Przeczytałam ostatnio, że nauczyciele zawyżają oceny dziewczynkom...I uśmiechnęłam się do siebie...No cóż...Szkoła nigdy sprawiedliwa nie była...Nauczyciel też człowiek i swoje słabości ma...;o)
Ja znałam pewną nauczycielkę, która miała odwrotne "preferencje"...Wieść gminna niosła, że nigdy nie postawiła dziewczynie więcej niż "3"...Fakt, że uczyła klasy "męskie", a żeński "rodzynek" trafiał się jej rzadko, że wykładany przedmiot był "ścisły", więc zgodnie z obowiązującymi kanonami "bardziej męski"...Trója nie dramat, można żyć...
Miała kobieta słabość do mężczyzn i tyle...Naturalne ??
Ale kiedy zaczynałam edukację, dawno temu, na własnej skórze odczułam inną "szkolną niesprawiedliwość"...
Ocenianie uczniów na podstawie "przydatności rodziców"...
Nasza klasa dzieliła się na trzy grupy...
1. Śmietanka - szczyt hierarchii, dzieci architektów, prawników, lekarzy i nauczycieli (placówki zagraniczne i działacze partyjni to już był szczyt szczytów)...Klasowa elita...
Byliśmy tak manipulowani, że nawet samorząd klasowy wybieraliśmy wśród nich...
Pamiętam jedną klasówkę, po której nauczycielka oddawała ocenione prace i jednej z "prymusek" dała "5", "bo ja wiem, że ty to umiesz"...
Serio ??
Czyli bezbłędna praca oceniona na "4" świadczy o tym, że wiedza nauczycielki wykracza w sfery mentalne ?? Ona wie, że ty i tak nie umiesz ??
Śmietanka reprezentowała klasę, występowała na akademiach, wnosiła sztandary i zawsze "wiedziała" więcej niż reszta klasy...
2. Mleko - dzieciaki pielęgniarek, policjantów, sprzedawców, kierowców...Średniaki, które i tak się nie wybiją do wyższej "półki", więc "4" i pocałowanie ręki...
I chociaż "śmietanka" była w swym składzie "skostniała", to właśnie "mleko" było najbardziej skonsolidowane, najbardziej "prospołeczne" i zgrane...
Świadomi niesprawiedliwości i walki z "systemem"...;o)
"Mleko" dawało odpisać, podsuwało ściągi, razem "imprezowało" i prędzej wsparło "wodę" niż "śmietankę"...
Pamiętacie "konturówki" na geografii ?? To były mapy z konturami (kraju, kontynentu, świata) i punktami, które trzeba było podpisać (miasta, jeziora, rzeki)...Uwielbiałam konturówki (jestem wzrokowcem)...
Pewnego dnia mieliśmy oznaczyć na konturówkach półwyspy...Wielu ich nie ma, można ogarnąć...Ale jedna nazwa z niczym się nikomu nie kojarzyła..."Kola"...
I wtedy jeden z Kumpli (oczywiście mleczny) rozkminił tajemnicę..."Kolski"...Wiwat stara wersja atlasu...;o)
"Mleko" z prędkością światła punkt oznakowało i zgarnęło wszystkie "5" w klasie...
Ależ było oburzenie "śmietanki"...Jakie pretensje...Ileż interwencji...
A "mleko" milczało i uśmiechało się tajemniczo...Nawet oddychaliśmy płycej, żeby pary z gęby nie puścić...;o)
Potem nasza polonistka zaciążyła...Ostatnią czynnością było wystawienie ocen na semestr...
- Dam ci "4", żeby zastępstwo miało o tobie dobre zdanie...- rzuciła mi w gębę na odchodnym, chociaż z ocen wychodziło mi "4+", a nawet "5-", jakby liczyć umiała...
"A żebyś ty bliźniaki urodziła, i to rude"...- wymruczałam pod nosem...Bo jak się ma 12-13 lat to przekleństwa nie są domeną duszy...Rude dzieci wydawały mi się odpowiednią zemstą...Bliźniaki dołożyłam z rozpędu...
Zastępstwo przyszło, a i owszem...Odcięło skrzętnie to co było i kierowało się własnym rozumem...
O zgrozo !!
Na świadectwach z VII klasy "śmietanka" po części dostała "4", a "mleko" awansowało na "5"...Nie żeby hurtem, ale zaczęło być "normalnie"...
Niestety, zastępstwo po pół roku odeszło...
Przyszło nowe...
Ilość "5" wśród "śmietanki" stopniała jeszcze bardziej, ilość "5" w "mleku" wzrosła...
