niedziela, 1 grudnia 2013

Miała być Merlin Monroe, a wyszedł Kirk Douglas...

     Świętowanie urodzin jak wszystko w życiu, ma swoje etapy...
Jest etap dziecinnej ekscytacji, kiedy to obdarowywani jesteśmy na potęgę prezentami i bez ograniczeń pochłaniamy słodycze...
Jest etap młodzieńczego "wyczekiwania", kiedy to "osiemnastka" ma być magicznym progiem w dorosłość"...
Etap "dziesiątek" lubimy już znacznie mniej, chociaż świętowanie zawsze ma jakieś dobre strony...
No i ten etap urodzin "pomiędzy", kiedy to syndrom upływającego czasu maluje nam twarze zmarszczkami, i prószy włosy siwizną...
Ten etap jest chyba najmniej lubiany...
     My od lat staramy się świętować w plenerze...Może tak, żeby Ojciec Czas nas nie odnalazł ??
Takie świętowanie ma wiele pozytywnych aspektów...
Ładujemy akumulatorki...Podkręcamy adrenalinkę...Łechcemy pierwiastek dziecięcy...
A co !!
     Pamiętacie jak świętowaliśmy urodziny Pana N. a ja pięknie walnęłam o ziemię zsiadając z mojego rumaka ??
     Cały wieczór Pan N. nie zastanawiał się nad upływającym czasem, tylko z niepokojem obserwował pęczniejącą w zastraszającym tempie moją nogę...A ja zamiast serwować Gościom kolejne potrawy albo przykładałam lód na zwichniętą kostkę, albo moczyłam nogę w wodzie...
To się nazywa impreza...
     Znając mój dar do "wykręcania numerów", plenerowe świętowanie moich urodzin zaliczyliśmy tydzień wcześniej...
W sumie każda opuchlizna zejdzie przez tydzień...
     Wczoraj pozostało nam świętować stacjonarnie z pupami na kanapie...
Ale...
Ale "zły" adoptowany przeze mnie zaraz po urodzeniu nie był z tego faktu zadowolony...
     - Zmaluj coś...Jak Cię proszę...Zmaluj... - tak mi bestia do ucha szeptała...
     - A co ja malarz jestem ?? - odpowiadałam "złemu" bez przekonania...
I nagle myśl mnie natchnęła odkrywcza...
Zmaluję !!
     Zamiast, jak każda szanująca się Gospodyni przygotowywać świąteczny, urodzinowy obiad, pognałam do...Fryzjera...
     - Co robimy ?? - zapytała Pani Fryzjerka...
     - Takie coś...- odpowiedziałam prezentując wydruk, który przez kilka dni na sercu nosiłam, żeby mocy urzędowej nabrał... - Tylko ma być z bałaganem i blond... - dodałam zakres zadań...
     - Hmmm... - studiowała wydruk Pani Fryzjerka...- Takie coś bez problemu...Bałagan też da się zrobić...Ale bond ??
     - A co z tym blondem ?? - dopytywałam...
     - Blond nie wyjdzie bo ma Pani kolory nałożone...
     - A co wyjdzie ?? - dociekałam przyglądając się sobie w lustrze...
     - Wyjdzie blond, ale kolorowy... - usłyszałam w odpowiedzi...
Kolorowy blond ??
Spojrzałam przez okno na panującą szarugę...
     - Kolorowy blond chcę !! - zdecydowałam...
     Pani Fryzjerka dwoma energicznymi ruchami obcięła moje od dwóch lat hodowane  włosy i przystąpiła do barwienia...
     Po dwóch godzinach maszerowałam przez Osiedle z uśmiechem na twarzy...
To dopiero będzie niespodzianka !!
     Dodatkowym bonusem był fakt, iż z sześciu napotkanych Znajomych nikt nie powiedział mi "dzień dobry" !!
Ufff...
     Czyżbym nieopatrznie wywołała wytchnienie od owego "dzień dobry" kiwanego przeze mnie po sto razy dziennie ??
Alleluja...!!
Zanim się przyzwyczają, to mi makówka od tego "kiwania" odpocznie...
Ale czas na test najważniejszy...
     Wchodzę do domeczku...
     Pan N. nie jest zwolennikiem "krótkich" włosów...Blond też od czasów narodzin naszej Córci nie gościł pod tym dachem...
Na pohybel...
     - Ekstra !! - słyszę w momencie kiedy zdejmuję kapturek...
Żadnego "za krótko", żadnego "może odrosną"...
"Ekstra" i Pan N. przygląda mi się z uśmiechem na buziaku...
Czyżby ??
A może to ten magiczny wpływ "blondu" na Facetów...??
Ufff...
A niech tam...Skoro to ja, to może sobie Ślubny w Blondynkach gustować...
Przynajmniej nie muszę gnać w poniedziałek "wracać do koloru"...
Teraz trzeba poczekać na kolejny test...
Pierworodny nie jest w obejściu tak delikatny...Tradycjonalista...
Po Tatusiu ma zamiłowanie do długich włosów, a każde moje "wychylenie" kwituje wymownym "echhh"...
     Wchodzi Synowa...
     Nie powiem...Z lekka baranieje, ale hymny pochwalne wyrzuca z siebie jednym ciągiem...
No tak...
Przecież ta Bidulka się Teściowej nie narazi...
Może by tak o karierze politycznej pomyślała ??
     Wchodzi Syn...
     Stoi...Patrzy...Milczy...
Ogólnie rzecz biorąc milczał tak przez osiem godzin...
     Nie to, żeby się całkiem nie odzywał, bo gadał normalnie, jak zawsze...Tyle, że ani słóweczkiem na temat mojej fryzurki...
Przydusiło Go coś ??
     Nie pomogło nawiązywanie do tematu...Nie pomogło majestatyczne przeczesywanie fryzury palcami...
Kołek w gardzieli...
     O północy Młodzi się żegnają...
Stoimy w przedpokoju i Młody z nagła oświadcza...
     - Wyglądasz jak Kirk Douglas...Tylko Ci dołeczka na brodzie brakuje...
     Synowa niepewnie spogląda na mnie...
Ło Matko i Córko...
Ale się porobiło...
     Patrzę w lustro...Podnoszę dłoń...I energicznym ruchem Kirka przeczesuję bujne kłaczki na czubku głowy...
Młodzi wybuchają śmiechem, a ja wtóruję Im radośnie...
No cóż...
     Zadatków na Merlin Monroe to ja nigdy nie miałam...
Gwiazda to Gwiazda...
Nie ma co marudzić...;o)
 

