niedziela, 2 listopada 2014

Lanie wody, czyli o największym Parku Narodowym w Chorwacji...

     Dzisiaj będzie lanie wody...I to lanie wody w rozmiarze XXXL...
     Zapraszam do Parku Narodowego Jeziora Plitwickie, oczywiście w Chorwacji...
     Nasz pobyt w Chorwacji dobiegł końca, pozostało spakować manele, pożegnać się z Milanem i Jego Żoną, i zająć miejsce w busie...
I co dziwne...Nie było mi smutno...
Nie odczuwałam niedosytu, jaki towarzyszył mi przy pożegnaniu ze Szwajcarią...
Może to świadomość, że w Kraju czeka mnie maraton godny Herkulesa, a może fakt, że Chorwacja jest bardziej w "zasięgu" moich możliwości turystycznych...
Nie mam pojęcia...
Nawet perspektywa kilkunastogodzinnej podróży nie wywoływała traumy...
Mus to mus...
Ale...
No właśnie...
Na drodze do Polski stanął nam jeszcze jeden postój...Postój, że tak powiem, w wodzie...
     Nasz Przewodnik, Pan Szymon ( http://www.wgory.com.pl/ ) skusił nas na jeszcze jedną atrakcję...I chociaż czasu mieliśmy niewiele, to muszę przyznać, że owa atrakcja warta była nie tylko czasu, ale i wydanych pieniędzy...
Ale po kolei...
     Kiedy przekroczyliśmy linię Gór, ujrzeliśmy niesamowite zjawisko...Niby mgła...Niby obłoki...A wszystko ledwie kilka metrów nad ziemią...


     "Paseczek", jakby oddzielał to co płaskie, od tego co górzyste...Taki "szlaban" Matki Natury...
     A potem stanęliśmy w sporym "ogonku"...


     Gordyjka też stała, żeby nie było, żeśmy się chcieli z Panem N. wkręcić na "krzywego"...


     Stałam, a nawet zakupiłam bilety wstępu, cudnej urody, które nas uprawniały do konsumpcji niesamowitych widoków, o czym zapewniał gorąco Pan Szymon...


Ale najpierw czekała nas jeszcze jedna podróż...


     Każdy z tych pojazdów miał dwa lub trzy wagoniki, i wierzcie mi na słowo, każdy z tych "wagoników" zapchany był do obłędu...Większość stanowili Chorwaci, którzy właśnie świętowali odzyskanie niepodległości, ale drugą grupą byli...No kto zgadnie ??
Oczywiście !! 
Japończycy !!
     Ich sposób zwiedzania miałam już "przyjemność" zobaczyć w Zadarze...
     Porównać to mogę do "wylęgu" Dzieciaków z pobliskiego Przedszkola, które wychodzą na plac zabaw po przerwie zimowej...Mój Bieszczadzki Dziadek porównał by Ich do stonki...Z tym, że stonka jest mniej hałaśliwa...
     Ale wracajmy na szlak...


      Park Narodowy Jezior Plitwickich to 294, 82 km2, 1267 rozpoznanych rodzajów roślin, w tym 75 to endemity (czyli unikatowe rośliny występujące tylko w tym rejonie)...Samych orchidei mają 55 różnych rodzajów...Do tego 321 gatunków motyli, 161 gatunków ptaków i 21 gatunków nietoperzy...
Że o możliwym spotkaniu z misiem brunatnym nie wspomnę...
Prawdziwa Kraina Obfitości...
     Ruszyliśmy trasą H...


I rozpoczął się nasz pojedynek z Japończykami...
Dlaczego ??
Mieliśmy na pokonanie trasy niespełna trzy godziny !!
     No to aparaty fotograficzne w garść, sznurowadła poprawić i w drogę...

     Charakterystyczny dla tego Parku tuf, czyli porowata skała osadowa, powstająca przez wytrącanie się węglanu wapnia z wody, powoduje, że nigdy kaskady i wodospady nie wyglądają tak samo...
Nawet kiedy galopem pokonywaliśmy to wodne Królestwo, Matka Natura działała niepostrzeżenie...
Człowiekowi pozostało podziwiać te dzieła, i nie przeszkadzać...

     Aparaty fotograficzne i komórki rozgrzane już były do czerwoności, w oczach kłębiła się para wodna, a Pan Szymon kroczył energicznie w stronę przystani...
To jeszcze nie był koniec wodnej przygody...
Mieliśmy przepłynąć na drugą stronę jeziora...
Wczesna jesień w Chorwacji ??
Dlaczego nie ??
     Ale najpierw był nieprzebrany tłum na przystani...


I oczekiwanie na stateczek...
Nooo...Nie tylko...
     Mieliśmy czas na opracowanie strategii, jak się dostać na ten stateczek w jednej turze i całą grupą...Wsparciem służyły nam ramiona Pana Szymona i Pana N. ...


     I chociaż to wydawało się niemożliwe, na przeciwległym brzegu oczekiwał tłum jeszcze liczniejszy...


Nie ten...


Całe wzgórze jakby się ruszało...
     Ale co tam, skoro Matka Natura kusiła...


     No i mamy sukces !! 
     Japończycy nie mieli szans !! 
Już dawno zostali za nami, chociaż starali się bardzo...Jedna z Japonek usiłowała nawet wykorzystać korytarz powietrzny jaki powstał w tym pędzie między mną a Panem N. ...
Odpadła jednak z konkurencji już na trzecim pomoście...
     To chyba pierwszy przypadek w historii turystyki, aby Polacy pokonali Japończyków w Ich narodowej dyscyplinie...
     No i przy okazji pobiliśmy chyba rekord zwiedzania Jezior Plitwickich na czas...
     Ukoronowaniem była kawusia i sporych rozmiarów strucla z jabłkami...
Czy to już koniec marudzenia o Chorwacji ??
Poniekąd...
     Będzie jeszcze o pewnym Bananku...

12 komentarzy:

  1. No i znowu cudności... że aż szkoda gadać!

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim tempie to cud, że się nikt nie utopił ;-) Liczyliście Japończyków??!! Może jednak kogoś zabrakło ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy nikt to nie wiem...;o) Nasza Grupa przetrwała...;o)

      Usuń
  3. Cieszcie się, że to tylko Japońce. Nadchodzą Hindusi, a tych nie przegonicie. Ale widoki zaiste bajeczne:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zamierzam kapitulować...;o) Zima na zaprawę...;o)

      Usuń
  4. Piękne te jeziora są, byliśmy tam z Chłopem i całą wycieczką kilka lat temu - latem :) Było dużo mniej ludzi, ale w galopie byliśmy równie dobrzy, jak Wy ;) Nie pamiętam, ile mieliśmy czasu, może ciut więcej od Was. Nie mówiąc o dojeździe z Istrii ;)
    Ale co tam, warto było, telefony i aparaty mają tryb sportowy, dzięki czemu porobiliśmy mnóstwo fajnych i nie zamazanych zdjęć :))
    Dzięki Tobie przypomniałam sobie te widoki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My przywiązaliśmy kamerkę do Pana N., mamy wszystko na "żywca"...;o)

      Usuń
  5. Ależ widoki! Cudności:) A sposób zwiedzania Japończyków miałam okazję zaobserwować w Londynie. Twój Bieszczadzki Dziadek trafił w sedno:))) Pozdtawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak sobie pomyślałam, że Ty byś z tego Parku po dobrowoli nie wyszła...;o)

      Usuń