piątek, 9 lutego 2018

Tablica Mendelejewa...

Kiedy pojawia się pytanie:
     "Gdybyś mógł wybierać, to jakim zwierzęciem chciałbyś być ??"
Odpowiedzi są z reguły klasyczne...
     - Kotem - bo chodzi własnymi drogami...
     - Psem - bo to wierny przyjaciel...
     - Koniem - bo gracja i ten wiatr we włosach...
     - Motylem - bo to piękno i ulotność...
Bardziej ambitne jednostki zahaczają o lwa, panterę, albo orła...
     Nikt jakoś nie chce być mróweczką, dżdżowniczką, czy żuczkiem gnojarkiem...
     A przecież rozwiązanie tego dylematu od lat jest znane...
Jesteś tym, co jesz...
Poniekąd...
     I nie zamierzam wcale toczyć walk bratobójczych z Wegetarianami, Weganami, czy Mięsożercami...
     Wpadła mi do czerepu pewna myśl i postanowiłam ją uzewnętrznić...
     Kiedy byliśmy szczęśliwymi posiadaczami czworonoga o szlachetnym tytule "Cezary", wielokrotnie spotykaliśmy się z jego dziwnymi reakcjami na widok "paszy" w misce...
     Czasem zawzięcie na nią warczał (jakby chciał przystąpić do ataku), czasem kulił ogon i uciekał w popłochu (jakby miska szczerzyła kły ociekające krwią)...
Zachowania te wkładaliśmy do przegródki: " rozpuściliśmy sierściucha ponad miarę" i wymienialiśmy zawartość miski...
     Kiedy podobne zachowanie zaobserwowaliśmy u Filipa, dało nam to do myślenia...
     Psisko na ciągłej "diecie", brzuszysko bliżej kręgosłupa niż ziemi, więc dlaczego ??
     A Filip kładł się przy pełnej misce i z wyrzutem wielkim wodził za nami oczami...
I nie ruszył...
Bywało, że osy się skusiły...
     Po trzech latach bytowania na Wrzosowisku zakładamy, iż to jest właśnie przyczyna drastycznego ograniczenia ilości "zapylaczy"...
     Tyle, że i Cezary, i Filip dostawali "resztki z pańskiego stołu"...
To co my jemy ??
     A potem przeczytałam wpis jednej z Blogerek, jak to Jej kot dyskryminuje mięsko z pewnego "markietu", i mimo kiszek grających marsza nie ruszy nawet ociupinki...
Kot też ??
     I tutaj nastąpi właśnie, owa odkrywcza myśl...
     "Mięsko" za życia chemii nie ruszy...Krowa ominie "pryskaną" łąkę...Koń będzie wykręcał łeb na wszystkie strony...Nawet świnie, które ponoć żrą wszystko, na chemii się znają i odsuną ryjem "paści" w kąt koryta...
To Człowiek Człowiekowi gotuje ten los...
     Faszerowanie mięsa antybiotykami, nawadnianie, moczenie w roztworach, a nawet mycie w płynie do naczyń...
Człowiek zje wszystko...
     Doleciało do mnie westchnienie ulgi Wegan i Wegetarian...
     A wiecie Wy Robaczki, że macie bardziej przechlapane niż Mięsożercy ??
Wasze "roślinki" wchłaniają wszystko...
"Od ziarenka", że się tak wyrażę...
     Najpierw dostają chemię "na wzrost", potem trzeba się pozbyć chwastów, potem trzeba zadbać o obfitość plonu...Chemia goni chemię...
Wszystko w normach !! A jakże...
Tyle, że tych norm nikt nie sumuje...
Bo potem przychodzi etap "przetwórstwa", "przechowywania", "sprzedaży"...
I już zieleń sałatki cieszy na talerzu...
     Co więc jeść ??
     Wszystko !! Wszystko na co macie ochotę...
     Ale mięsko z małych sklepików, które ani wiedzy, ani środków na "uzdatnianie" asortymentu nie posiadają...
     Ale warzywka i owoce, których uroda może nie powala i robaczek gdzieniegdzie zabłądził, ale o chemii nie słyszały i jej nie widziały...Skoro robaczek może...
     Trochę to droższe i wymaga więcej starań i zachodu, ale zdrowie mamy tylko jedno, życie tylko jedno...
Chyba, że odrodzimy się znowu...
     Jako tablica Mendelejewa...;o) 

