środa, 18 lipca 2012

Bieszczady na gorzko...

     Mawiają, że miłość wtedy jest prawdziwa, kiedy kochasz sercem, a patrzysz rozumem...
No cóż, zawsze wiedziałam, że moje uczucie do Bieszczad jest najprawdziwsze z prawdziwych, i to co w sercu drga tęsknotą nieziemską, rozum przetwarza po swojemu i w tej bezbrzeżnej miłości nie da mi się zatracić...
     Moje Bieszczady to zapach lasu i świeżo skoszonej trawy, kamieniste ścieżki górskiego szlaku, szum wiatru bawiącego się bukowymi listkami i cichutko szeptane piosenki SDM-u...
To są Bieszczady sercem kochane...
A rozum jak widzi to moje zauroczenie...??
    Robiąc rekonesans w Polańczyku naszym oczom ukazał się widok, który serce ranił...
    Wybrzeże Zalewu niczym ser szwajcarski podziurawione jest działeczkami, działeczkami dodam rozmiarów zastanawiających...
W skutek przekształceń, prywatyzacji i innych działań komercyjnych schodząc na brzeg rzuca się w oczy przede wszystkim mnogość ogromna tablic z napisem "TEREN PRYWATNY"...
W sumie dziwić się nie powinnam, bo posiadać działeczkę nad Soliną to rzecz miła, ale owe "TERENY PRYWATNE" w niektórych przypadkach mają rozmiar samochodu osobowego, albo wręcz "kosza na śmieci"...
Po co komuś teren "pod kosz", nie pojmuję...
Zagospodarowanie takiego zasobu wydaje mi się mało prawdopodobne...
Stare budy ustawione w charakterze "daczy" straszą nie remontowanymi od lat "facjatami" witając Turystów wypaczonymi dechami i odłażącą farbą...
Czy można zaradzić jakoś tym makabreskom ?? 
Nie można !! 
Bo przy każdym takich koszmarku stoi piękna i nowa tablica "TEREN PRYWATNY"...
     Z premedytacją zdjęć nie robiłam, żeby Waszych doznań estetycznych nie ranić...
     Klucząc leśnymi ścieżkami usiłowaliśmy zrozumieć dlaczego Ktoś tak bardzo okaleczył Solinę...
     No cóż...Leczenie tych ran potrwa pewnie wiele lat...
     Sprawiedliwość jednak oddać muszę, żeby się ten minorowy nastrój nie rozprzestrzeniał...
     Przy odrobinie starań udało się nam znaleźć coś co mogłam uchwycić oczkiem aparatu...
     Na solińskim Cyplu powstała bowiem plaża publiczna, o której Turyści z iskrzącymi oczami opowiadają sobie na ucho, żeby się tłumy nie zwiedziały...


     Co prawda ceny na terenie owego obiekty są, że tak powiem kosmiczne, ale można tutaj zaznać wypoczynkowej rozpusty, albo zlec pokotem na trawniczku pod brzozami...
     Czyli można zorganizować coś z sensem również nad Soliną...
     Prawdziwym hitem nad Zalewem są rowerki wodne...
     Wiem, wiem...Cóż to za hit w XXI wieku ??
     A jednak...
     Wśród białych żagli porusza się owych pojazdów wodnych ogrom cały, barwiąc błękitne wody Soliny intensywnymi kolorami...
     Cóż w owych pojazdach jest takiego niecodziennego ??
     Otóż Mili Moi, nie wiem czy to na cześć bohaterskich czynów Pana Samochodzika, który wiele lat temu odkrył tajemnicę ikon, skrywaną właśnie przez Bieszczady, czy jest to oznaka ogromnego umiłowania czterech kółek...W każdym razie rowerki sunące po wodach Zalewu Solińskiego prezentują się pięknie...


