Kiedy ostatnio usłyszeliśmy wystąpienie Pana Premiera, mało nam szczęki nie opadły z wrażenia...Do tej pory zakazy nie robiły na nas większego wrażenia...Można by rzec, że wcale nas nie dotyczyły...
Zakupy, tak zwane "grubsze" robiliśmy od lat raz w miesiącu...Bo najpierw praca zawodowa i ogrom obowiązków ograniczały czas wolny, a potem się okazało, że to bardzo dobry system...
Zawsze wiem co mam w lodówce, czy zamrażarce, więc menu nie jest problemem...Na lodówce wisi kartka na której zapisuję "braki", więc lista zakupowa tworzy się sama...;o)
Zakupy bieżące (pieczywo, nabiał i "duperele") ogarniałam raz w tygodniu w okolicznych sklepikach, lub "po drodze", jeśli dopadał nas sezon wrzosowiskowy...
Zakupolubni nie jesteśmy, więc reszta (zakupy obuwnicze, czy odzieżowe) ogarniamy przy okazji zakupów "grubszych"...
Po kilkunastu, czy kilkudziesięciu godzinach pracy na "ugorze" spacery nie są naszą domeną, więc od sierpnia ogarniamy tylko obowiązkowe spacery z Luckim...Psina wybredna nie jest, więc dwa razy dziennie po "prawie godzinie" wystarcza mu w zupełności...
Preferujemy jedzenie domowe, więc zamknięcie restauracji, czy barów nie jest dla nas obciążeniem psychicznym...
Czas wolny od czterdziestu lat spędzamy głównie z sobą, więc "wojny małżeńskie" też nam nie grożą, a mijanki w przedpokoju mamy opanowane do perfekcji...
A że logiczni jesteśmy do bólu, więc po ogłoszeniu ograniczeń Pan N. przesiadł się z "przewozu" do "naguska" i dojeżdża do pracy sam...Przynajmniej jedno zagrożenie możemy wyeliminować...
Najboleśniejsze okazało się, że nie możemy widywać się z Wnukami i Dziećmi...
My zdrowi (teoretycznie)...
Oni zdrowi (teoretycznie)...
I zero kontaktu osobistego, a telefony króciutkie, bo Księciunio źle je znosi...Nie rozumie zakazów...
Czasem Synowej udaje się wymknąć, to jakieś nowinki przekaże...
Ale ogólnie lipa...
Jak mus to mus...
Z tym, że ostatnie obostrzenia walnęły w nas potężnie...
Pan Premier zapowiedział, że mamy się poruszać w odległości dwóch metrów...
Jak ??
Od czterdziestu lat chodzimy "za rękę", albo "pod rękę" !!
Jak wymusić na percepcji taką zmianę ??
Ja nawet nie wiem jak się chodzi "w parach" osobno !!
- Może weźmy jakiś sznurek dwumetrowy ?? - zapytał Pan N. po wysłuchaniu komunikatu...
Popatrzyłam na Niego jak na Zjawę...
Ciekawe kto ma o tym sznurku pamiętać ??
Mam iść za Ślubnym, jak za Arabem ??
A może przed, żeby ewentualny atak tygrysa szablozębnego brać na chudą klatę ??
A może obiegać Ślubnego w rytualnym tańcu godowym ??
Ja wiem, że to ma być ułatwienie dla Służb, żeby nie musiały ganiać z mandatami za każdą napotkaną parą, ale...
Na litość Boską !! Panie Premierze !!
Sypiamy w jednym łóżku, siedzimy na jednej kanapie, poruszamy się na tym samym metrażu, a na dodatek korzystamy z jednego "klopa"...I nagle za progiem mamy wrzeszczeć do siebie przez ulicę ?? Po czterdziestu latach nabytych przyzwyczajeń ??
Fakt, wychodzimy we dwójkę rzadko, bo stosujemy się do rygorów, ale tym trudniej będzie pokonać przyzwyczajenia...
Chyba, że potrenujemy w domu...Szału przestrzennego nie mamy, ale dwa metry sznurka się zmieszczą...;o)
Więc gdybym się długo nie odzywała, to wiedzcie, że sznurek poszedł w ruch i leżymy gdzieś w kącie nim omotani...;o)
Rytualny taniec godowy byłby na czasie ;)
OdpowiedzUsuńBidni Wy i Wasze wnuki, ale dacie radę, nie ma rady!!!
