czwartek, 18 lipca 2013

Początek, czyli jak poznajemy Dobrego Ducha...



     No to ruszamy…:o)
     Noc ciemna, Osiedle spowite mrokiem, panująca cisza aż wibruje w uszach…
     Echhh…
Torebki i torebeczki zapakowane, „Kaśka” już cel podróży ma wprowadzony i miarowym głosem pogania: „Skręć w lewo”…
Uśmiechy na twarzach i w drogę…
Lekko nie było…
Pogoda jakby uwzięła się, żeby nas uśpić, co kawałek „Nagusek” chrzczony jest mżawką…Każdy promień słońca witamy z radością…
Nie ma co…Zaczyna się nieciekawie…
Kiedy pobudka jest o 3-ciej w nocy to nawet przy korzystnym biometrze i pięknej pogodzie jest trudno, a nam ciągle radyjko mruczało, że "przelotne opady i mżawkę można spotkać na obszarze całego Kraju" …
Orzesz...(ko)...
Czyżby Niebiosa nie wiedziały, że właśnie zaczynamy urlopek ??
Dopiero przejazd przez Łódź podniósł nam lekko ciśnienie…
Horror komunikacyjny…
Dwa razy do roku można to jakoś przeżyć, ale żeby tak codziennie ?? 
Biedni Ci Łodzianie…
Drogi niczym szwajcarski ser, objazdy objazdów, reorganizacje ruchu…Istny kataklizm…
Dodatkowo humor nam zważył fakt, iż właśnie przestał istnieć Lokal, w którym tradycyjnie przy wyjazdach na Północ piliśmy kawusię…Pozostała sterta kamieni i kilka ścian…
      Następnym punktem „newralgicznym” miał być Toruń…
Z reguły dobijamy do Niego w godzinach komunikacyjnego szczytu, jesteśmy już nieźle umęczeni podróżą, a na dodatek w tym właśnie miejscu przestaje nadawać radio…
Echhh…
Tym razem jednak, Toruń miło nas zaskoczył…
Radyjko nadawało (i to nie „jedynie słuszną” stację), adrenalina rozszerzyła nam oczęta, a w promocji dostaliśmy nawet troszkę „błękitka” i kilka słonecznych promyczków…
Udało się nawet zrobić kilka fotek…


Chociaż upolowanie toruńskiej Starówki „bez filarów” łatwym nie był…

     Teraz to już mieliśmy przed sobą drogę „plenerową” i malowniczą, czyli pola i lasy…
     Ośrodek tonął w wilgotnych szarościach…
Widok „naszego” domku wyzwolił w nas instynkty zabójcze…
Pourywane uchwyty, zepsuta lodówka, uszkodzony telewizor…
Cóż za wandale zasiedlały owo lokum ?? 
Domki tyle co przechodziły remonty…
Ewidentnie ktoś przyjechał się wyżyć na cudzej własności…
Rozgoryczeni poszliśmy do Recepcji…
     Pani Mariola (przesympatyczna Istota, z którą konferowałam telefonicznie i mailowo już od stycznia) pospisywała wszystkie nasze „gorzkie żale” i wykonała jeden telefon…
Telefon do Osoby szczególnej…Do Pana Seweryna…
My poszliśmy coś szamać, bo urlopowy kataklizm potęgował jeszcze głód…
     Kiedy wróciliśmy do domku poustawiane już było wyposażenie zewnętrzne, czyli stoliczek i ławeczki, z rozpędu dostaliśmy nawet dwa leżaki, a Brygada Naprawcza pojawiła się po kilku minutach…
     Pan Seweryn wysłuchał, pooglądał i w pół godziny mieliśmy nową lodóweczkę, telewizorek, a uchwyty zostały solidnie przymocowane do ścian…
     Mogliśmy zacząć urlopowanie…
     Pan Seweryn okazał się być najważniejszą Personą naszego Ośrodka i Człowiekiem niezastąpionym...
Wiedział wszystko, umiał wszystko i był Dobrym Duchem...
Kiedy spotyka się takich Ludzi, Świat wydaje się jeszcze piękniejszy niż jest...
     A był piękny...








4 komentarze:

  1. Kilka takich Dobrych Duchów w swoim życiu spotkałam:) Natomiast na ostatnim moim wyjeździe niestety nie. Pchały się do mnie same Czarne Dusze:(
    Pozdrawiam Goryjko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie Dobre Duchy lepiej się czują w umiarkowanym klimacie...;o)

      Usuń
  2. Piękne te łąki
    i rzadko spotykana,
    taka dobra Dusza,
    pan... Seweryn.
    Czekam na dalej,
    pozdrawiam,
    LAW

    OdpowiedzUsuń