32 komentarze:

  1. Chemia jest obecna w całym naszym życiu. Jeżeli nie przyjmiemy jej z jedzeniem, to odnajdziemy w lekach, środkach czystości itd. Cywilizacja niestety ma swoją cenę i my ją płacimy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może czas odzyskać "rozum" ?? ;o)

      Usuń
    2. Czas odzyskać "rozum" tylko skoro tak długo odchodziło się od tego "rozumu" to powrót do niego to nie takie trzask-prask ;)

      Usuń
    3. Czasu wiele nie mamy, to trzeba przyspieszyć...;o)

      Usuń
  2. Szybciej odrodzimy się jak tablica Mendelejewa, właśnie jestem po testach na nietolerancję pokarmową i tak wiele artykułów mi nie wolno jeść, bo organizm źle reaguję, że krócej trwa wymiana co mogę...szkoda gadać co my jemy , nie wiemy ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od urodzenia jestem pokarmowcem, więc rozumiem Twój ból...Wtedy byłam "dziwadłem"...Teraz więcej alergików niż zdrowych...;o)

      Usuń
  3. A wiesz, może za to zaczniemy w nocy świecić jak świetliki? I dzięki temu zmniejszy się zapotrzebowanie na energię elektryczną? To też jakaś oszczędność ziemskich zasobów ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej jak zaczniemy generować ciepło i zwiększymy efekt cieplarniany...;o)

      Usuń
    2. Gordyjko taż my już generujemy ciepło! ;)
      Jak siem zejdzie moja najbliższa rodzinka tak plus minus 15 sztuk, to nie trza w piecu palić ;)

      Usuń
    3. Same oszczędności...;o)

      Usuń
  4. Jeśli chodzi o mnie, to prawie zawsze jem jabłka robaczywe... :-))

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak jest, jak piszesz, Gordyjko ....
    Pisałam niedawno u siebie o kupowaniu wołowiny dla kota naszego. Nie każdą zje, oj nie każdą ... zna się na rzeczy ;)
    Parówki nie ruszy żadnej, a szynkę np. tylko tę droższą, od 25 zł w górę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myko też może robić za wędlinowego testera ;)

      Usuń
    2. I się rypło Liduś kto ma "wybrednego" kocura...;o)

      Usuń
    3. U nas to ja robię za testera...;o)

      Usuń
    4. :)) publicznie się do tego przyznałam i Marija też ;) Jej Mykuś jest też kochanym słodziakiem, ma mądre oczka i pyszczek, więc nie dziwi mnie, że potrafi oddzielić ziarno od plew ;)
      Gordyjko - fajnie, że nie zatraciłaś tego pierwotnego węchu i instynktu :) Ja czasem też tak mam, chociaż wędlin nie jadam, ale w dzieciństwie nie lubiłam zwykłych kiełbas, najbardziej smakowały mi swojskie wyroby, które dostawaliśmy od babci.
      Taki to trochę "francuski piesek" ze mnie jest.
      A etykiety namiętnie czytam i wybrzydzam w sklepie ;)

      Usuń
    5. To raczej nie jest instynkt...Mój organizm nie toleruje niczego co może mu zaszkodzić, albo go odchudzić...Jak udaję, że nie zauważam, to w ciągu kilku godzin jestem sporych rozmiarów biedroną, albo hipopotamem na diecie...;o)