8 komentarzy:

  1. A ja ponarzekam
    z tej prostej przyczyny,
    że Żonka - brunetka,
    ja lubię... blondyny,
    ale między nami
    większa zgoda bywa,
    bo ona brunetka,
    ale sporo... siwa.
    LW

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma co narzekać, mój miły JanToni,
    gdy srebro u Żonki zabłyśnie na skroni...
    Brunetka wymięka, Blondyna w cień schodzi,
    Kiedy Srebrna Dama życie Ci osłodzi...;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja w opóźnieniu życzeń cały koszyk niosę! Tylko cały czas pękam ze śmiechu bo oczywiście scena po scenie widzę wyraźnie całe zdarzenie. Jesteś niezastąpiona!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję...:o)
      "Niezastąpiona"- mówisz...Żeby mnie jeszcze w lustrze ta blond baba nie straszyła...;o)

      Usuń
  4. W takim razie serdecznie Gwiazdę pozdrawiam:)
    Mnie też w najbliższych dniach mus do fryzjera. Ale opcji żadnej nie mam, ani obrazka:)
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obrazek mogę podesłać, bom dla potomnych zachowała...;o) Ale nie wiem czy chcesz być Kirkiem Douglasem...;o)

      Usuń
  5. Powiedzał, co wiedzia! Kirk Douglas.... też coś! Ja bym mu w ucho pstryczka dała. Tak do rodzicielki!~Hi, hi, hi... A z drugie strony to aż policznki mnie pieką z ciekawości, jak ta Twoja fryzukka wyglada. Może fotka, taka muliuśka, malusieńka.....????????

    OdpowiedzUsuń