- A dlaczego chodzicie na takie długie spacery ?? - zapytał Wet w czasie październikowej wizyty...
Hmmm...Dlaczego ??
Bo Luckiego wychowywała Matka Natura ??
Bo był przez kilka lat osobnikiem samodzielnym ??
Bo polował i te umiejętności w nim siedzą ??
Bo był samcem Alfa ??
Bo lubi się popisywać swoimi umiejętnościami ??
I tak bardziej po ludzku...
Bo kilkukilometrowe spacery po lesie są zdrowe ??
Bo mam czas, żeby dreptać bez celu (a właściwie z celem) ??
Bo gdyby nie pies siedziałabym na kanapie ??
Ale Wet usłyszał wersję skróconą:
Bo to lubimy...I pies i ja...;o)
A od kiedy Mikołaj sprezentował mi swat watcha wiemy ile drepczemy i jaki wysiłek został w ten spacer włożony...Chociaż tylko pośrednio był to cel prezentu...Głównym celem był monitoring pulsu i ciśnienia (choćby z tym 10% błędem pomiaru)...;o)
Po choróbsku, które dopadło Luckiego w zeszłym roku już nie ma śladu...Forma wróciła...Ruchomość stawów też...Suplementy odstawione na kilka tygodni...Dieta pozostawiona (chociaż lekkie jojo nas dopadło)...Nie jest źle...;o)
Jedyne co zmieniło się drastycznie i na stałe, to psia szafa...;o)
Nie możemy dopuścić do przemoczenia i przeziębienia kręgosłupa...Zupełnie jak u człowieków...;o)
A że Lucky od Matki Natury dostał obfity podsierstek, który przy spadkach temperatur pojawia się w ilościach hurtowych i schnie po przemoczeniu nawet kilkanaście godzin, więc monitorowanie stanu pogody weszło nam w krew, w przedpokoju pojawiły się wieszaczki na psie kurteczki, a półka z psią garderobą się zapełniła...;o)
Wersję jesienną już prezentowałam, czas na wersję zimową...;o)
Ocieplana kurtka z kapturkiem...:o))))
Ochrona od odcinka szyjnego do lędźwiowego...
A ile się uśmieję z dyndających z kapturka uszu, to moje...;o)))
I gdzie to cioranie ??
Nasze spacery rozpoczynają się od leśnych ścieżek, bo przecież jakoś trzeba zacząć...Do pierwszego tropu...Echhh...
Wiecie jaką trasą biega sarna po lesie ??
Ja wiem...
Wiecie którędy kica zając ??
Ja wiem...
Rozróżniacie psie łapy od lisich ??
Ja rozróżniam...
Wszystkiego nauczył mnie Lucky i jego nos...
Znam wszystkie trasy migracyjne...Wiem które stado którędy przechodziło...Nawet pogłowie "dziczyzny" mam policzone...;o)
A ile się napatrzyłam na zwierzaki, to moje...;o)
Pewnie Leśniczy się dziwi widząc w chaszczorach tropy saren, psa i ślady traperów...;o)
Trapery tylko "niosą" smycz...
Czasem psisko zerka na mnie niepewnie i pyta wzrokiem:
- Przejdziesz, czy nie dasz rady ??
Chociaż z reguły radzi sobie wyśmienicie z wyborem trasy...
A kiedy wywąchane jest już wszystko, psi nos należycie wymęczony, a ja marzę o kanapie, Lucky dobiega do pierwszej ścieżki i najkrótszą drogą prowadzi nas do domeczku...Las zmapowany ma idealnie...Dlatego możemy chodzić na nasze wyprawy nawet po zmroku...
Ostatnio Znajoma mnie zapytała:
- Nie boisz się chodzić do lasu po ciemku ??
A ja zacytowałam mojego Bieszczadzkiego Dziadka...
- Las nawet po ciemku krzywdy nikomu nie zrobi...
I taka jest prawda...
Fajne jest to nasze "cioranie"...;o)
Aleja drzew perłowych...;o) |