niedziela, 11 listopada 2012

O dziobaku i padalcu, czyli nasz domowy masochizm...;o)

     Obiadek się gotuje, to mogę przysiąść na chwileczkę i przedstawić Wam naszych dwóch nowych przyjaciół...
Są to przyjaciele szczególni...
     Wyłonili się z czeluści netowych niespodziewanie, przybyli do nas z daleka i przyznam, że chociaż nie asymiluję przyjaciół "z automatu", to tych pokochałam w ciągu piętnastu minut...
Ot, taka miłość od pierwszego wejrzenia...
Może od pierwszego "podłączenia", ale że od pierwszego to fakt...
     Pierwszy swój urok osobisty ujawnił "dziobak"...





     Nabłądził się biedaczek strasznie, pieczątek na pudełku miał różnych mrowie, pudełko wyglądało jakby przez tydzień na torowisku magistrali centralnej leżało, ale "dziobak" dotarł nienaruszony...
Ot co...
     Obejrzeliśmy go dokładnie, instrukcję, żeśmy  rozszyfrowali (po naszemu to tam niewiele było) i Pan N. postanowił w roli królika doświadczalnego wystąpić...
     Łapki dopięliśmy do kabelków, kabelki do "dziobaka", "dziobaka" do prądu i...
     Ło Matko i Córko...
     Jak ja żałuję, że tych pierwszych minut nie uwieczniłam dla Potomnych...
     Miny Pana N. były bezcenne, a wydobywający się z Niego chichot powodował, że nie mogłam się doczekać swojej kolejki...
Doczekałam...
Wrażenia ?? 
     Mimo wrodzonego sceptycyzmu muszę pochylić głowę przed technicznymi zdolnościami Chińczyków...
Nawet choćbym na "dożywociu" siedziała, to by mi się w mózgownicy nie wykluło, że można akupunkturę robić samodzielnie przy pomocy prądu...
Na wyświetlaczu wybiera sobie Człowiek program, który chce zastosować, w instrukcji wyszukuje odpowiednie miejsca na "wkłucia" i hulaj dusza...
     Jakie to ma zastosowania ?? 
     Jest ich po prostu multum...
     Walka z bólem, rozluźnianie, rozbijanie zrostów, masaże, dotlenianie, udrażnianie, a nawet wspomaganie odchudzania, że o przyroście tkanki mięśniowej nie wspomnę...
Takie to mądrusiane...
W sumie kto jak kto, ale Chińczycy na akupunkturze znają się najlepiej...
     Czy to boli ?? 
     No cóż...
     "Boli bo się goi" - jak głosi prawda z "Niekończącej się opowieści"...Ale ja raczej określiłabym to jako "nie zawsze miłe" niż "bolesne"...
"Dziobak" został zasymilowany...
Teraz z niecierpliwością oczekiwaliśmy na drugą przesyłkę, która co prawda błądzić nigdzie nie błądziła, ale też słuszny kawałek drogi do pokonania miała...
     Kiedy "dziobak" po raz pierwszy polskiego prądu próbował, owa bidulka ruszała właśnie z Pekinu...
Czterdzieści osiem godzin i znowu mieliśmy eksperymentalny wieczór...
     "Telepacz" inaczej zwany "wstrząsaczem" lub "padalcem" stanął na naszej wokandzie...




     Prawda, że wygląda sympatycznie ?? 
     Ale nie dajcie się zwieść pozorom, aż taki sympatyczny nie jest...
     Potrafi rzucać Człowiekiem jak kukiełką, chociaż ma do dyspozycji tylko dwa punkty...
To, że mną rzuca to jeszcze jakoś pojąć mogę, bo tego to byle halny dokonać może, ale rzucanie Panem N. to już klasa mistrzowska...
Jak to działa ?? 
     Głowę wspieramy na tym "podgłówku" (w ściśle określony sposób) i podłączamy na ciele dwa punkty analogicznie jak u "dziobaka"...
     "Telepacz" masuje nam kark delikatnie wibrując, lampa na podczerwień rozgrzewa "zbite" mięsieńki, a cztery magnetyczne punkty "produkują" pole udrażniające...
Te działania są tak delikatne, że prawie nieodczuwalne...
Sama rozkosz...
Za to te dwa punkty "dopięte" w wyznaczonych miejscach dają prawdziwą popisówkę...
Tłamszą, dziobią, kłują, telepią i właściwie robią co tylko chcą (sześć różnego typu oddziaływać)...
Rozluźnione ciałko przyjmuje wszystko i poddaje się owym torturom po dobrowoli...
Efekt ?? 
     "Telepacz" zmusza mięśnie do takiego wysiłku (bez potu i łez), że na drugi dzień ma się zakwasy !! 
To wprost niewyobrażalne...
     Oczywiście, jeśli będziemy ustawiać programator na minimum, to efekt będzie znikomy, ale jeśli pożądamy efektów, to efekty mamy gwarantowane...
Prawdziwe, bolące i "ciągnące" zakwasy...
Po kilku dniach można iść o krok dalej...
Programator zawiera ponad trzydzieści poziomów natężenia...
Miodzio...
     Tak się objawia miłość od pierwszego podłączenia...
     Nie motylki w żołądku, ale ciarki na kręgosłupie i gęsia skórka na przedramionach...
Czy ten związek ma szansę przetrwania ?? 
Czas pokaże...
Nie mamy zamiaru odpuszczać...
A przy okazji pogłębiamy swoją wiedzę na temat akupunktury, akupresury i innych akuku...;o)

