas nie spotka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym "bałaganie uczuć" ustaliła jednak priorytety i trwa przy nich konsekwentnie...A z "twardą dupą" zgadzam się absolutnie...;o)

      Usuń
  4. Życie nie jest takie proste...
    Nie zawsze możemy powiedzieć" nie" i wszystko będzie w porządku.
    Ona wybrała taki model i to jej sprawa...
    My możemy najwyżej uczyć się na jej błędach...

    OdpowiedzUsuń
  5. Też podziwiam...
    A o szantażu emocjonalnym cosik wiem. Od kilku miesięcy moja mama uprawia go z lubością. Stawia sprawy na ostrzu noża. Na przykład. Uprzedzam ją że spóźnię się w sobotę, bo córa idzie do pracy i obiecałam zostać 3 godzinki z wnusią (dopóki zięć nie wróci z pracy). Najpierw jest foch, a potem dzwoni, że ciśnienie jej podskoczyło do 200 i że skoro ja mam coś ważniejszego do roboty, ro żebym chociaż wezwała dla niej pogotowie. Biorę wnusię, wzywam taksówkę i jadę jak ta głupia. Okazuje się, że ciśnienie ma w normie. Mówi, że aparat do pomiaru pewnie szwankuje. Ręce opadają. I tak w kółko, wiecznie coś...

    OdpowiedzUsuń