czwartek, 24 czerwca 2021

Znowu wrzosowiskowe zajawki...

 Na czym ostatnio skończyłam ?? Hmmm...


No tak...Czarny bez i syropki z kwiatów...Najpyszniejszy...;o)

     To, że przy okazji, od lat wspiera nasze organizmy w czasie przeziębień, to szczegół..."Najpyszniejszość" jest najważniejsza...;o)


     A to kolejne bohaterki wnuczych dyskusji...Dżemik truskawkowy...

     Princeska preferuje "czekoladę" do kanapek, ale Księciunio jest wielkim fanem babcinego dżemiku...Ostatnio, w czasie podróży na Wrzosowisko wcięli prawie pół bochenka chleba (wyjazd był po śniadaniu z dokładkami)...Uwielbiam te Ich apetyciki...

Dwa "Szczypiorki", które pochłaniają jedzenie niczym odkurzacze...A potem przerabiają to na niespożytą energię...

     Ale Wrzosowisko to też wyzwania przyziemne, dosłownie...


     Nasz maleńki zagonek ziemniaków ogarnia teraz stonkę z okolicznych hektarów...Litości nie ma...Łażę i zbieram, likwiduję jaja, niszczę larwy...Wróg ma przewagę liczebną i czasową...Cztery dni luzu zanim przejdę do kontrataku...Ale poza gnojówką z pokrzywy i naparem z ziół chemii nie zastosuję...Ot co...

     Tutaj też "chemia" ma zakaz wstępu...No chyba, że zostanie "przemycona", na przykład w skórkach bananowych, z których robię nawóz do pomidorów...

     Jeszcze miesiąc i trudno będzie odnaleźć ścieżki...Ja będę się szeroko uśmiechać...Pan N. będzie "podkradał" pomidorki prosto z krzaczka...Lucky przestanie ćwiczyć skoki między grządkami...

A właśnie, Lucky...

     Pierwszy nocleg na Wrzosowisku był traumatyczny, nawet stos kocyków nie złagodził tęsknoty za kanapą...Cieszy się na wyjazd na Wrzosowisko, ale powrót wita entuzjastycznie...Przewrotna psia natura...

     Ale naszego zagonka pilnuje wzorowo !! Nic mu nie umknie...Nawet maleńkie jaszczurki...

     Stanowisko znalazł sobie na linii starego sadu i ma na oku wszystko, łącznie z drogą...

Uwielbia spacery po działce...

Przy największym "tlenowcu"...

I uczestnictwo w pracach...Chociaż jego podstawową zasadą jest "nie przeszkadzać"...

     Nawet przy naszym nowym pomyśle pomagał...

     Odchwaszczenie winorośli spowodowało nasze natychmiastowe działanie...

     Nasze wino zdecydowało się na owocowanie...Zobaczymy, czy da radę utrzymać kistki...To nasz jedyny szlachetny okaz, reszta to dzikie wino posadzone z malusich sztoberków...Szanse były mikre, jak te sztoberki...Ale dały radę, więc będzie winniczka w formie winnej pergoli...;o)


     Kiedy zerkam na to wszystko, kiedy już zbieramy się do domeczku, trudno uwierzyć, że ogarniamy to we dwójkę, i to czasowo ograniczeni...

Nieźle nas Matka Natura "wytresowała" przez te sześć lat...;o)

     A pamiętacie mojego horkruksa ?? Synogarlicę, która w poszukiwaniu wody wpadła do pojemnika z gnojówką z pokrzywy i się utopiła ??

Mam nową przyjaciółkę...

     Oswoiła się już tak bardzo, że kiedy potrzebuje wody, przysiada na szczeblach warsztatu i czeka aż napełnię miseczkę...Teraz ptaki mają swoją miseczkę, żeby Lucky im nie przeszkadzał...A wróbliki urządzają sobie zabawę ze zraszaczem (czekają w krzakach aż Pan N. przestawi zraszacz i zaczynają zabawę od nowa)...

     Synogarlica ostatnio żegnała nas tak...(Siedzi na stelażu, w którym ustawiamy grilla)...;o)


      Trudno im będzie przetrwać przez te kilka dni upałów...Echhh...

10 komentarzy:

  1. W dziecięctwie swym zwalczałam stonkę...azotoksem, no cóż tak to wtedy wyglądało. Mam w pamięci taki obraz; rajką idzie dziadek, za nim mój najstarszy brat i ja. Wszyscy troje machamy szmacianymi kukiełkami w których jest biały proszek. Chyba byłam dumna z tego zajęcia, bo bardzo utkwiło mi w pamięci ;)
    Pięknie wam się darzy, to na pewno dlatego że Lucky tak wspaniale stróżuje, wszak "pańskie oko konia tuczy" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My u Dziadków zbieraliśmy stonkę do słoików, taka "olimpiada"...;o) Do azotoksu nas nie dopuszczali...;o)

      No to utuczone będzie na maksa !! ;o)

      Usuń
  2. Robię gnojówkę z pokrzywy pod przykryciem, wtedy nic nie wpada. Zbieranie stonki jest bardzo niewdzięczne, bo też do mnie walą wszystkie sąsiedzkie, bo tam trują. Jeszcze z orzecha włoskiego można zrobić odstraszający preparat. Robię też z wrotycza - podobno wiele szkodników go nie lubi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam pojemniki z przykryciem, ale kilka lat temu po prostu zapomniałam zabezpieczyć przed wyjazdem...Cząstka duszy umarła...
      Z orzecha też robię, i z majeranku...Ale przegram...Takie moje Termopile...;o)
      Masz wrotycza ?? Szczęściara !! W tym roku jestem na deficycie...;o)

      Usuń
  3. Ta stonka przypomniała mi film "Wiosna, panie sierżancie" :-)
    Bardzo pracowita z Was para, nieustannie podziwiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Walczę podobnie ze szkodnikami w zgodzie z naturą. U nas przewaga ślimaków. Gdy było sucho pojedyncze sztuki, teraz odgarniam groszek podczas zrywania a tu brązowe grubasy, odchwaszczam cukinie, następne. Zbieram uparcie, tylko co z nimi robić później mam dylemat. Gnojówki z pokrzywy, żywokostu, skrzypu, skorupki z jajek, skórki z banana to codzienność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią...W Waryjatach siła !! ;o)

      Ślimaki u nas rezydują od zeszłego roku, ale u nas główna wojna jest z mrówkami...;o)

      Niech Matka Natura nam sprzyja...;o)

      Usuń
  5. Szkoda że macie gołębie, a nie bażanty.:) One podobno na stonkę najlepsze.:)
    U nas susza nadal trwa, deszczu ciągle mało, bo opady gwałtowne i zaraz znikają. Ale w tym roku mamy już własną studnię.
    Dzieciaki to lubią takie cuda prosto z krzaczka. Mój synek ma własną jabłonkę, wyhodował z pestki. Nie wiem, czy się utrzyma, nie wiem czy będzie odporna na różne paskudy, ale na razie sobie rośnie.:)
    Zaczynają się wakacje, to powoli odsapuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bażanty mamy, ale bardziej są zainteresowane truskawkami niż stonką...;o)
      Księciunio ma wisienkę...Pierwsze owoce jakie zjadł świadomie ze smakiem i do dzisiaj najbardziej lubi kompot z "jego wisienek", pożerając przy okazji owoce...;o)
      Wakacje to błogosławiony stan...;o)

      Usuń