piątek, 20 maja 2022

Wieści z pola...

     Sezon życia na "dwa domy" zaczyna się rozkręcać...Z niepokojem obserwujemy prognozy meteorologiczne...Nie dlatego, że Matka Natura szykuje nam jakieś anomalia...Nasz niepokój wzbudzają tytuły doniesień medialnych, dotyczących pogody:

"Armagedon pogodowy"

"Kataklizm się zbliża"

"Morderczy niż"

"W pogodzie apokalipsa"

Na prawdę ??

     Co siedzi w głowach autorów tych doniesień ??

     Bo na pewno nie jest to rozum, inteligencja, czy choćby genetycznie nabyty intelekt...

Nie liczą się fakty, liczą się kliknięcia...

     Na nasze nieszczęście, takie podejście dziennikarskie dotyczy również innych tematów...

Echhh...

     Wracajmy więc na pole...

     Od razu rozwiewam wątpliwości...

Gdyby nie Pan N. nie miałabym ani jednego zdjęcia !! 

     Pięknie kwitnący głóg ??

Zapomnijcie !! Zdążył przekwitnąć...

     Lucky szalejący na "hektarach" ??

Zapomnijcie !! Nawet komórki nie mam przy sobie...

     Kwiaty ?? Ptaki ?? 

Co się napatrzę, to moje...;o)

Nie mniej, na Wrzosowisku się dzieje...

     Pan N. namiętnie przeprowadza prace ziemno-budowlane...


     To nasz nowy kompostownik...Jeszcze w budowie, ale już w użyciu...;o)

     Po kilku latach użytkowania gruntu, wiemy, że klasa ziemi nie ma nic wspólnego z jej żyznością...My mamy piach i glinę...

     Nawożenie miejscowe nic nie daje, bo układ jest morenowy, czyli mamy łachy na przemian i nigdy nie wiemy czy tam jest glina, czy piach...

     Próbowaliśmy nawozić kompostem (własnej produkcji), pracy było przy tym sporo, a efekt właściwie żaden...Wody spływające ze stoku i te które spływają wewnątrz gleby wypłukiwały wszystko...Ale...

     Kompostownik pozostawiony (Matka Natura postanowiła w październiku przyprowadzić Panią Jesień) okazał się zbawienny dla jednego z sektorów...No i dobrze !!

Zmiana techniki...;o)

     Kompostownik wykopany, napełniony, zasypany...Kopiemy następny...Żeby było sprawiedliwie, zaczęliśmy z góry, więc woda niesie co ma nieść...

Pilnujemy tylko, żeby nie wrzucić tam liści orzechów, rabarbaru, czy złotokapu...A w domeczku mamy specjalny "kuferek" na witaminki do kompostownika (obierki, ogryzki, skorupki)...

Skuteczność metody widać po sąsiadujących roślinach i trawie, która "buja" tam niesamowicie...

     Kiedy "dojedziemy" z kompostownikami na sam dół, zaczniemy "od góry"...;o)

     Kolejny problem to pielenie i podlewanie...

     No cóż...Bywamy na Wrzosowisku raz w tygodniu, czasem dwa razy...Chwasty wolnego nie mają...Rosną...Nawet na podlewanie nie czekają...

Dwie ręce tego nie obrobią...

     No to wymyśliłam sobie sektorki...;o)


     Do wypielenia 50% mniej...;o) "Agro" trzyma wodę i wspomaga mnie w walce z chwaściorami...A że muszą być skopane i wyprofilowane w poziom, więc Pan N. dołożył do pomysłu "rowy"...Wyścielone starą, poszarpaną agrowłókniną świetnie się spisują...Podlewanie stało się podlewaniem, a nie polewaniem...;o)

     Kompleksowo wygląda to tak...


     Jest ich siedem, ale to nie jest nasze ostatnie słowo...

Siedziba truskawek, ogórków i innych warzywek (szczególnie kalarepki)...W tym roku będzie tam też cukinia, bo w warzywniaku strasznie się panoszyła...;o)

     A że eksperymenty i pomysły to nasza druga natura, więc kontynuujemy zeszłoroczny pomysł z "kompresami z trawy"...

Zamiast zbierać zioła w ilościach hurtowych, suszyć, robić wywary i podlewać...