Klękajcie Narody !!
Czyli, może być normalnie ??
Pani nazywała się Brudny, miała przepiękne włosy i ewidentne skrzywienie, polegające na braku "uprzedzeń"...
Nawet "woda" zaczęła się do lekcji przygotowywać i nie było "ciągania za uszy", żeby wystawić "3"...
Bulwersacja "śmietanki" trwała do rozdania świadectw...Wiedza bez "nazwiska" wyglądała dużo gorzej...
3. Woda - skazani na edukacyjny niebyt...Nikt nawet nie starał się wykrzesać w nich ochoty do nauki...Oni też się nie garnęli, traktując szkołę jak "zło konieczne"...Jak to się teraz mówi ?? Mieli "wywalone"...
Dzieciaki rodziców, którym się nie udało...
Po co im pomagać, jeśli po szkole i tak wrócą do "swojej patologii" ??
Ale "woda", a przynajmniej jej męska część, to byli świetni Kumple...
Wybita szyba, stłuczona doniczka, bijatyka na korytarzu ??
Wszystko brali na klatę !! Bo przecież i tak mieli obniżone oceny ze sprawowania...
Wychowałam się wśród "wody", edukacyjnie byłam "mlekiem", a pod koniec szkoły "śmietanka" zabiegała o moje względy...Chcieli się kumplować, odwiedzać, a nawet przyjaźnić...Bycie niezłym sportowce procentowało...;o)
W końcu, im dyrektor dłoni za osiągnięcia nie ściskał, od chlub szkolnych nie "wyzywał", dyplomów na ścianach nie wieszał...
Ale "mleczna" zostałam...;o)
Po dwudziestu latach przyszła Córcia ze szkoły i zaczęła opowiadać...
- I wychowawczyni samorząd sama sobie zaproponowała, sama zgłosiła i wybrała...Nawet nie czekała żebyśmy ręce podnieśli...Sama elita Zaścianka...
Echhh...
Świat się zmienił...Kraj się zmienił...A edukacyjnie byliśmy w d***e ??
To były jednak inne czasy...
Dzieciaki zostały "po lekcjach" i wybrały "swój" samorząd...
Można ?? Można !!
Była jedna klasa i dwa samorządy...Prawie do Matury...
Nikt z nauczycieli nic z tym nie zrobił, bo "szyszkom" podpadać niewygodnie...Lepiej zaakceptować dziwną sytuację...
Żeby jednak odrobina sprawiedliwości pozostała, pani wychowawczyni ogłosiła "trójkę rodzicielską" w ten sam sposób...To się bardzo spodobało...Przynajmniej reszcie klasy...;o)
Wychowawczyni była z tych, co robi ile musi...To i "trójka" robiła ile musiała...A nam to nie przeszkadzało...;o)
Że tak nie powinno być ??
Jasne !!
Ale jeśli szukasz sprawiedliwości w szkole, to weź do ręki Słownik...Ona tam jest...Pod literą "S"...;o)
P.S. Zainteresowanych informuję, że nasza polonistka urodziła bliźnięta, dwóch chłopców...Obaj mieli włosy koloru podgnitej pomarańczy...
Ale jakby co...To nie ja...;o)
Szkołę w słowniku też znajdziemy pod "S". Z Twojego opisupowinnam wydedukować, że ja to "woda" byłam, bo choć podstawówkę na 5 i 4 skończyłam i do liceum nie zdawałąm egzaminu, to w ogólniaku już więcej trój niż 4. Twoja anegdota o nauczycielce przypomniała mi własne szkolne lata. Ciąża biologiczki w I licealnej uchroniła mnie od powtarzania klasy, a w tym liceum oznaczzało to jego zmianę. Ciąża rusycystki sprawiła, że nie zostałąm z tego przedmiotu udupiona, a jej samej nie udało się namówić chemiczki by poszła w jej ślady. Nie na darmo się powiada "uważaj co mówisz, bo wypowiesz w złą godzinę". Tak ja Twoje życzenie odnośnie bliźniaków i to rudych się spełniło, tak spełniło się powiedzenie mojej matki "nie wiadomo co się panu urodzi", które wypowiedziała, gdy lekarz powiedział jej, że powinna mnie zamknąć w zakładzie dla upośledzonych i zapomnieć, że urodziła.
OdpowiedzUsuńP.S zajrzyj w swój komentarz pod moim postem. Może zainteresuje Cię odpowiedź. Uściski.
