piątek, 3 kwietnia 2015

Płot "wierzbinkowy", czyli sporty ekstremalne w wydaniu Mieszczuchów...

Ufff...
No to jestem...
     Ostatnie dni były tak zakręcone, że i mnie wkręciło zupełnie...
A zaczęło się od sportów ekstremalnych...
Echhh...
     Jako Domowa Kura Grzebiąca, przestudiowałam proces wzrostu roślin, fazy Księżyca i prognozę długoterminową, po czym wydałam obwieszczenie, że koniec marca jest idealną porą na sadzenie płotu...
A juści !!
Takie to teraz nowomodne pomysły są, że płot się sadzi, a nie muruje...
     Nasz od grudnia stał na balkonie oczekując cierpliwie na gordyjskie obwieszczenie...
No to Gordyjka oświadczyła...
     Grunt pod płotek przyszykowaliśmy już wcześniej, żeby się przez nasz ugór nie przebijać toporami "na czas", kawałkami nawet żeśmy nawieźli końskim obornikiem i kiedy Księżyc się do pełnego oblicza zbliżał pognaliśmy na Wrzosowisko...
     Gordyjka, Pan N. i tysiąc sztuk sztobrów wierzbowych...
I się zaczęło...
     Najpierw namoczyliśmy "wierzbinki" (dużo ładniej to brzmi niż "sztobry")...

Tak wygląda około 300 "wierzbinek"
Wtedy Pan N. dokonał wynalazku !!
     Mój ogromnie uzdolniony Małżonek połączył informatykę z ogrodnictwem...
W jaki sposób ??
A tak...


Gdzie jest informatyka ??
Hmmm...;o) Zgadnijcie...
Wracajmy do płotu...
     Sztobry sadzi się co 20 centymetrów, więc przed nami było do zrobienia 1000 takich otworków...


I umieszczenie w nich 1000 "wierzbinek"...


     Pewnie nie było by w tym nic spektakularnego, gdyby nie fakt, że dni w marcu bywają raczej krótkie, więc tempo sadzenia jest raczej sprinterskie, a że temperatury też rzadko rozpieszczają, a sztobry się moczy w zimnej wodzie, no to...
     Płot sobie rośnie powoli, a Gordyjka wróciła do domu ledwie żywa, a na drugi dzień była jeszcze mniej żywa niż w czasie powrotu...
     A przecież Jej Mama mówiła, żeby się w zimnej wodzie nie taplać !!
Mało tego...
     Tak się bidula zainfekowała, że tymi zarazkami kompa zaraziła, a że już dawno się o nową "grafikę" upominał, więc padł był całkiem, zimnym komputerowym trupem...
     Gordyjka po ekspresowej kuracji na nogi stanęła po dwóch dobach...Komputer już nie wstał...
No cóż...
     Gordyjka wstać musiała, bo właśnie dotarły krzewy owocowe i domagały się lepszego lokum niż balkon ...
     Tyle, że Matka Natura chyba sobie w kalendarzu nie zaznaczyła, że te krzaki mają być właśnie sadzone i za porządki kwietniowe się wzięła...
     Wietrzyskiem ziemię odkurzała, lodowatym deszczem płukała, a że nie ze wszystkim radę sobie dawała, więc co brudniejsze śniegiem dla niepoznaki osypała...
I się zrobiło tak...


Ło Matko i Córko !!
     To jakaś nowa tradycja ma być, że Boże Narodzenie po wodzie, a Wielkanoc po lodzie ??
     Matko Naturo !!
     Miejże litość nad nami !! 
     Daj Słoneczka odrobinkę...Daj ciepełka chociaż krzynkę...Niech ptaszyna nam zaśpiewa...Niech się zazielenią drzewa...
Apsiiiik...

6 komentarzy:

  1. Daj nam kapkę ciepełka! ................:o)
    A posiadaczom tego coraz bardziej urokliwego "Ugora" daj piękne i szczęśliwe Święta z całą masą kurczaczków zajączków i kolorowych jajek!..........;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo się Gordyjce hamaczek nie amortyzuje...;o)

      Nasz "Kurczaczek" przybywa jutro, więc Święta zapowiadają się pięknie...;o) Wszystkiego dobrego Joasiu !! Buziole serdeczne dla Was przesyłamy,,,:o)

      Usuń