Nie sugerujcie się bynajmniej wstępem do tego wpisu, bo nawiązanie, muszę przyznać, przytrafiło mi się przez czysty przypadek...
Kiedy usłyszałam wczorajszego newsa o "jadłodajni sejmowej" uśmiałam się szczerze...
A kiedy zobaczyłam pałaszującą Posłankę, to mi z tej radochy, aż łzy pociekły...
Ależ Bidula ma apetyt...
Czy to zachowanie było odpowiednie ??
Oczywiści, że nie...
Pewnie jestem "starej daty" i dobre wychowanie ma dla mnie zbyt duże znaczenie, ale nie uznaję za właściwe spożywanie posiłków w sali sejmowej...
Tak jak nie uznaję za właściwe spożywanie posiłków przez Urzędników w czasie obsługi Petentów, wcinanie kanapek przez Lekarzy w czasie diagnozowania Chorych, czy zajadanie się ciasteczkami przez Nauczycieli w czasie lekcji...
Są normy niepodważalne i tyle...
Żeby jasność w temacie była, to nie uznaję również zwracania się w formach per "kurdupel"...
Taki ze mnie beton zatwardziały...
Ale tematem dzisiaj, miało być dobre wychowanie w całkiem innym znaczeniu...
Wiele lat temu mieliśmy Znajomych, z którymi spędzaliśmy wolny czas i uroczystości różnego wymiaru...
Panowie pracowali w jednej Firmie, Panie piastowały ogniska domowe, a Dzieciaki były w podobnym wieku...
Można powiedzieć, że żyliśmy w podobnych wymiarach...
Różnił nas jeden fakt...
My posiadaliśmy psa (Cezarego), a Potomstwo owego Małżeństwa było na etapie wiercenia dziur w brzuchach o czworonoga...
Posiadali co prawda świnki morskie, ale ani to nie szczekało, ani nie biegało radośnie merdając ogonem, więc taka świnka to lipa, a nie zwierzaczek...
Na dodatek, świnki owe, wzięły sobie za punkt honoru schodzić z tego świata w trybie nagłym...
Ale do rzeczy...
Po kilku miesiącach, dotarła do nas radosna nowina, że Ich Rodzina powiększyła się o nowego członka...A że na topie było wówczas "101 dalmatyńczyków", więc i Ich nabytek posiadał odpowiednią ilość plamek...
Psisko rosło sobie radośnie, zgodnie z prawami natury, rozmiary osiągnęło wspaniałe, a że procesem wychowawczym nikt się zbytnio nie przejmował, więc i stresów psina przeżywała niewiele...
Każdy miłośnik piesowatych wie, że "posiadacze" spotykają się ze sobą w porach tzw.: "wyprowadzań"...
Czasem to Właściciel wyprowadza psa, czasem pies wyprowadza Właściciela...
Na takim właśnie "wyprowadzeniu" uzgodniliśmy wspólną kawę...
Znajomi nawiedzili nas zgodnie z ustaleniami, przybyli stadnie...
Przybył Pan, przybyła Pani, przybyły Dzieci i przybył pies...
Chociaż przyznać się muszę, że psa w zaproszeniu nie uwzględniałam, bo nasze lokum zasiedlał przecież Cezary...
No ale cóż...
Gość w dom...
Dalmatyńczyk był już rozmiarów sporych, spory miał też temperament, a że do tego wieku był młodego, więc nie trudno zgadnąć, iż był w centrum uwagi...
Po godzinie krzyków: nie rusz, zostaw, puść, leż, wszyscy byliśmy lekko zmordowani...
I nagle zapanowała cisza...
Uffff...
Mogliśmy skoncentrować się na zajęciach towarzyskich...
Rozmowa toczyła się w najlepsze, sięgałam po filiżankę z kawą, kiedy nasz szklany stolik zachybotał niespodziewanie i zaczął się niebezpiecznie przechylać...
Odruchowo złapałam za brzeg stolika...
Pan N. wiedziony jakimś nadludzkim instynktem złapał stolik z drugiej strony...
Niestety, prawa fizyki zwyciężyły...
Wszystkie naczynia stojące na równiutkiej, szklanej powierzchni, zaczęły się przechylać, a później gruchnęły z donośnym hukiem...
Znajomi zamarli...
Co było przyczyną owego kataklizmu ??
Dalmatyńczyk umęczony zabawą ułożył się pod naszym szklanym stolikiem, a kiedy odetchnął ździebko, ruszył do zabawy...
Ruszył, ze stolikiem na karku...
- On lubi spać pod stołem... - wymruczał Znajomy niewyraźnie...
I tyle ??
Tyle...
Mimo dłuższej chwili milczenia, nie doczekałam się słowa "przepraszam", w żadnym wymiarze...
Jak nie trudno się domyśleć, to był koniec spotkania...
Im pozostał smętny spacer do domu, nam podłoga pełna szkła i fusów...
Czy można mieć żal do Dalmatyńczyka, że zerwał się nerwowo, kiedy obudził się w nieznanym otoczeniu ??
Nie...
Pies ma swój instynkt i nim się kieruje...No chyba, że wskaże się mu inne zachowania...
Kiedy po paru miesiącach spotkaliśmy Znajomego walczącego z Dalmatyńczykiem nad stertą starych kości wyrzuconych pod śmietnikiem, nie zdziwiło nas to wcale...
