To było dawno temu...Tak dawno, że właściwie można by było między bajki włożyć...Ale...Wydarzyło się na prawdę...
Jedni z naszych Sąsiadów, to Sąsiedzi "z odzysku"...Nie załapali się na ostatni przydział mieszkaniowy, kwatery prywatne były wówczas katastrofalne, z zajętego bez przydziału mieszkania Ich eksmitowano...Niezły początek jak na młode małżeństwo...
Jedno dziecię kilkuletnie, drugie "przy cycu"...
W swej determinacji postanowili adoptować poddasze, czyli naszą suszarnię...
Kliteczka to była, nie mieszkanie, ale zawsze "na swoim"...
Po kilku latach zmarł Jej Ojciec...
Wtedy się dowiedziałam, że całe życie budował dom "na krańcu świata", żeby spełnić swoje marzenia...Prawie Mu się udało...
Dom na "krańcu świata" stał, tyle, że Jego już w nim nie było...
Pozostała Mama...
Miała pewnie tyle lat co ja dzisiaj...
Na umieranie zbyt wcześnie, na "kraniec świata" zbyt późno...
Po rodzinnych naradach ustalono, że dom sprzedadzą, a Mama zamieszka z którymś z dzieci...Wybór miała...
Jeden syn, piękne mieszkanie, urządzone, stabilna sytuacja...
Drugi syn, piękny dom, urządzony, sytuacja lepsza niż "stabilność"...
Ale Mama wybrała Córkę...
Maleńką klitkę z odzysku, ciasnotę i raczej kiepską sytuację finansową...
Do Synowych "nie pójdzie", do Zięcia może...
Czym się kierowała ??
Pewnie czymś dobrym, bo Matki już tak mają, że chcą dobrze...
Postawiła Ich życie na głowie...
On nie stroniący od kieliszka zaglądał do niego coraz częściej...
Ona "między młotem i kowadłem" uśmiechała się smutno...
Mamę widywałam przez lata, jak niespiesznie człapała do Kościoła...
Dzieciaki ??
No cóż...
Były w wieku, w którym takich rzeczy się nie rozumie i nie akceptuje...
Było Im źle, ciasno i nieszczęśliwie...
Ale dorosły...Dorosły i się wyprowadziły (najszybciej jak mogły)...
Zostali: On, Ona i Mama...
Jego rzadko widuję trzeźwego...
Ona robiła się coraz bardziej przezroczysta...
Mama przestała wychodzić z domu (schody są przeszkodą nie do przebycia)...
I pewnie tak można by było zakończyć tą opowieść, bo z tego marazmu wyjścia właściwie nie ma, gdyby nie to, że...
Kilka tygodni temu spotykam Ją w sklepie...
Jest piękna !!
Jej uśmiech rozświetla ponury dzień, oczy płoną, twarz...Echhh...
Po prostu jest piękna...
- Zakochałaś się, czy co ?? - pytam, bo przemiana mnie intryguje...
Wybucha perlistym śmiechem i konspiracyjnym szeptem rzuca...
- Mam Wnuczkę !!
Eureka !!
Wracamy razem do domu, a Ona opowiada, opowiada, opowiada...
Emanuje szczęściem i miłością...
Zawsze emanowała, ale tym razem jest to radosne, piekielnie radosne...
- A On ?? - pytam, bo może wnuczy afrodyzjak podziałał zbawiennie...
- Coś Ty !! Gamoń !! - rzuca z pogardą...- Mama też ciągle psioczy, że tylko "wnusia i wnusia"...- i śmieje się radośnie...
- Wiesz co robię ?? - zapytała...- Kiedy już mam Ich dosyć, to ubieram buty i mówię, że idę do sklepu...Minibusem obracam w godzinę i mogą mi już wtedy truć duszę...Akumulatory mam naładowane...Pół godziny z Wnusią wystarcza...
Nie mogę się napatrzeć na tę przemianę...
Aż mi żal, że za moment się rozstaniemy...
- Chcesz ?? Pokażę Ci zdjęcia ?? - pyta z taką nadzieją w głosie, że teraz ja parskam śmiechem...
- Pewnie, że chcę...- odpowiadam...- Kto lepiej zrozumie Babcię niż Babcia ??
I zaczynamy podziwianie Wnusi...
Nagle przerywa...
- Wiesz, od lat myślałam, że nic mnie już dobrego w życiu nie spotka...Podjęłam jedną decyzję i spaprałam
wszystko...Rodzinę...Małżeństwo...Życie...Słono zapłaciłam...
Jak to dobrze, że ta sól nie zniszczyła w niej wszystkiego i potrafi się jeszcze cieszyć, niech tylko nie pozwoli domownikom na spapranie tej radości!
OdpowiedzUsuńTeraz już Jej to nie grozi...;o)
UsuńCzyli zakochała się, zakochana kobieta od razu pięknieje...a że zakochana we wnuczce? Miłość to miłość, prawda?
OdpowiedzUsuńAbsolutna racja !! ;o)
UsuńCzłowiek człowiekowi nadaje sens w zyciu, a babcia też czlowiek:)
OdpowiedzUsuńTajemnica babciowania rozwiązana...;o)
UsuńNa razie ciągle kocham się we wnukach. I nie tracę nadziei że kiedyś.... będę miała wnuczkę. Wtedy z pewnością zwariuję.
OdpowiedzUsuńZajrzyj do mnie Gordyjeczko.
No cóż...W kwestii "zwariowania" wypowiadać się nie będę...;o)
UsuńWiesz jak to u mnie... Powoli tracę nadzieję na taka miłość...
OdpowiedzUsuńNie trać !! Taka nadzieja może zdziałać cuda !! :o)
UsuńChociaż coś ... z tych radości życia. Szkoda, że jakoś inaczej nie dogadali się co do mieszkania i tak w ogóle całokształtu.
OdpowiedzUsuńCzasem "dogadanie się" jest najtrudniejsze...;o)
UsuńDobrze,że znalazła Radość :-)
OdpowiedzUsuńCzasami tak się paskudnie w życiu ułoży..
To chociaż teraz jest jej dobrze :-)
Czasem tak niewiele trzeba...;o)
UsuńAle wnusia jest!!!
OdpowiedzUsuńZapewne, najpiękniejsza...;o)
UsuńTak to niestety w życiu bywa - raz na wozie, raz.... ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że los zesłał jej wnusię :)