czwartek, 8 grudnia 2011

Blogowa terapia...

Ta chwilka ulotna, kiedy siada się przed białą kartką…Przed stroniczką, na której pojawią się za chwil kilka splątane znaki naszych słów…myśli, w zdania ubrane...
Jeszcze piętnaście miesięcy temu nie miałam pojęcia jaka to frajda…
Jak cudowny spokój opanowuje duszyczkę, kiedy można bez ograniczeń ubierać uczucia w słowa, można przywoływać duchy swojego dzieciństwa, można przelać myśli, które kłębią się niczym para we wrzącym imbryku…
Blogowanie to taka terapia bez terapeuty…
Chociaż…
Może właśnie owa terapia jest tak skuteczna, bo Terapeutów bywa wielu…??
Tych cichych Czytaczy, którzy pozostawiają po sobie jedynie ślad w statystykach, i Gadaczy, którzy pod tekstem pozostawiają swój zbitek literek…
Każda forma jest dla piszącego jak balsam na duszę, jak miód na serducho…jak przelotne spojrzenie kogoś mijanego przypadkiem…
Czy ja genetyczna optymistka potrzebuję owej terapii…??
No cóż…
Podobno optymizm to obłęd dowodzący, że wszystko jest dobrze…
W takim razie jestem obłąkana…A każdy obłąkany ma prawo do opieki medycznej…;)

2 komentarze: