czwartek, 25 kwietnia 2013

Krótka zaduma...Nie mam rozuma...:o)

     Słyszeliście o Misiu o bardzo małym rozumku ?? 
     Pewnie, że słyszeliście...
     Ale o Gordyjce o bardzo malusim rozsądeczku pewnie żeście nie słyszeli...
     Jak Wam wiadomo, od wczoraj moja powłoka cielesna szczyci się jeszcze jednym otworkiem...
Otworek nie jest szczególnie duży, stany zapalne schodzą bardzo ładnie, opuchlizny już właściwie nie ma, ale że mi go Majster Chirurg zrobił przy pięcie, to chodzenie nie jest najmilszą czynnością...
Biorąc pod uwagę, że mój wczorajszy Oprawca na pożegnanie rzucił:
     - Proszę tej nogi nie forsować...
To Wam zaraz przetłumaczę co znaczy "nie forsować" w goryjskim języczeniu...
     Wczoraj przedreptałam na owej nodze metrów kilkaset, przemieszczając się między obiektami Służby Zdrowia, domkiem, pracą i "Naguskiem", po czym jak na "nieforsacza" przystało odpracowałam przydział godzinny stojąc albo buszując po sklepie...
Przecież mi Doktor nie powiedział "nie pracuj"...
Potem jeszcze zrobiłam kolacyjkę "na gorąco", bo o dietach też nic nie wspominał...
Zmiana opatrunku odsłoniła całkowity obraz mojego "nieforsowania"...
Pięta nabrała "obłości" od opuchlizny i bolała jak durnowata...
Dobrze, że mi zaaplikowano meczyk BVB to i łepetynkę czymś zajęłam,i jakoś po drugiej brameczce Roberta całkiem mi boleści z ciała uszły...
Echhh...
Się nam Chłopak udał...:o)
     Dzisiaj raniuśko ruszyłam do Ortopedy, żeby odnowę kontynuować w jedynie słusznym kierunku...
Pan N. był "pomeczowy", ja już ponad rok za kierownicą nie siedziałam, to nam przyszło Taxi wezwać i "Naguskowi" z pojazdu pomachać...
     Pan Ortopeda milusi był, zdjęcia pooglądał, opisy poczytał, że o badaniu nie wspomnę...
I oświadczył, że nijak wyleczyć mnie nie może, bo na Jego oko to ja jestem nie ortopedyczna tylko neurologiczna...
Nawet bumagę do Lekarza Rodzinnego spłodził, że On się w nasze sprawy mieszał nie będzie...
Na pożegnanie wręczył recepty na jakoweś medykamenty, bo przecież tych od Rodzinnego łykać nie mogę, bo uczulona jestem, skierowanie na parę zabiegów i prośba, żebym odrobinkę mięśnie grzbietu wzmocniła, bo jak nie to się ortopedyczna zrobię...
No dobra...
Aż takiego uroku osobistego Pan Ortopeda nie miał, żebym z nagła pożądała stać się ortopedyczna...
Wzmocnię...A co...
     Wychodzimy z tej Przychodni, a tu Słoneczko świeci cudnie, wiaterek powiewa cieplusio, wiosną w koło pachnie...
Echhh...
     - Ściągamy "taryfę", czy idziemy na przystanek ?? - pyta Pan N.
     - Idziemy...- i się moja duszyczka raduje...
     - A pięta ?? - pyta przytomnie Ślubny...
     I w tym momencie dopiero dociera do mnie świadomość, że nie czuję bólu...Nic a nic...Ani ociupinki...
     - Nie boli... - dukam ze zdziwieniem...
Przeszliśmy ze trzysta metrów do Szpitala, żeby sobie zarezerwować terminy na zabiegi (7 październik) i Pan N. pyta znowu...
     - Ściągamy "taryfę" czy idziemy na minibus...
     - Chodźmy na następny przystanek... - rzucam radośnie i już dreptam raźno...
     I tak przedreptaliśmy prawie cztery kilometry...
     Teraz siedzę sobie w pracy i tak sobie dumam...
     Pięta, piętą...
     Ale Zaścianek jest cudny na wiosnę...

P.S. Rozsądek to mi chyba wczoraj Pan Doktor wydziobał razem z tym historycznym szkłem...;o)

4 komentarze:

  1. Jantoni341.bloog.pl25 kwietnia 2013 21:21

    Czyli momentalne
    leczenie mentalne.
    LAW

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany boskie , mów co z piętą po tym 4 km marszu ??
    Takiej cudownej wiosny to u nas nie podają :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięta jest gdzie była, jeszcze nie odpadła...:o)

      Usuń