 
     Po dokonaniu tak wiekopojmnego odkrycia postanowiliśmy sprawdzić jak rzeczy się mają na przeciwnym brzegu, czyli w Solinie...
Hmmm...
I pojęcia nie mam, jak to napisać, żeby nie było zbyt gorzko...
     Zapory zwiedzić nam się nie udało, bo okazało się, iż panują tutaj prawidła rodem z Łańcuta...
Jeden Przewodnik ruszający w trasę co dwie godziny i pracujący jak na biurokratę przystało do godziny szesnastej...
Oprowadza więc codziennie najwyżej cztery grupy (w sobotę i niedzielę trzy), a Nieszczęśnicy którzy dobiją na parking w międzyczasie z kwaśnymi minami i bluzgiem na ustach ruszają podziwiać ową budowlę "z góry"...


     Nasuwa się nieodparte wrażenie, że Podkarpacie jeszcze długo będzie jednym z uboższych Regionów Kraju, bo absolutnie nie jest zainteresowane zmianą tego stanu...
Przy pobieżnym nawet rachunku wychodzi, że bieszczadzkie atrakcje zarabiają jedną trzecią tego co zarobić by mogły...
No cóż...
Dbałość o nasze portfele można uznać za pozytyw...
     Na osłodę Zapora zafundowała nam piękną pogodę i jak przystało na to miejsce, piękne widoki...





I coś dla tych, którzy lubią upolować sobie kolację samodzielnie...



     Niech Was nie zmyli rozmiar owej kolacji !! Zdjęcie było robione z platformy widokowej, więc każda z tych rybek spokojnie zaspokoi głód niezłego żarłoka, a niektóre egzemplarze mogłyby posłużyć do żywienia zbiorowego...
     Solina - miejscowość, to czysta komercja...Masę kramików, karuzele, głośna muzyka, wygórowane ceny i jedzenie, które polecić mogła bym jedynie samobójcom...
Próbowałam to wiem...
To co zaoferowano nam na talerzach to był koszmar gastronomiczny, a jedynym przyjemnym doznaniem z owego gastronomicznego przybytku było jego opuszczenie...
     Przebrnęliśmy więc przez tłumy drepczące po szczycie zapory i postanowiliśmy szukać czegoś co będzie w stanie zrekompensować nam owe niemiłe doznania...
     Postanowiliśmy zaufać "Kaśce"...Naszemu GPS-owi...
     "Kaśka" spisała się na medal !! 
     Ale o tym to już będzie następnym razem...

11 komentarzy:

  1. I co się dziwić ,
    że turystyka u nas leży jak nikomu nie chce się dbać o nią ...
    A Bieszczady takie piękne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może inaczej..."dbających" jest zbyt wielu...a gdzie kucharek sześć...;o) Brak koncepcji i nadmiar "gospodarzy", aż trudny do pojęcia...

      Usuń
  2. jantoni341.bloog.pl18 lipca 2012 11:36

    I w tablecie
    Kasia przecież.
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejsce "kobiecie"
      dane nie w tablecie...
      Przez bieszczadzkie "podwóreczka"
      powiodła nas "komóreczka"...;o)

      Usuń
  3. jantoni341.bloog.pl18 lipca 2012 18:36

    Przyznam się tu skrycie
    jeżdżę bez sukcesu,
    bo nie używałem
    nigdy DziPeEsu.
    LW

    OdpowiedzUsuń
  4. Z "kaśką" jazda to przygoda,
    jeśli czasu nam nie szkoda... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. z tego co piszesz gordyjko, to wielka szkoda, że nie potrafią sprzedac uroków bieszczadzkich jak nalezy, komuna jeszcze rzadzi sie swoimi prawidłami...pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. W niektórych miejscach nigdy swoich rządów nie kończyła...

    OdpowiedzUsuń
  7. Wrrrr... "teren prywatny" to plaga naszych czasów!

    OdpowiedzUsuń
  8. łojojojoj... tyyyle cudności do czytania.
    Wrócę jutro, bom dziś ochwacona do imentu i nadrobię poniższe zaległości

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę rzekłaś plaga...:o)

      A na ochwacenie to najlepsze czyszczenie, karmienie i wygodna zagroda...;o)

      Usuń