środa, 7 marca 2012

Punktualna punktualność, czyli o ajerkoniaku...


     Czy pamiętacie jaka była pogoda siódmego marca 1985 roku ?? 
     Nie pamiętacie ?? 
     Hmmm…dziwne, bo ja pamiętam dokładnie…
     Dwadzieścia siedem lat temu pogoda była dokładnie taka jak dzisiaj…błękitek…Słoneczko…rześkie powietrze…Ptaszęta delikatnie tiurtiurały, a ziemia pachniała wilgocią…
     Caluśki dzień spędziłam stacjonarnie w domeczku, bo Młody umyślał sobie leżeć na „nerwach” prawej nogi, a jak zmieniał „boki” to automatycznie zmieniał mi „ustawienia” błędnika i waliłam się plackiem na podłoże…
Tak, tak moi mili…
Dwadzieścia siedem lat temu oczekiwaliśmy właśnie przyjścia na Świat naszego Pierworodnego…
     Pan N. wrócił z pracy, Rodzice zajęli się jakimiś swoimi sprawami, zjedliśmy obiadek i zaszyliśmy się w naszym pokoju…
Pan N. brzdękolił na gitarce…Ja czytałam jakieś porywające dzieło…
Dzwonek do drzwi wyrwał nas z wyciszenia…
     Nie pamiętam kto otworzył te drzwi, ale w następstwie owego faktu na progu naszego pokoju pojawił się nasz Przyjaciel…
     - Witajcie… - przywitał się grzecznie… - tak sobie pomyślałem, że pora świętować moje urodziny (mające miejsce 9 marca), bo znając Twoją punktualność i dar do robienia dowcipów to jak nic jutro pójdziesz na porodówkę… - wyjaśnił powód swojego przybycia…
     Oświadczeniem owym wprawił mnie w wyśmienity humor i jak na gospodynię domu przystało zamierzałam ruszyć do kuchni…
     - Ty sobie leż…my mamy wszystko czego potrzebujemy… - oświadczył mój Ślubny i jasnym się stało, że spisek Chłopaki zawiązali przeciw tej mojej „punktualności”…
Po chwili z kuchni zaczął dobiegać ogromny rumor…Panowie rozpoczęli przygotowania…
Kiedy wparadowali do pokoiku taca zapełniona była różnymi przysmakami, świeżo zrobionym sokiem z marchewki i filiżankami z jakimś specyfikiem, którego na pierwszy rzut oka nie umiałam sprecyzować…
     - To na wypadek jakbyś miała ochotę na odrobinę alkoholu… - udzielił odpowiedzi pan N. na moje zdziwione spojrzenie… - ajerkoniak, a właściwie, krem z jajek z alkoholem bo nam trochę gęste wyszło…z dziesięciu żółtek…
     Roześmiałam się  serdecznie, bo obaj wiedzieli, że w czasie ciąży nawet zapach alkoholu mnie „odrzucał”, ale Ich starania rozczuliły mnie ogromnie…
Przecież toasty wznoszone sokiem marchewkowym, jeśli płyną z serca, też się spełniają…
Siedzieliśmy więc sobie w trójkę, słuchaliśmy muzyki, rozmawialiśmy, snuliśmy plany…
     - Daj spróbować… - bezwiednie zanurzyłam łyżeczkę w filiżance Męża…
     I…
     I powiem Wam, że w życiu nic mi tak nie smakowało…!!!
     Całe ciało poczuło smak ambrozji…
     Pan N. widząc moje „wniebowzięcie” podsunął mi filiżankę bliżej, uzupełniając jej zawartość po brzegi, a ja cmokałam, mlaskałam i wylizywałam ową łyżeczkę do czysta…
Alkoholu to w tym było tyle co „na lekarstwo”, ale właśnie ta idealna ilość dodawała smaczku słodziutkiemu kremowi…
Ile tego pożarłam ?? 
Ile dali !! 
Bez opamiętania…Bez rozsądku…Bez zahamowań…
     W głowie zapanował sympatyczny chaos, ciało odczuwające już bardzo niedogodności ciążowe z nagła się rozluźniło…
Było mi cudnie !! 
     Kiedy wylizałam do czysta wszystkie filiżanki (Panowie z wyrozumiałością ogromną zaprzestali konsumpcji) zapałałam ogromną ochota uczynienia czegoś wzniosłego, wzniosłego na tyle, aby mój czyn chwaliły Narody przez wiele wieków...A ponieważ wzrok mój padł wówczas na Pimpusia, jak wiecie mój przedślubny prezent od Pan N., więc postanowiłam właśnie tego wieczoru  nauczyć go „służyć”…
Nie wiem ile z moich zapędów edukacyjnych dotarło do psiaka, faktem jednak pozostaje, że ów czyn zapisał się złotymi zgłoskami w rodzinnych annałach, bo ponoć pociesznie wyglądałam demonstrując ową pozycję Pimpusiowi…
Psisko nad wyraz pojętne było, bo nim mój zapał edukacyjny rozszerzył się na inne psie czynności, Pimpuś zaszył się w najdalszym kącie pokoju i nijak go stamtąd wyciągnąć nie można było…
     Umęczona tak rozrywkowym dniem zasnęłam bez problemu…
     O 2:30 nasz Pierworodny dał sygnał, że czas zmienić nasz status i 8 marca, w samo prawie południe uczynił nas Rodzicami…
Nasz Przyjaciel miał rację…
Moja punktualność sięgnęła zenitu…   