Kiedy po jakimś czasie ujrzeliśmy go na spacerze ze szczeniakiem, stanęliśmy jak wryci...
- Tamten się czegoś nażarł i zdechł...- wyjaśnił nam Znajomy...
No cóż...
Zaproszeń na kawę nie przewidywałam...
Szczeniak też nie przetrwał długo...Chodzenie z nim na smyczy, było wyczynem karkołomnym...Puszczanie go wolno powodowało "gastronomiczną" samowolkę...Oficjalna wersja przewidywała, że "był jakiś chory"...
Widocznie nie każdy Człowiek zasługuje na psa...
Makabra, niektórym ludziom ustawowo powinno się zakazać posiadanie psa i kota też...
OdpowiedzUsuńDalmatańczyki są specyficzną rasą , zapanować nad nimi trudno
i dlatego nie nadają się dla każdego.
Dobrze,że nie mieli coś z grożnych ras...
To taki tekst "ku rozwadze", bo pora "prezentów" przed nami...
UsuńMnie już dawały do myślenia nagłe zgony świnek morskich...;o)
No fakt, makabra. Ja, Siora i Znajoma spotykamy się 2 razy w tygodniu by pograć w "dostosowanegonaobczyżnieremika". Znajoma ma młodego Labradora. Psina, niestety, ma zakaz wstępu..... Powód? Brak dobrego wychowania. Labradory są bardzo łatwe w sumie do prowadzenia (są przyspasabiane do pomocy inwalidom). Wystarczy troszkę konsekwencji.
OdpowiedzUsuńZ innej beczki: mam kota! Filemon jest całkiem biały, głuchy od urodzenia i ma juz dobre 9 lat...
Zawsze gdy wraca z "wakacji" u cioci, (gdy jadę ja do Polski, do naszej Buni), przez kilka dni próbuje, czy i na ile, może sobie pozwolić w domowych pieleszach. Trwało tydzień ostatno, (!), zanim przypomniało mu się, że nie biega się po stole i nie zwiedza się "górnych pięter" rujnując np. moją kolekcję dzwonków. Koty, wiadomo, chodzom swoimi ścieszkami, ale też można je "przyzwyczaić" do pewnych norm. Całusy
Labrador pikuś...Filemon betka...Ale Ty mi wyjaśnij, czym się różni krajowy remik od "dostosowanegonaobczyźnieremika" !! ;o)
UsuńJuż wyjaśniam: To jest taki remik, który został dostosowany.....żeby było łatwo i przyjemnie :). Kilka drobnych regulacji utrudniających zabawę..... Ale za to gramy na pieniądze! (he, he, 10 centów od przegranego punktu).
Usuń10 centów od punktu ?? To Wy Hazardzistki jesteście najczystszej wody !! ;o)
UsuńOj tak, tak,...Siostra zbiera na wakacje, Koleżanka R. na chleb (he, he), Koleżanka D. na karmę dla psa, a ja na telewizor :)))
UsuńPrzy takich stawkach to musicie uzbroić się w cierpliwość...;o)
UsuńO! żle napisałam. Miało być: kilka drobnych regulacji UŁATWIAJĄCYCH zabawę :))))
OdpowiedzUsuńDomyśliłam się, że zastawiłaś na mnie pułapkę...;o)
UsuńMój sąsiad zmarł rok temu,
OdpowiedzUsuńa sunia zawładnęła sąsiadką!
Piesy to umieją...;o)
UsuńAle i wyczuwają nastrój,
Usuńjest dużo łagodniejsza,
a bardziej... szczekliwa.
Awantura na całą klatkę
jak wyczuje za drzwiami
obcego!
Zdrówka dla Wszystkich!
Pewnie boi się kolejnej straty, więc pilnuje...;o)
UsuńKażdy zwierzak swój rozum ma..:o) Zupełnie jak człowiek, z tą różnicą, że paru ten rozumek ma maleńki...:o) Dopasować inteligencję ludzką do zwierzaczka mogą TYLKO niektórzy....;o)
OdpowiedzUsuńCzyli stawiasz swoją kandydaturę na Prezesa PL...?? ;o)
UsuńWyraziłam się jasno, proponuje Ci Marszałka Sejmu, bezdyskusyjnie.....;o)
UsuńA czym ja Ci tak podpadłam ?? ;o)
UsuńOni do psa nie xdorośli! Mój boże! Biedne zwierzaki....
OdpowiedzUsuńA co do jedzenia w sali sejmowej.... Osobiści nic bym nie przłknęła, jeśli by inni się na mnie gapili.... Tak czy owak nie było to zachowanie godnme posła, oraz człowieka wykształconego, dobrze wychowanego. Skandaliczne było również chamskie wykrzykiwanie innych posłów. Już sama nie wiem, co bradziej mnie zbulwersowało, czy jedzenie, czy chamskie wyzwiska i komentarze . Chyba to drugie bardziej. Ale media uprały się na jedzenie, bo bardziej dla oka.... hi, hi, hi....
Hmm ... pies na pierwszym "proszonym" spotkaniu przy kawie, to chyba jednak totalna przesada, nawet gdyby to był wyjątkowo łagodny Yorkuś.
OdpowiedzUsuńJa w ogóle zawsze mam problemy z zapraszaniem i przyjmowaniem pierwszych spotkań, dlatego jestem zwolennikiem sondowania sytuacji, albo upewnienia się, że pies, czy małe dziecko nie zepsują atmosfery spotkania.