To muszę potrenować...;o)
UsuńBardzo biedni...Mnie już od tygodnia dręczą wnucze sny...Echhh...;o)
A u nas "tylko" 1,5 metra :-)
OdpowiedzUsuńNo nie mam problemu z partnerem :-)
Samotność ma czasem dobre strony ;-)
Można ciągać sznurek luzem...;o)
UsuńJa stworzenie stadne...;o) Czasem można, ale po co ?? ;o)
Bzdura i tyle, przecież to nielogiczne, nieludzkie i nie wiem co jeszcze.
OdpowiedzUsuńPrzecież nie będziemy na spacer chodzić osobno, co to, przymusowa separacja?
A może to dla higieny psychicznej...Cała doba razem, to chociaż spacer osobno...;o)
UsuńPo ogłoszeniu tego komunikatu w żartach powiedziałam do męża, że miejscach publicznych ja pana nie znam. Paranoja.
OdpowiedzUsuńNim kur trzykrotnie zapieje...;o)
UsuńA te wszystkie paranoje stworzyła cząstka, niewidzialna, mikroskopijna i niby nijaka... Z utęsknieniem czekam aż życie powróci choć trochę na właściwe tory... Pozdrawiam cieplutko i ślę dużo zdrówka! ;)
OdpowiedzUsuńTo tylko dowód na to, że w medycynie jest jeszcze wiele do zrobienia...Czyli, że masz co robić !! ;o)
UsuńGordyjko, powinnaś być przyzwyczajona. Nie jest to jedyny paradoks w naszym kraju. A planowane na maj wybory?
OdpowiedzUsuńJakoś do akceptowania głupoty przyzwyczaić się nie mogę...;o)
Usuńmoje dziecię, samodzielne już - więc zaliczające się do kategorii "odległość na dwa metry" - zaproponowało, że "mama, ale możemy wziąć smycz!". jest problem, jest rozwiązanie. tylko że sąsiedzi widząc mnie, z czterolatkiem na smyczy, mogą wykonać telefon... niekoniecznie na policję, raczej prosto po mops ;D
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo dobre i praktyczne rozwiązanie !! ;o) Tylko zamiast obróżki polecam szeleczki...;o)
UsuńA ja widziałam dziecko na smyczy.:))) Serio. Ale dawniej. Miało na łapce bransoletkę, do tego przyczepioną taką bardzo jaskrawą, rozciągliwą sprężynkę. Od razu mama wiedziała, gdzie skręciło.
UsuńNa szeleczkach też widziałam. Małolata w kościele... Rodzic delikatnie luzował smycz, jak dziecię chciało za daleko, to było przyciągane. Ewentualnie rodzic łapał smycz i gnał kurcgalopkiem interweniować, jeśli dziecię zaczynało na przykład jakieś rękoczyny (psucie, szarpanie, przewracanie elementów wyposażenia wnętrza).:)))
Też widziałam takie "cuda"...;o)
Usuńnasz łobuziak serio chodził na takich szelkach na sznurku. co więcej, sam je przynosił przed wyjściem bo "być może będę niegrzeczny, niczego nie obiecuję" :D chyba dlatego teraz od razu pomyślał o tej smyczy :)
UsuńJuż Go lubię !! ;o)
UsuńNawet się tego komentować nie chce... Taki to nam stan wojenny przypomniano po 40 latach ...
OdpowiedzUsuńNie porównuję tego do stanu wojennego...Tam wroga żeśmy znali i widzieli...;o)
UsuńNajgorzej, że to jeszcze potrwa...
OdpowiedzUsuńJuż dzisiaj dowalili zakazem wstępu do lasu...Tłumaczyłam Luckiemu, że teraz będzie się załatwiał na trawniku, ale chyba nie bardzo zrozumiał...;o)
UsuńMy i tak wychodzimy oddzielnie, bo zawsze któreś musi zostać z dziećmi.:) Przecież nie wezmę dzieci do miasta! Za ogródkiem mamy łąkę, dzieci biorą psa na smycz i sobie idą. O odstępy dba pies, ciągnący jedno dziecię za sobą.:))) Rodzic aktualnie czuwający dba, żeby dzieci były w zasięgu głosu.:)))
OdpowiedzUsuńCzyli, że całą robotę "ogarnia" pies !! ;o)
Usuń