     Pan N. kosi trawę (z ziołami, których mamy ilości dostateczne), sieka ją pięknie i usypuje piękny kopiec (ważne, żeby trawa była bez nasion)...Gordyjka robi "kompresy", czyli obkłada roślinki wokół pnia (ok. 10cm wysokości)...Trawa gnije (naturalna gnojówka), woda witaminki niesie, korzenie nie wysychają, chwasty się przez kompres nie przebijają (jeśli się przed kompresowaniem dokładnie wypieli)...


     Nasza "Genowefa pigwa" z kompresem...

     Na stelaż nie patrzcie...Sądząc po ilości kwiatów, w tym roku trzeba będzie zbudować rusztowanie...;o) "Genowefa" rodzi nam bardzo obficie, gałązeczki ma grubości mojego palca (cienizna), nie ma opcji, żeby te owoce uniosła samodzielnie...No to Pan N. dokłada podpórek w zależności od ułożenia owoców...

     A to nasza duma...

Stoczyliśmy o niego wielki bój...(Z mrówkami i kretem)...Złotokap...


     A że pięknie się w błękity nieba wkomponował, więc dedykuję to zdjęcie walczącej Ukrainie...Błękit nieba...Złoto kwiatów...I zieleń nadziei...


P.S. I pewnej Dzielnej Dziewczynie, która walczy z "systemem" i dyrektorską głupotą...;o)

10 komentarzy:

  1. Ten złotokap taki piękny a taki zołzowaty! Kiedyś, bardzo dawno, był serial telewizyjny w którym jedna urażona pańcia złotokapem usiłowała pozbyć się niektórych członków swojej rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strąki skrzętnie zbieram i chowam do kompletnego zasuszenia, żeby się czasem nasi bracia mniejsi nie skusili, a potem w ogień, i to taki bez pieczenia kiełbasek...;o)
      (Kryminały nie jeden pomysł podpowiadają...Nawet purpurowe kwiaty są zagrożeniem...)...;o)

      Usuń
  2. Złotokapy podziwiam w kolejnych ogrodach:-)
    A tą całą wiedzę o robocie na polu to z mlekiem matki wyssałaś czy z literatury pochodzi?
    Podziwiam nieustannie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Mama bała się wsi (lasu też się bała)...;o) Trochę czerpałam z moich wakacyjnych pobytów u Bieszczadzkich Dziadków, potem przyszło "rozszerzenie" z literatury, ale teraz tylko "patrzę i słucham"...Przyroda jest logiczna i systematyczna, a ja uwielbiam logikę (systematyczność trochę mniej)...Tyle, że tej wiedzy mam 7%...(Po procencie na rok)...;o)

      Usuń
  3. To tylko z wielkim uznaniem pozdrowię Panią Gordyjke i Pana Gordyjka. Jesteście niesamowici !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest...Niesamowici Kosmici...Porwali się z motykami na Księżyc...;o)

      Usuń
  4. Nie mam siły nawet skomentować, bo mam prowadzę teraz życie nie na dwa, ale na TRZY domy...jeden w mieście i dwa na wsi i na dodatek odnowiła mi się ostroga piętowa; nie mam złotokapu, ładny jest, ale u mnie bardziej swojskie krzaczki: bzy, jaśminy, dzikie róże, głóg... Próbowałaś sobie posadzić tamaryszek? Próbowałam trzy razy i trzy razy przepadł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzy domy i ostroga to stanowcza przesada !! Z wyliczonych swojaków mam komplet i dołożę jeszcze forsycję i kalinę...;o) Dla tamaryszka nie mam jeszcze miejsca (o każdy metr musimy najpierw stoczyć walkę), ale jest w planach...Tamaryszek i migdałek...;o)

      Usuń
  5. Dobry wieczór.

    Zawsze podziwiałem osoby, które mają więcej ziemi i coś w tej ziemi sobie sadzą/hodują/wyrywają itp. Nie jestem z tego typu, na naszej byłej już działce (ok. 300 m2) nawet skoszenie trawnika z biegiem czasu przyprawiało mnie o dreszcze niemal. :D

    Zapraszam do siebie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wyobraź sobie taniec z kosiarką na 3 tys. m2...;o) Nad nami trzeba raczej kiwać głową z ubolewaniem...;o) Dwa Mieszczuchy, motyka i Księżyc - połącz kropki...;o)

      Usuń