      Usuń
  6. No cóż... wiem, ze masz rację... ale co ma zrobic boraczek, który nie ma własnego ogródka, "wolnoskubiących" kurek czy swinki "wolnoryjacej" na zapleczu małego, naturalnego kompostnika? Ani też takiegoż zaprzyjażnionego miejsca w okolicy swojej... Staram się korzystać ze stoisk bio+ w pobliskim sklepie i sklepiku ze "zdrową żywnośćią" - gdzie zaufanie do "bezchemi" i ceny krzyczą duze NIE..., w sobotę zahaczyć o małe stoisko na targu, gdzie jarzynki są brudne i mało imponujące. Kiedyś byłam bardzo mięsożerna. Teraz coraz mniej. Ale czasem mam ochotę na mielonego... No i co? Co taki miastowy boraczek z dostępem do roweru ma zrobić w sprawie jadła codziennego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic Boraczku nie zrobisz !! Musisz jeszcze poczekać, aż Twoje marcheweczki i sałatki urosną...;o)

      Usuń
  7. Masz świętą rację, że apelujesz o rozsądne podejście do żywności. Ja bym jeszcze apelowała o to, żeby trzymać pieczę nad własnymi dziećmi - dobrobyt w sklepach zaowocował eskalacją dzieci otyłych.
    Nie dość, że tablica Mendelejewa, to jeszcze w nadmiarze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że słodycze, czipsy itp. służą jako... środki uspokajające? Dziecię z jakiegoś powodu grymasi, ma jakieś żądania itp. - rodzic daje ciacho, paczkę czipsów, chrupek, czekoladę i jest spokój. Znam, niestety, takie przypadki. Na propozycję, żeby tego nie dawać, słyszę: "Bo on/ona się denerwuje, jak nie dostanie". Ważniejszy jest spokój rodzica niż zdrowie dziecka...

      Usuń
    2. Bywam na placach zabaw i widzę tę plagę, rzeczywiście, niektórym by się dieta przydała...;o)

      Z racji mojego łakomstwa zawsze posiadaliśmy spory zapas słodyczy i naszym Dzieciakom nigdy nie wpadło do głowy rzucać się na nie, Księciunio zachowuje się podobnie, chociaż miska z cukierkami aż woła do Niego...;o) Może nikt Im nie wytłumaczył, że słodycze to "dopalacze" i odnoszą odwrotny skutek...;) Wiem z doświadczenia...;o)

      Usuń
  8. Zwierzątka instynkt mają, a nasz zaginął... Tylko czasem organizm daje znać, że coś nie tak, jeśli niechcący damy się na coś nabrać. Bo zmysły łatwo oszukać. Żyjemy w tej chemii, to coraz trudniej się przed nią bronić, coraz trudniej ją zauważyć.
    A swoją drogą, to ja chciałabym być jaszczurką - podobają mi się. Albo najlepiej kameleonem.:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za kilka lat będziemy rzeczywiście jak zombiaki...Może kolorowe ?? ;o)

      Usuń
  9. Znowu mam 4 kurki i pięknego koguta. Wszystko chodzi samopas i otrzymujemy 2, lub 3 jajeczka dziennie takiego smaku, którego z zachwytu nie opiszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My mamy Panią "Jajcarkę", od której kupujemy jaja ponad rok, wcześniej mieliśmy inną, ale się kury zbiesiły...;o)

      Usuń
  10. Przeraża mnie, że uszlachetnianie żywności dzieje się na wielką skalę, w zasadzie nawet rolnik, hoduje co innego dla siebie, a co innego na sprzedaż. Mięsko, warzywa, owoce, których smak pamiętam z dzieciństwa, nawet nie stały obok dzisiejszych. O producentach żywności, nawet nie wspomnę. A leki? Jedna za drugą, afera z wycofywaniem skażonych partii. I jak mamy nie chorować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Norma normę" goni...;o)
      Chorowanie stało się standardem...;o)

      Usuń