niedziela, 29 maja 2016

Puszka Pandory...cz.7

     Końcówka września była wyjątkowo zimna i deszczowa...A my codziennie maszerowaliśmy ulicami rodzinnego Miasta i szukaliśmy kwatery...Ja znalazłam kilkanaście...Pan N. znalazł kilka...Na widok wózka z dzieckiem wszyscy zamykali nam drzwi przed nosem...
Może dobrze, że tak padało, bo nie musiałam ukrywać łez...Po prostu sobie spływały...
     - Dziecko...Dlaczego płaczesz ?? - zapytała mnie Staruszka, do której zapukałam z pytaniem o kwaterę...
I wtedy, pierwszy raz w życiu nerwy mi puściły...
Obcej Kobiecie opowiedziałam wszystko...
     Pan N. z Pierworodnym w wózku stali na deszczu, a ja wyrzucałam z siebie całą nagromadzoną gorycz i żal...
     - Mam pokoik...- wyszeptała Staruszka...
Nie dotarło to do mnie...
     - Mam pokoik...Nie płacz...Jeśli chcecie, zamieszkajcie...- powtórzyła...
     Pan N. też nie uwierzył od razu...
     Nie było wody...Nie było łazienki...Piec był dziurawy...Z sufitu sypała się słoma...Okna trzymały się w ramach z przyzwyczajenia...A Sąsiadom za sam wygląd dałabym dożywocie...
To była prawdziwa ruina w jednej z "zakazanych dzielnic"...
Najpiękniejsza ruina...Bo nasza...
Mój Ojciec pomagał nam w przeprowadzce...
Wnosił telewizor...
To że go nie upuścił, sklasyfikowaliśmy w kategorii cudów...Łez nie umiał powstrzymać...
Zobaczył...Postawił telewizor i zwiał...
Chyba był wstrząśnięty...
My byliśmy po prostu szczęśliwi...
     To, że koc powieszony w oknie przymarza do szyb ?? Szczegół...
     To, że kran z wodą był zamarznięty przez całą zimę ?? Szczegół...
     To, że do wychodka trzeba było biegać na podwórko ?? Szczegół...
     Pod oknami mieliśmy ogródek, a gruszki rwaliśmy prosto z drzewa, siedząc na parapecie...
Zaczęliśmy żyć własnym życiem...
     I wtedy Siostra Pana N. znowu uciekła od Męża do Ojca...
Przyszła do nas...Była zrozpaczona...Załamana...Łzy płynęły Jej "Niagarą"...
Wtedy powiedzieliśmy Jej co myślimy...
     "Jesteś wykształcona, masz świetną pracę, jeśli się zdecydujesz odejść na stałe, pomożemy Ci, Dzieci będą miały opiekę, bo i tak siedzę w domu...Ale może najpierw wstrząśnij Szwagrem...Pozew zawsze możesz wycofać..."
     Wysłuchała nas...Kiwała głową ze zrozumieniem...Przyznawała rację...Postanowiła to przemyśleć...
     Po dwóch dniach dowiedzieliśmy się, że wróciła do Męża i z detalami opowiedziała o naszej rozmowie...Tak na zgodę...
Wystawiła nas jak dwie kaczki...
Dobrze, że Szwagier nie polował...
     Czym tłumaczyliśmy to ??
     Miłością...Nic innego nie przychodziło nam do głowy...Tylko miłość może człowieka tak zaślepić...W końcu byliśmy "specjalistami" od miłości...

cdn ...

18 komentarzy:

  1. No tak, dobre rady w cudzym małżeństwie - to się nigdy dobrze nie kończy. Trochę się pogubiłam, dlaczego i kto zaczął Was nękać, ale skoro gruszki na wyciągnięcie ręki z parapetu, to dobra wróżba :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usprawiedliwia nas tylko fakt, że chcieliśmy, żeby cały Świat był szczęśliwy...;o)
      "Nękania" nie rozumiem, a gruszki były pyszne...;o)

      Usuń
  2. Żebyś nie myślała, że nie czytam.
    Czytam, tylko nie mam siły skomentować.
    Bo zarobiona jestem.
    A tak przy okazji i w związku ze związkiem to: "Miłość w wydaniu babskim to jedna wielka beznadzieja ..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usprawiedliwiona...;o)
      Baby mają chyba za duże serducha...;o)

      Usuń
  3. Uciekają, żalą się, szukają współczucia i wracają na dalszą poniewierkę i udrękę.... Stary, wytarty scenariusz... Gordyjka, początki mieliście trudne, może włąsnie dlatego do tej pory jesteście wspaniałym małżeństwem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyjątkowa historia (Gordyjki i Pana N.). Taka , o której się czyta lub film ogląda. Bo w "naturze", z regóły miłość "zabijana" jest przez problemy dość szybko.....
    Co do Siostry.....wiele takich historii słyszałam i nie rozumiem....strach przed pozostaniem sama z dziećmi (i co ja biedna zrobię?....).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo miłości potrzebny jest upór, albo przekora...Cokolwiek, z czego mogła by czerpać siłę...;o)
      Teraz to się troszkę inaczej odbiera, ale w latach 80-tych XX-tego wieku, Rozwodnicy byli alienowani...Takie były standardy społeczne...

      Usuń
    2. Też prawda.... Ale i teraz słyszy się, że kobiety dają sie katować fizycznie bądż psychicznie w imię.... czego? Ale masz rację. Aktualnie wiele mniej. Są instytucje pomagające i pokazujące drogę samodzielną, to i mentalność się zmienia...

      Usuń
    3. Teraz dla odmiany, byle "górka" kończy się rozwodem...;o)

      Usuń
  5. A tak. Miłość naprawdę potrafi zaślepić ;) I lepiej, jeśli w tę pozytywną stronę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że jeszcze na to recepty nie ma...;o)

      Usuń
  6. Jaka przejmująca historia, z tym mieszkaniem , i staruszką. a ta z ta siostrą, sama miałam podobną historię z koleżanką i jej mężem, od ktorego wiele razy odchodziła i wracała, na zgode wystawiając tych co ofiarowali jej się pomóc na początku samodzielnego zycia, nie wiem co powoduje tymi kobietami... nie chcę oceniać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodowały jedynie to, że w końcu pozostawały same ze swoim nieszczęściem...Tyle można podsumować...;o)

      Usuń