niedziela, 10 marca 2013

W opozycji do nowomodnego "tytkania"...

     Temat właściwie długo leżał mi na duszy, ale jakoś umykał z percepcji jak zasiadałam przy klawiaturce...
Ludwiczek swoimi wspominkami jakoś tak mnie zmobilizował...
Pośrednio, ale zawsze...
     Opowiadałam Wam kiedyś o Cioteczce, z którą przyszło mi podróżować, i która w czasie owej podróży usiłowała mnie przekonać, iż nazywanie Jej Cioteczką jest wielce niewskazane...
Pamiętam jak siedziałam w tym przedziale, patrzyłam na mijane krajobrazy i nijak pojąć nie mogłam w czym Cioteczka widzi problem...
Nabzdyczyłam się i postanowiłam, że wcale się nie będę odzywać...
Taki bunt nastolatki...
Nie chce być Cioteczka Cioteczką to nie...
Bunt buntem, a że pamiętliwa jestem to od tego pamiętnego dnia do Cioteczki zwracałam się bezosobowo...
Chociaż wolałam się nie zwracać wcale...
Rodzinka była raczej liczna, więc nikt dysonansów mojego zachowania nie zauważał...
     Cioteczka miała jeszcze dwie młodsze Siostry...
     Różnica wieku między mną a Nimi wynosiła ledwie kilka lat...
     Łaziłam z nimi po drzewach, plątałam się po wiejskich zabawach i poznawałam Świat z perspektywy tych "plus kilku lat"...
     Nawet mój pierwszy papieros to "zasługa" owych nieletnich Cioteczek...
     Jak się do Nich zwracałam ??
     A wyobrażacie sobie wisieć na jakimś konarze i wrzeszczeć: Ciociu złaź !!
     Forma per "Ty" była naturalna...
     Kiedy "Cioteczki" dorastały i wchodziły w tak zwany "dojrzały wiek" zakładając swoje Rodziny po prostu pytałam...
     - Chcesz teraz być Cioteczką ??
     W dorobku miałam nawet Ciocię, która była ode mnie młodsza o lat dziewięć...
To był szczególny przypadek, bo Jej Rodzice starali się o Dziecko przez wiele lat...
Urodziła się kilka miesięcy po mojej Komunii...
Stan posiadania Cioci w pieluchach ogromnie mi się podobał...
     Kiedy wyszłam za mąż Teściowie jakoś naturalnie stali się Rodzicami...
     Może Teściowa Mamą stała się "lżej", ale z Teściem też właściwie problemów nie miałam...
     Problem z nazewnictwem pojawił się  po narodzeniu Pierworodnego...
     Mieszkaliśmy z moimi Rodzicami, więc hierarchia domowa została zachwiana...
Kiedy Młody dorósł trochę nie mógł tego wszystkiego okiełznać...
Czasem byłam Mama, a czasem "Onka", Pan N. czasem był Tatą, a czasem "Ysiem"...
Rozpoczęliśmy batalię o hierarchię...
     Rodzice przyswajali z trudem i pewnym buntem fakt, że mają się do nas zwracać "Mamo", "Tato", swoje "Babciu", "Dziadku" przyjmowali z lekceważącym uśmiechem...
Ale podziałało...
Młody w miesiąc pojął kto jest kto...
Z Córcią patent został wdrożony automatycznie...
     Jakiś czas temu spotkaliśmy się w rodzinnym gronie z dawno nie widzianymi krewnymi...
     W czasie rozmowy zauważyliśmy, że Dzieciaki owych Krewnych zwracają się do nich w formie per "Ty", a czasem jakimiś "ksywkami"...
Czułam się dziwnie...
Dziwnym również było, że do nas zwracali się w jakiś niesprecyzowanych formach...
A to po imieniu...A to bezosobowo...
Różnica wieku spora...
Hmmm...
     Kiedy opuściliśmy owo spotkanie nasze Dzieciaki zaczęły dyskusję między sobą...
     - Dziwaki... - stwierdziła Córka...
     - Ciotka kazała mi mówić sobie po imieniu...- oświadczył Syn...
     - I co odpowiedziałeś ?? - zapytałam z ciekawości...
     - Nic... - odpowiedział Syn...- przestałem gadać...
Hmmm...Czyżby genetyczny bunt ??
     - Jak usłyszałem to "zwierzątko" to miałem ogromną ochotę wstrząsnąć nimi... - włączył się do dyskusji Pan N.
No cóż...
Wychodzi na to, że jesteśmy konserwatywni...
Rodzinnie...
Ale przecież po części to również nazewnictwo tworzy więzi rodzinne...
Ktoś jest Ojcem...Ktoś jest Matką...Ktoś Wujkiem, a Ktoś Cioteczką...
Tego się po prostu nie "tytka"...
 

8 komentarzy:

  1. Podzielam zdanie, aczkolwiek są sytuacje... niezwykłe. Jestem ciotką (cioteczną ciotką, ale jednak) dla kilku osób w rodzinie starszych ode mnie o 20. Cholera wie, jak się zwracać ;-) Jesteśmy na "ty";-) No bo jak inaczej? To wszystko przez mojego ojca, który raczył się urodzić jako najmłodszy z pięciorga rodzeństwa i na dodatek ożenił się dopiero po trzydziestce, kiedy jego starsze siostry miały już swoje rodziny ze sporym przychówkiem ;-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anomalia się trafiają, sama mam takich kilka...
      Ale Matka, czy Ojciec są jednak z reguły troszkę starsi...;o)

      Usuń
  2. Też tak uważam i trzymam się tego.
    Ja nie jestem od tykania.
    Ale zagranicą jest inaczej.
    Byłam w Szwecji ,
    kiedy ojciec 18 letniej panny poprosił w jej imieniu ,
    czy może mówić mi po imieniu ,
    bo u nich w Szwecji tak jest.
    Zgodziłam się , skoro tak jest...??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet po szwedzku jak widać pewne formy się zachowuje...:o)

      Usuń
  3. nie widzę nic niestosownego w formie cioteczka, wręcz lubię, czasami mnie nazywali cioteczka Jili Pili i tez mi sie podobało, (jako że była ona bardzo zasadnicza, choć ja taka nie jestem) ale, nolens volens, lubię okreslenia rodzinne bo pokazuja jakimi więziami jestesmy pookręcani a dzisiejsze czasy, myślałam, że ja w swojej starości czasami nie akceptuje, a tu popatrz i młodsi też nie, hmmm....
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja "zmatroniałam", a Ty Jadwiniu młoda duchem...:o)

      Usuń
  4. jantoni341.bloog.pl10 marca 2013 15:35

    Ja miałem dziesięć lat młodszą siostrę,
    a ponieważ koledzy szkolni czy z pracy,
    byli w większości starsi ode mnie,
    to siostrzyczka im u nas - "panowała".
    Oni tego nie prostowali,
    bo byli "poważnymi mężczyznami".
    Tak samo było z najmłodszym wujkiem,
    który był ode mnie starszy o 14 lat,
    to był zawsze dla mnie wujek.
    LAW
    LAW

    OdpowiedzUsuń