Ewidentne z Ciebie "Mleko" !! ;o)
UsuńJak widać ciąże nauczycielek są przydatne...;o)
Dzięki !! ;o)
Gordyjko - Ty Czarownico jedna :))))))
OdpowiedzUsuńZ tego, co wiem, to jest tak nadal. Chociaż ja tego kryterium nie stosuję, a mam przecież różnych uczniów, od śmietanki po wodę. Albo kogoś lubię, albo nie. Albo ktoś chce wykrzesać z siebie coś, albo nie. Ideałem nauczycielskim nie jestem, ale wyczulona jestem na takie niesprawiedliwości. U mnie w LO bardzo zwracano uwagę na pochodzenie i status rodziców - najgorsze naukowo lata życia mego.
Jam to jest !! ;o)
UsuńKażdy ma jakieś sympatie...;o)
U mnie w "średniej" Nauczyciele nawet nie wiedzieli kim są nasi Rodzice...;o)
Prawdę mówiąc moje wspomnienia szkolne są żadne, życie toczyło się gdzie indziej... Tylko migawki, jak odcięłam się rusycyście, jak polemizowałam z wychowawczynią i wygrałam z nią dyskusję, bo się zamknęła i więcej nie "nawracała" na łono prawomyślności, a stopni nawet nie pamiętam dzisiaj,aaa, jeszcze matura z historii, ustna, rewelka, jak zaczęłam gadać o możliwości powrotu Kresów polskich do naszego kraju (matura 1984), to na wszelki wypadek dyrektor kazał mi przerwać i egzamin się zakończył szybciej niż zaczął...
OdpowiedzUsuńTo Ty Dzięcielina jesteś !! ;o)
UsuńMoja matura z historii skończyła się polityczną awanturą...;o)
Tak podsumowując, uważam, że moje wspomnienia ze szkoły są nudne, dlatego nie poświęcam im czasu ani zainteresowania; wszystko, cokolwiek się działo, było tylko tymczasowe, sukcesy czy porażki; nie miały później ani teraz już tym bardziej żadnego znaczenia
UsuńJeśli chodzi o podstawówkę, to mogłabym się pod tym podpisać, ale w średniej spotkałam grono nietuzinkowych Nauczycieli, i nie da się ukryć, że mieli spory wpływ na moje życie...;o)
UsuńAleż owszem, o każdym nauczycielu ze swojej szkoły średniej, nawet tym najbardziej "nudnym" mogłabym całą opowieść napisać, ale to nie szkoła mnie ukierunkowała i nie nauczyciele, chociaż jakaś przygoda życia to była; do szkoły średniej poszłam już ukierunkowana i byłam wdzięczna nauczycielom, że po prostu mi nie przeszkadzali ;-)
UsuńZawsze wiedziałam, że jesteś Wyjątkowa !! :o)
UsuńDziękuję, ale przeceniasz mnie, każdy jest w czymś wyjątkowy...
UsuńAle na wspomnienia Ci się zebrało! Różnie w tej szkole bywało, teraz tez uczniowie maja pretensje, rodzice maja pretensje, odkąd pracuję po drugiej stronie barykady na wiele rzeczy inaczej patrzę.
OdpowiedzUsuńGdy syn znajomej usłyszał, że pani od polaka ocenia najwyżej na 4, bo ona tylko umie na 5, to powiedział , że musi się kobieta poduczyć, bo jeszcze szóstki są w dzienniku.
A cóż lepiej człowiekowi robi na psyche niż dobre wspomnienia ?? ;o) I właśnie tej barykady szkoda...Komu ta "barykada" ma służyć ??
UsuńNa "6" umie Bozia...;o) - to z teorii mojego Matematyka...;o)
Barykada nikomu nie służy, ale sama powstaje, uczniowie i rodzice często traktują nas jak wrogów na wojnie, na szczęście nie wszyscy.
UsuńKsięgi całe mogłabym pisać o swoich doświadczeniach i to bardzo boli, gdy chcesz jak najlepiej, a wychodzi jak zwykle...
Jeszcze się taki nie urodził, co by...;o)
UsuńW klasie naszego Syna było 20-tu "geniuszy", 6-ciu uczniów i młodziutka Nauczycielka, która bardzo chciała...Trzy lata walczyła, a potem przestała...Wiem jak powstają barykady...;o)
W szkole średniej, żeby osłodzić sobie ból edukacyjny, wybierałam sobie kilku chłopaków do patrzenia i lżej mi się tam uczęszczało. A że do męskiej szkoły chodziłam, to było w kim wybierać :) Taka ze mnie męska estetka była, patrzenie mi w tym okresie zupełnie wystarczało ;)
OdpowiedzUsuńNie lubiłam być edukowana, dlatego to po maturze studia już sobie darowałam ;) Co mnie odstręczało od edukacji, nauczyciele właśnie ;) Nie wszyscy byli najgorsi, jednak za żadnym jakoś szczególnie nie przepadałam.
