sobota, 28 maja 2022

Niby gary...

     Wszystkie mamy (szczególnie te trochę starszych roczników) pewnie pamiętają "urządzenie" zwane kociołkiem do pieluch...No cóż...Nam pampersy dane nie były...;o)

     Tetrowe pieluszki się prało i gotowało, potem prasowało...Pod pupcię się podkładało...I pulttt...Od nowa...

Ale dzisiaj o kociołku miało być...

     Nasz wysłużył się dzielnie, bo nam się trafiła dwójka Alergików, więc o skróceniu procesu gotowania pieluch mogłam pomarzyć...Z zazdrością spoglądałam na Sąsiadki, które prosto ze sznurka zakładały pieluchy cztero-pięciomiesięcznym maluchom...U nas kociołek trwał na posterunku kuchennym i amortyzował się, amortyzował...Do czasów "nocnikowych"...Aż stał się "rupieciem" piwnicznym...

     Dzieciaki wyrosły, pralki dostały możliwość prania w wysokich temperaturach...Kociołek czekał...

Aż doczekał się funkcji magicznej...


Obiadek dla głodomorów ??

Niekoniecznie...


Chyba, że ktoś gustuje w wywarach ziołowych...

     Tak przygotowywałam wywary w 2016 roku...Echhh...

     A że kociołek cierpliwy jest, więc stał sobie w warsztacie i na chwile chwały czekał...Zbierał deszczówkę...Schładzał napoje...Był wielofunkcyjny...

Aż biedaczysko emerytury doczekał...

     Pozostawiona przez nieuwagę woda zamarzła, Dziadek Mróz ścisnął srogo i denko się w kociołku uwypukliło...Lipa...Gotowania nie będzie...

Ale jak tu takiego "przyjaciela" porzucić ??

     No to kociołek ma nową funkcję...

     Widok ma teraz piękniejszy, bo niemal całego Wrzosowiska strzeże i przydatnym będzie przez cały sezon...Gordyjka w nim gnojówkę z pokrzyw i skrzypu majstruje...Gnojóweczka pierszej klasy, bo już pierwszy kociołek opróżniony...
     A do kompletu z kociołkiem - rondelek...W nim pierwsze zupki Pierworodnemu gotowałam...Wiecie...Takie przez sitko przecierane...Bez przypraw...Papciate takie...
     Niby zwykłe gary, a ile wspomnień...;o)

18 komentarzy:

  1. Tak się złożyło że pieluch nigdy nie musiałam gotować, ale pamiętam z dzieciństwa gotowanie pościeli i niezmiernie mnie to cieszy że nie musiałam tego robić ;)
    Jednakoż jeden kociołek kiedyś wystałam w socjalistycznej kolejce, a był to kociołek dla mojej serdecznej pracowej koleżanki, która w ciąży wtedy była :)
    W sklepie gospodarczym, który znajdował się o rzut beretem od biura w którym pracowałam, "rzucili towar" kiedy znajdowałam się w pobliżu, dodam że "wyskoczyłam z pracy" co było w tamtych czasach normą społeczną. Zjawiłam się na powrót w pracy obładowana kociołkiem emaliowanym zielonym, w nim miałam żeliwną brytfankę do pieczenia i jeszcze kilka pomniejszych zdobyczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie inna jest historia naszych garów...;o) Kociołek udało się upolować przez przypadek, a rondelek uczciwie w kilometrowej kolejce wystany (nabyłam trzy, jeden poległ, drugi się już rozsypuje, a z trzeciego korzystam we wrzosowiskowej kuchni)...;o)

      Usuń
  2. Pieluch nie gotowałam, ale wiem, że niektóre mamy to robiły. Należy podziwiać długi żywot kociołka, nie wiem, czy współczesne gary tyle przetrwają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już Ci odpowiem: nie przetrwają...;o) Mam różne roczniki (wszak mój Zaścianek w garach się specjalizował) i z obserwacji wiem, że czym nowsze, tym gorsze...;o)

      Usuń
  3. O, ja mam sentyment do starych garów! Mam zabytki po dziadkach, czajnik do wstawiania w fajerki w piecu kuchennym, talerze powojenne, blaszaną miskę z prawie kulistym dnem itp. A z moich własnych starych patelni piją wodę ptaki w ogrodzie. Dawniej na wsi gary miały drugi i trzeci żywot. Nie wyrzucano ot, tak sobie z byle powodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam na Wrzosowisku całą kolekcję (szczególnie czajników), ale teraz mają bardzo ważne zadanie, więc zagospodarowywać je będę za sezon, lub dwa...;o)

      Usuń
  4. Szukaj mnie w spamie
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeglądarka Cię wywaliła, ale na poczcie byłaś normalnie...;o)

      Usuń
  5. Witam serdecznie ♡
    Pieluch nie gotowałam, nie mam jeszcze dzieci :) Jednak taki gar pamiętam. Pamiętam go dobrze, wiele ludzi u nas na wsi go miało. W naszym domu nadal jest podobny wielki kocioł tylko czarny - moi rodzice robią w nim swoją specjalność, prażone ziemniaki. Jak zjeżdża się rodzina, to z takiego gara jest porcja ziemniaków z warzywami, kiełbasą i mięskiem dla wszystkich :)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj ;o) Ja pieczonki robię w gęsiarce...To już prawdziwy zabytek po Babci...;o)

      Usuń
  6. jotka

    08:18 (11 godzin temu)

    do mnie
    jotka Nowy komentarz do posta „Niby gary...” dodany przez:

    Ja pieluch nie gotowałam, a po miesiącu nawet nie prasowałam, dupcia ocalała.
    Kociołek drugie, a nawet trzecie życie dostał, to się nazywa recykling na medal!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dupcia dupci nie równa...;o) Nasza Córcia miała alergię na własny mocz...Wyobrażasz sobie taki horror ?? ;o)

      Usuń
  7. Znam tylko z opowieści pieluchowe przygody wszelakie. Teraz to wszystko niemal jest dla dzieci, tylko pieniędzy worek trzeba mieć. Czyli wszystko na odwrót w jakimś sensie jak dawniej, wtedy człowiek miał w pewnym momencie miliony nawet, a nie miał na co wydawać.

    Może dlatego, że Bloger ogólnie jest ,,zjadliwy" od pierwszego spotkania. Przynajmniej dla mnie taki był.

    Na razie wrażeń nie mam jakichś szczególnych. Na pewno szybkość nowego komputera mnie zadziwia. Ledwo mrugnę, a on już włączony. :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowieki przystosowują się do wszystkiego...;o)

      Nie mrugaj !! ;o)

      Usuń
  8. Z moich kompletów garnków(1993 rok zakupu), zastawy stołowej(1980) i sztućców pozostały już tylko pojedyńcze egzemplarze. Nadszedł czas kupienia nowych, chociaż jakość tych dzisiejszych w wielu przypadkach pozostawia wiele do życzenia. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kociołek i rondelek to roczniki 1984/1985...;o) Za dobrą jakość trzeba teraz słono zapłacić...Też się przymierzam do zastawy, ale jakoś trudno mi zrobić ostateczny krok...;o)

      Usuń
  9. Jako starsza od Ciebie "o parę dni" wszystko to przerabialam. A jeśli chodzi o te"gnojowke" z pokrzyw i skrzypu to ona straszliwie śmierdzi ....więc trudno wytrzymać.
    Możesz do mnie zajrzeć? Nie zrozumiałam Twojego ostatniego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego dobra pokrywka to majątek, mieszać można na bezdechu...;o)

      Usuń