P.S. Celowo nie podałam cen owych produktów, bo i tak byście nie uwierzyli...;o) 

16 komentarzy:

  1. A ja się boję prądu, jakby mnie tak podłączyli, to bym zeszła na amen z tego świata...
    Chociaż pomysł jest bardzo dobry na takie dziobaki :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze można powiedzieć, że w środku siedzą krasnoludki z małymi igiełkami...;o)

      Usuń
  2. jantoni341.bloog.pl11 listopada 2012 19:33

    Pięknie, pięknie,
    a ja polegam na starych technikach,
    mam talerz do "twistowania",
    ale nie taki stary, blaszany,
    lecz cały plastikowy,
    nawet z takimi kulkami,
    czyli zupełnie cichy,
    a z elektroniki,
    to tylko zawsze leżący przed nosem zegarek,
    dzięki któremu znam czas ćwiczeń i... przerw.
    Życzę postępów sprawności
    i wzrostu zdrowia.
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja Ludwiczku nie twierdzę, że zamierzam ruch zamienić na dziobaka i padalca :o) ruch ruchem, a wspomóc się technologią muszę bo modele krzesełek na kółeczkach nie są wcale w moim guście...kto wiem,może nawet jakiś bieg...kiedyś...;o)

      Usuń
    2. jantoni341.bloog.pl11 listopada 2012 23:30

      Ja już myślałem o takim
      z podpórką pod brodę
      i sterowanym... językiem,
      ale rotacja czwartego
      kręgu szyjnego okazała się
      nie tak groźna.
      Pozdrawiam.
      LW

      Usuń
    3. Biorąc pod uwagę poziom naszej służby zdrowia (a raczej brak tego poziomu), jakoś trzeba sobie radzić...;o) choćby po chińsku :o)

      Usuń
  3. Pomysł super dla ludzi bez sercowych problemów, niestety nie dla mnie, dla Jasnej tez nie !!!!
    pozdrawiam Gordyjko i mam nadzieje, że teraz juz zakwasów nie będzie
    pa pa
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawałki to nie tylko Wasz patent Jadwiniu...;o) mam i ja swoje zasługi w rozwoju kardiologii ;o)

      Usuń
    2. tfu tfu tfu przez lewe ramie, nie miałam zawałku ale napadowe migotanie no nie powiem kilka .. ście razy w roku( tfu tfu tfu)
      j

      Usuń
  4. No nie, ja nie chcę, żeby mną jakaś maszyna telepała! Mnie się widzi, że te konstrukcje to skutek postępującego lenistwa, a tak! Już się samemu gimnastyki nie chce robić, samodzielnie igiełek wkłuwać, to wymyślono wyręczajki ;-) Nie długo to człowiek w ogóle wstawać nie będzie musiał do niczego, bo maszyny go nakarmią, ubiorą, wymasują, pokłują, potelepią, (przepraszam) wypróżnią, ze tylko leżeć, leżeć i leżeć... aż do śmierci z nudów.

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakby tak...leżeć, leżeć, leżeć i muzyki słuchać...koncerty na głośniczki zapodawać...poezją się delektować...?? ;o)

      Usuń
    2. Same głośniczki nie wystarczą, jeszcze scena operowa potrzebna. A poza tym wolę SAMA zadecydować, kiedy klaskać i czuć potem ten ból rąk po czwartym bisie :-)))

      notaria

      Usuń
    3. Zafundowałam sobie kiedyś serię elektrowstrząsów na brzuch. Matko... Po 2-gim miałam serdecznie dość. Ja generalnie nienawidzę kopnięć prądem,nawet za taką paskarską cenę jak płaciłam. Efekty... bo ja wiem. Życzę żeby nadal kwitła przyjaźń między narodami, to jest wami a tym sprzętem!:)))

      Usuń
    4. Dziękujemy za życzenia Helenko :o) Myślę, że te masaże prądowe byś polubiła ;o)

      Usuń
  5. Napiszesz coś bliżej o obydwóch przyjaciołach Gordyjki? co, jak, za ile i gdzie?
    mail: joanna.rodowicz@gmail.com

    OdpowiedzUsuń