Jeśli chodzi o stopnie to spotkało mnie cuś takiego.
Po podstawówce zdawałam do Technikum Elektronicznego, nie dostałam się tam i ostatecznie wylądowałam w zasadniczej budowlance, o egzotycznej specjalności jak dla dziewczyny, betoniarz-zbrojarz ;)
W pierwszej klasie polskiego uczyła mnie młodziutka nauczycielka tuż po studiach, no i ona w klasyfikacji końcowej zastanawiała się czy dać mi 4 jednak stwierdziła, że 3 będzie bardziej odpowiednia.
W następnej klasie uczyła nas doświadczona nauczycielka, o opinii bardzo wymagającej i ona oceniła mnie na 4, no i tej młodej było głupio ;)
Piękna opowieść...Prawdziwie przedwigilijna...;o)
UsuńJako dziecko nauczycielki, żona nauczyciela i matka nauczyciela mapiszę mimo wszystko obiektywnie że:
OdpowiedzUsuńMiałam i wspaniałych nauczycieli /od jęz. polskiego i od innych języków/ i beznadziejnych nauczycieli /od matematyki, fizyki i chemii/
Tajemnica "ściślaków" polega na tym, że nie wystarczy umieć, trzeba mieć jeszcze dar przekazywania tej wiedzy...;o)
Usuńi dlatego nie lubię szkoły i za nią nie tęsknię, brr :(
OdpowiedzUsuńWspomina się dwadzieścia lat później...;o)
UsuńAnegdotka z końca przypomniała mi, jak w gimnazjum zdenerwowała mnie germanistka swoim kpieniem z uczniów z niepełnosprawnością umysłową, więc cały powrót do domu życzyłam jej "aby ją wreszcie Boża sprawiedliwość dosięgła". Na drugi dzień okazało się, że złamała sobie nóskę i do końca szkoły(czyli przez jakieś 3 kolejne miesiące) mieliśmy zastępstwo. I wtedy okazało się, że te jej "matoły" nagle potrafią i policzyć do 20 po niemiecku, i odmienić czasowniki. No cud jakiś. Tak sobie myślę po przeczytaniu Twojej notatki, że chociaż wyszłam z wody, to raczej nigdy nie dosięgłam śmietanki. Owszem, po uzyskaniu jakiejś dobrej lokaty w konkursach przedmiotowych(a na te wysyłano mnie nagminnie, nie ważne czy mnie interesowała tematyka, czy też nie, bo była szansa, że się "pokażę") czy tam jakiegoś miejsca na zawodach sportowych były jakieś ochy i achy, ale ja to przecież nie robiłam dla nich. I cieszę się, że nie byłam "śmietanką", bo "rewelacyjni uczniowie" z naszego gimnazjum(których rodzice otwarcie przyznali, że odrabiają za nich lekcje, bo dzieci są zbyt zmęczone po lekcjach) nagle byli na końcu klasy nawet w zawodówkach... A w przedstawieniach szkolnych z przyjemnością występowałam, ba, nawet chodziłam na kółko teatralne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przepraszam za mój wywód.
Wspaniały wywód Karolinko !! ;o)
UsuńJesteś Mleczkiem pierwszej Wody...;o) Do "śmietanki" nie ma co się pchać...;o)
Dzień dobry. Czyli ja należałem do śmietanki, ale uczyłem się w innej szkole niż pracowała moja mama - a to oznaczało że byłem gorzej traktowany niż inni (na zawsze zapamiętam jak nauczyciele zwracali się do mnie po nazwisku gdy do innych po imieniu).
OdpowiedzUsuńSam ostatnio niesprawiedliwie oceniłem osobę w pracy :( Taki jest świat, niestety.
Witaj ;o) Miałeś przekichane po całości Śmietanku...;o)
UsuńŚwiat jest taki, jakim go tworzymy...;o)
Moja wychowawczyni w podstawowce tez nie byla nigdy sprawiedliwa. Nie moge powiedziec ze jakas hadra, ale serca do nas nie miala. W naszej klasie tylko kilka osob mialo naprawde dobre oceny, reszta wraz ze mna to przecietniaki raczej.
OdpowiedzUsuń"Mleko" jest zdrowe !! ;o)
Usuń