sobota, 9 lipca 2016

Ona wiedziała...

     - Musimy wrotycz zamówić...- stwierdziłam, kiedy Pan N. sięgnął po ostatnią z naszych magicznych butelek...
Cóż...Fakt...
Przechwalić go trudno...
     Tylko dzięki jego magicznym właściwościom przetrwaliśmy na Wrzosowisku zeszły rok...W tym roku jest lżej, ale nauczeni doświadczeniem, wolimy nie ryzykować...
Pisałam o tym wynalazku tutaj:
http://gordyjka.blogspot.com/2015/07/potrzeba-chwili-czyli-nasi-nowi.html
     Po powrocie do Zaścianka, Pan N. przystąpił do działania...
Przystąpił...I tyle...
     - Coś się chyba stało z tą Firmą, bo takiej ceny to nawet w kosmosie zobaczyć nie można !! - poinformował mnie Ślubny, a ja, jak na rodzinny kalkulator przystało przeliczyłam koszt ewentualnej walki z robalami w tym sezonie...
500 zeta pękło...
     - Odpada !! - potwierdziłam diagnozę Pana N.
     - Ewidentnie już koncerny na nich łapę położyły...- podsumował Małżonek...
Co teraz ??
Mamy zostać pożarci w całości ??
Nie ma mowy...
     Pułapki stacjonarne odpadły już na początku sezonu, bo po zeszłorocznym pogromie groziło nam zapylanie roślin ręczne...Czyli ??
Wracamy do wywarów !!
     W Kaszubskim Borze opatentowaliśmy (oczywiście na sobie) niezły sposób na robale...
     Napar z kocimiętki z sokiem z cytryny...
Pachnie pięknie, a skuteczność ma zadziwiającą...
Byliśmy jedynymi osobnikami, które po stadninie spacerowały bez machania kończynami jak wiatraki, a nasze wieczorne spacerki były autentycznie romantyczne i pozbawione "ofiary krwi"...
Nawet w czasie ogniska palonego nad brzegiem jeziora nie ponieśliśmy ofiar...
Krótko mówiąc...
Niech nam koncerny skoczą na...tralala...;o)
     Wrzosowisko dało nam jeszcze coś...
     Po zeszłorocznych pracach ziemno-polowych z prawdziwym niepokojem rozglądałam się po naszym ugorze i czekałam na rumianki...
Czyżby wszystkie poległy z kretesem ??
     W tej rozpaczy nawet wysiałam dwie skrzyneczki, żeby się nie okazało, że zostaniemy bez ziółka dobrego na wszystko...
     Moja rozpacz była chyba bardzo widoczna, bo Pan N. nawet zdeklarował się iść na "harate"...
     A kiedy ostatnio przybyliśmy na Wrzosowisko...


Rumianki !!


Rumianki !!


Rumianki !!
     Mamy ich tyle, że godzinne zbieranie nie jest nawet widoczne...
     A nasz rumianek ma tylko odrobinę mniejsze właściwości odstraszające owady niż ów wrotycz dalmatyński...
Na pohybel !!
     Nie będą dalmatyńskie wrotycze pluć na nasz rumianek !!
No to zbieram...
Zbieram i suszę...
Suszę i składuję...
Bo dobrego na wszystko ziółka nigdy dość...
W skrzynkach też wyrósł !!
Ale ten zostanie dla Księciunia...;o)

     Płyn odstraszający owady:

Garść suszonych kwiatów rumianku.
Szczypta suszonej kocimiętki.
Szczypta suszonych kwiatów lawendy.
Wieczorem zalewamy to 1/2 l wrzątku, przykrywamy i pozostawiamy na noc do nasiąknięcia.
Rano przecedzamy (najlepiej przez płótno), dodajemy  sok z połowy cytryny (albo jakikolwiek zapach cytrynowy), wlewamy do spryskiwacza i...Mamy świetny płyn odstraszający owady !!
Nasza lawenda jest jeszcze skromnych rozmiarów...


Zostanie więc zastąpiona kilkoma kroplami olejku lawendowego...
     Skoro ktoś za litr wyciągu ziołowego chce prawie 90 zeta...No cóż...
     Matka Natura chyba wcześniej wiedziała i nam rumianek wysiała...
     Koszt naszego "wynalazku" będzie się kształtował w okolicach 5 zł za litr...;o)

P.S. Jak na dobrego detektywa przystało, postanowiłam przeprowadzić śledztwo w sprawie tego wrotycza...W 2013 roku powstał projekt UE zabraniający ziołolecznictwa...Pisałam nawet o tym dziwacznym pomyśle...W skutek protestów projekt wylądował w jakiejś szufladzie...Zioła uratowane ?? Poniekąd...Rozporządzeniem z 2015 roku zdecydowano, że wszystkie preparaty ziołowe muszą dostać receptariusze i wprowadzono takie opłaty za owe badania laboratoryjne, że połowa specyfików odpadła w przedbiegach...Po kolejnych protestach postanowiono, że zostanie skrócona "ścieżka" dla receptur, których datowanie jest starsze niż 30 lat...Nasz wrotycz się pewnie nie załapał...;o( 

14 komentarzy:

  1. Muszę coś wykorzystać od Gordyjki, bo komary lgną do mnie bardzo..... Choc przy moich różach osadzonych lawendą, da się wysiedzieć :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołóż rumianek to nawet będziesz mogła iść na spacer...;o)

      Usuń
  2. Już sobie zapisałam przepis. Lawendę chyba nabędę w aptece, można kupić kwiat suszony. Ja się zastanawiam, co zniechęci muchy do wlatywania do domu... Nie w każdym oknie mogę założyć siatkę. Ewentualnie jak w przyszłym roku zanęcić jaskółki, żeby sobie gniazdek narobiły.:))) A na komary dobre są nietoperze - im można budować specjalne budki. Do znalezienia w internecie, niestety nie zapisałam strony. Ale chyba poszukam i w przyszłym roku coś wykombinujemy.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My pryskamy zasłony, pościel, wykładziny, a nawet ściany i podłogę...Robi się zapachowa poduszeczka i owady jakoś tracą zainteresowanie...;o)
      Siebie pryskamy po całości...;o)

      Usuń
  3. Mnie nie żre nic. Mieszkam dwa bloki dalej od Dagmary .Jeszcze nie zawitał do mnie żaden komar. No dobrze - mam lawende ale dalej nie kwitnie (czy ktoś widział niekwitnącą o tej porze lawende?!)Czasem się zdarzy mucha - wpadnie i wypadnie.I tyle. Niczym się nie kropie.Widać zła kobieta jestem....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo takie krwiopijce rózne, to nie lubią papierochów......

      Usuń
    2. Ja widziałam niekwitnącą lawendę o tej porze roku...:o) Na Wrzosowisku mamy kilka i każda jest w innej fazie rozwoju...Siane w jeden dzień, sadzone w jeden dzień...Taka zagwozdka...;o)

      Usuń
  4. Renato, może nie tyle zła, co niesmaczna...:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo przyda się ten przepis na owady :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś musimy sobie radzić...;o)

      Usuń
    2. Super pomysł, tylko mój młodszy syn tak się uparł na koszenie ( kiedyś musiałam go prosić), że rumianków niet niet niet
      j

      Usuń
    3. Pozostaje zakup "ekspresów" albo suszu w sklepie zielarskim...;o)

      Usuń