wtorek, 6 marca 2012

Podstawa to współczynnik ścieralności...


     Jakoś się ostatnio nie składało, żeby zdać Wam relację z placu boju prac remontowych…
A szczerze mówiąc Gordyjka ostatnimi czasy jest taka padnięta, że klepanie w klawiaturę jest ostatnią czynnością o jakiej marzy…
No cóż, jak to mawiają…Chęci wielkie, tylko ciało mdłe…No to i sił gordyjskich na zbyciu nie ma…
Ale skoro się rzekło, kobyłka u płotu, a kafelki na podłodze…
     Do definitywnej wiechy w łazience brakuje nam dosłownie ledwie kropeczki nad „i”, a w sobotę niczym Tytani położyliśmy brakujące płytki w przedpokoju…
Co prawda, przed podjęciem owego heroicznego czynu wydawało się, iż jest to ledwie kilka maleńkich fragmentów, a w trakcie wymiar prac nas przeraził, ale skoro leżą już wszystkie więc sukces możemy ogłosić wszem i wobec…
Zostało zafugować, zamontować szafy, pomyć wszystko „dla porządku” i napawać się widokiem pięknego dzieła…
     Kiedy w sobotni wieczór, ostatkiem sił układaliśmy zbolałe ciała na kanapie po zakończonym trudzie twórczym, oświadczyłam:
     - Leżą !! – Pan N. spojrzał na mnie ze zdziwieniem…
     - No płytki leżą…wszystkie…!! – uzupełniłam wypowiedź o brakujące fragmenty…
Po chwili milczenia, kiedy nasze układy kostne przestały w końcu skrzypieć nieprzyjemnie, Pan N. przerwał ciszę…
     - Fajnie mają…
     - Kto ?? – bo jak wiadomo ciężki wysiłek w pierwszej kolejności rzuca się na logiczny proces myślowy…
     - No jak kto ?? Płytki !! – Mąż spojrzał na mnie z wyrzutem…
     - Aaaa…no fakt… - wydusiłam usiłując rozwiązać w myślach tajemnicę owej „fajności”…
Mąż jednak w łaskawości swej ogromnej trud mój skrócił…
     - Takie płytki to fajnie mają, bo nic nie robią przez całe życie tylko sobie leżą… - i wyrwało się Biedakowi bezwiedne westchnienie…
     - No chyba, że mają niski współczynnik ścieralności…wtedy nie poleżą…- włączyłam się w mężowski tok myślowy i przez łepetynę mi przeszło, że osiągnęliśmy apogeum zmęczenia, bo zaczynamy roztrząsać tematykę ogromnie filozoficzną…
     Ale to nie było apogeum…
     Apogeum osiągnęliśmy w niedzielny poranek, kiedy okazało się że nasze układy kostne i mięśniowe odmawiają posłuszeństwa, że podróż do łazienki wydaje się wyczynem karkołomnym, a pragnienie nie jest motywacją mogącą nas zwlec z kanapy…
Leżeliśmy więc obolali wspominając ilość wykonanych skłonów i przysiadów…
Jęki jakie wydobywały się bezwiednie z naszych tchawic w niczym nie przypominały zachwytów nad ukończonym dziełem…
Brzmiało to raczej jak westchnienia dusz pokutnych na męki piekielne skazanych…
A płytki leżały sobie cichutko, równiutko poprzytulane do siebie i uśmiechały się do nas delikatnymi wzorkami swoich „pyszczków”…
Z przedpokoju dolatywał jakby cichutki szmer…
     „Nie martwcie się…mamy wysoki współczynnik ścieralności…możemy sobie tutaj leżeć do końca Świata…a nawet jeden dzień dłużej”…
     - Uff… - wyrwało mi się westchnienie ulgi…

8 komentarzy:

  1. Rozumiem dobrze o czym piszesz, sama w mekach piekielnych trwałam gdy a) płytki kładlismy w kuchni, na scianach b) na podłodze w kuchni
    c) w łazience na ścianach d) NA PODŁODZE W ŁAZIENCE, I MYSLĘ, ŻE BEDĄ SOBIE LEŻAŁY DŁUGO I NAMIĘTNIE MNIE SIE BEDĄ DŁUGO PODOBAŁY, BO SIŁY NA ZMIANĘ JUŻ NIE MAM I NIE CHCE MIEĆ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To to ja sobie zapamiętam..."namiętnie mnie się będą długo podobały"...:o)

      Usuń
  2. Współczuję...mnie czeka latem remont kuchni i chociaż niewiele będę miała do roboty, bo wszystko zrobi córki chłopak, to i tak truchleję na ten ogólno-remontowy bałagan. Wypoczywaj Gordyjko, siły zbieraj:)

    OdpowiedzUsuń
  3. jantoni341bloog.pl6 marca 2012 16:49

    Gdy swoje siły
    z płytkami zmierzę,
    to później tylko
    leżę... i leżę.

    PS. Musisz nieustannie
    później leżeć w... wannie.

    Wypoczynku życzy
    JanToni

    OdpowiedzUsuń
  4. Wanna zdemontowana,
    nie będzie kąpiel brana...
    Wizja mnie zachwyca
    szybkiego prysznica...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniał mi się taki stary dowcip opowiadany przez przyjaciółkę, właścicielkę piekarni: Czym się różni świeży śnieg od piekarza? Tym że piekarz musi wstać o 4.00 rano, a śnieg może sobie poleżeć... Tak jak te płytki.

      Usuń
    2. No to ja się na piekarza nie nadaję, bo 4:00 rano to dla mnie noc najczarniejsza...;o)

      Usuń