środa, 18 stycznia 2012

Zmarnowany odlot...

     No to chyba czas się przyznać...
     Wiedziona przykładem Męża i widząc efekty, zebrałam odwagę i spróbowałam...Co prawda zmieniłam lekko proporcje, bo podawane
w tabeli wydawały mi się lekko przesadzone jak na pięćdziesiąt kilo Baby, ale pierwsze doznania mam za sobą. 

Tak, tak...wypiłam miksturę z wody utlenionej, a dokładnie rzecz ujmując piję ową miksturę trzeci dzień.
     Pierwsza dawka spowodowała u mnie totalny stan paniki, bo obiecywany mi przez Męża "odlot" wcale nie nastąpił, a kilka kropli wody utlenionej rozpuszczonych w połówce szklanki wody, spoziomowała mnie całkowicie.
Fakt, że akurat to był dla mnie kiepski dzionek, bo od rana czułam się podle, ale takich atrakcji nie przewidywałam.
Ledwie zdążyłam przełknąć owo cudo rozbolało mnie wszystko (no, nie całkiem...bo ogólny ból spowodował, iż nie czułam bólu w barku), w głowie zapanował chaos jak przy tworzeniu świata, przed oczami zaczęło mi majgać wszystko korzystając ze stanu nieważkości...
Organizm przeszedł taki szok, że zwinięta w rogalik zasnęłam na kwadrans...

Kiedy się obudziłam zobaczyłam nad sobą zatroskaną twarz Pana N.
     - Lepiej Ci ?? - zapytał.
     - Lepiej...nie mówić... - wyszeptałam - czym się to neutralizuje ?? - zapytałam.
     - Nie ma neutralizatora, musisz przetrwać... - wyszeptał Ślubny - nie przypuszczałem, że jesteś w aż tak kiepskiej formie...(zgodnie z informacjami zawartymi w książce, im bardziej schorowany organizm, tym bardziej dotkliwe efekty zażycia owej mieszanki).
Hmmm...przetrwać...niezły cel...
     - Obiecałeś odlocik...- wyjęczałam z wyrzutem...
     - Ja miałem... - usiłował tłumaczyć Ślubny...
     - A ja swój odlot zmarnowałam... - siliłam się na dowcip.
     Noc była kiepska i przyznaję się bez bicia...postanowiłam, że nigdy więcej owego specyfiku nie wypiję...
     Ranek jednak przyniósł pewne zmiany...
     Mimo zaledwie kilku przespanych godzin obudziłam się wypoczęta, w łepetynce panował odpowiedni porządek, bóle zniknęły wraz z nocą...

     Orzesz...(ko), czyżby ??
     Kiedy przyszła pora na wypicie drugiej dawki, nie powiem, ręka lekko mi drżała, szczególnie, że miała to być dawka podwojona...

     Na pohybel !! I chlup...
     Dawka weszła jak w masło, a po kilku minutach poczułam przyjemne mrowienie...

Oho !! Działamy !!
     Trzecia dawka nie wywołała już zbędnych emocji...po prostu
widzę efekty. 

     Mimo dawki zmniejszonej ekstremalnie (Pan N. już jest na dawce pięciu łyżeczek, a ja ledwie trzech psików) przynosi to efekty.
Jakie ?? 
     Jest ich wiele, bardzo wiele...
     Głębsze oddechy (czekam na rozpoczęcie procesu oczyszczania oskrzeli i płuc), drożny przewód nosowy i zatoki (proces udrażniania był bardzo
pocieszny bo okrutnie strzelało mi w uszach), co rano budzę się wypoczęta (bo dotleniona) i przestałam "powłóczyć nogami" (czasem mnie dopada taka wewnętrzna niemoc)...i co cieszy mnie ogromnie, coraz mniej "strzela" mi w stawach.
     Jest jednak jedna rzecz, którą będę musiała jakoś przeboleć...

     Moja cudnie wygładzona miksturką buziulka została upstrzona krostkami i liszajami...
To niestety efekt wewnętrznego oczyszczania...
Przejdzie, ale w tej chwili mam twarz jak nastolatka z trądzikiem...
No cóż...
Cierp ciało, jak ci się zachciało...

9 komentarzy:

  1. Dzięki Gordyjko za ten wpis, to mi ułatwi sprawę z córą. Namawiam ją na te eksperymenta:) We dwie zawsze raźniej:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja się wolę . wódki napić! TJ.

    OdpowiedzUsuń
  3. W stadzie zawsze raźniej...;o) Krzysiaczku

    JanToni...każdemu taka woda jakie możliwości...;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nono... brzmi zachęcająco, chociaż taki eksperyment dotyczący ekstraktu z pestek grapefruita omal nie zmiótł mnie z powierzchni ziemi i teraz mam w sobie irracjonalny lęk...

    OdpowiedzUsuń
  5. Lęk rozumiem, sam proces "picia" wywoływał we mnie bardzo dziwne emocje, ale szczerze przyznam, że po wstępnych efektach nie zamierzam odpuścić...:o)

    OdpowiedzUsuń
  6. no nie wiem czy się załapie na te efekty specjalne, bo mam napadowe migotanie i jak od tego zdrowienia mnie napadnie to co? ale ksiązkę chetn ie przeczytam gdzie ono jest napisane?
    pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń
  7. Już wysyłam Jadwiniu...:o)

    OdpowiedzUsuń
  8. hmm a co Wy z mężem za miksturkę pijecie, ze nie lekkie przejścia potem są? pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oooo...Ty się urlopowałaś w czasie naszych wiekopomnych odkryć...:o) Pijemy roztwór wody utlenionej :o) Post jest na starej Gordyjce ;o)

    OdpowiedzUsuń