14 komentarzy:

  1. Mój synalek też marcowy, ale bardziej z końca marca:) Dobrze, że ten ajerkoniak nie był mocny, bo potem na izbie porodowej trza by się było tłumaczyć:)))
    Młodemu przesyłam serdeczne życzenia, a Mamuni Młodego - pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale się nie tłumaczyłam Krzysiaczku...:o)...uprzejmie zażądałam wiaderka z kompotem...:o)i omłociłam prawie caluśkie prosto z chochelki...:o)

      Usuń
    2. przycupnę przy Rodorku ponieważ ramka komentująca nie wyświetla się mi.Ja urodziłam pierworodnego 1 kwietnia .Się namęczyłam , młody się nawydzierał a i tak nikt wiary nie chciał dać temu faktowi

      Usuń
    3. Rameczkę może trzyma blokada antywiruska, albo masz opcję "okienka" przyblokowaną...a co do urodzin tego szlachetnego dnia, to nasza Przyjaciółka z dzieciństwa urodziła się w prima aprylis...;o)

      Usuń
  2. Aaaa, to dzisiaj? To udanego urodzinowego świętowania życzę :-) A jutro też niby święto, to też udanego :-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki właśnie "prezencik" zmontowałam sobie na Dzień Kobiet...:o)

      Usuń
  3. jantoni341bloog.pl7 marca 2012 18:52

    Niech żyje Synek
    oraz Mamusia.
    Dzielić tych życzeń
    nie będę musiał
    jeżeli dodam
    także Tatusia.
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro rozsypał się
      życzeń koszyczek
      niech nam żyje
      Drogi Ludwiczek...:o)

      Usuń
  4. jantoni341bloog.pl7 marca 2012 21:32

    A więc ułożę
    życzenie gładkie:
    uhonorujmy
    Mamusię kwiatkiem.
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów się wtrącić muszę,
      byle nie kaktusem...;o)

      Usuń
  5. no i się rozczuliłam, bo też w marcu rodziłam :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wedle wskazań mody...
      marzec dobry na porody...:o)

      Usuń
  6. Znaczy, ze juz ma półtorej godziny nie liczac tych dwudziestu siedmiu lat, gratulacje dla całej Rodziny
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahaha...Tylko nie każ mi Go nosić na rękach...;o)

      Usuń