sobota, 12 kwietnia 2014

Priorytet z "Wielkim plusem"...

     Ależ my jesteśmy stacjonarni !! Nie do uwierzenia, że nasz Szwędak pokornie znosi owo siedzenie w pieleszach...No bo przecież, tych kilku wypadów na łyżewki nawet nie ma co przytaczać...
W porównaniu do standardów jesteśmy stacjonarni...
Ot co...
     Kto jest winien tej ponadnormatywnej stabilizacji ??
     Pierworodny !! Tylko i wyłącznie Pierworodny...
     Ledwie Nowy Roczek zagościł w kalendarzu, a na mojej poczcie zagości link i pytanie...
     "A co Wy na to ??"
     A że Stworzenia z nas okrutnie na takie przynęty łase, więc po tygodniu decyzja była już podjęta, termin zarezerwowany, a nas pochłonął proces przygotowawczy...
Nie jest to wyjazd...To ekspedycja...
Na takie coś nie pakuje się człowiek w piętnaście minut...Na takie coś nie wystarczy pobieżne rozeznanie...
     Takie coś trzeba ogarnąć "po całości", trzeba przewidzieć maksymalnie najwięcej...
No to ogarniamy...
     Przez pierwsze dwa miesiące ogarnialiśmy terytorium z oznakowaniem szlaków i innych takich detali...Poznawaliśmy przepisy i zarządzenia...Czytaliśmy newsy...
     W marcu zaczęliśmy przygotowania osobiste...
Przeglądy "okresowe"...
Jeszcze plomba w "zapomnianej" dwójce...Jeszcze recepta "w razie co"...Badania, żeby nie "przegiąć"...Uzupełnienie zasobów domowej apteczki...
     Potem do przeglądu poszedł "Nagusek"...
Jemu tez się należy odrobina uwagi, bo będzie bardzo ważny w czasie owej eskapady...
Przed nim kilka tysięcy kilometrów...
Aż mi poopa cierpnie na samo wspomnienie...
Ale lepsze to niż dźwiganie wszystkiego do samolotu, albo innego pociągu...
     Jeszcze jedna wizyta w warsztacie i będzie można ogłosić autkową gotowość...
     W tak zwanym międzyczasie uzupełniona została garderoba...
Echhh...
Cztery pary spodni przymierzyć musiałam !!
     Kto widział produkować tylko męskie bojówki i to w wersji dla myśliwych ??
     Czy Kobieta to już nie może preferować wygody nad urodę ??
Ale wybrałam...
Jestem męsko-myśliwskie "S"...
Do tego bardzo praktyczna saszetka z kilkoma kieszeniami i bidonem ( to dla odmiany wyrób militarny) i moje turystyczne szczęście osiągnęło szczyty...
Będę jak ślimak...
Dobytek w zasięgu ręki...
Mam nadzieję, że tempo będę miała trochę szybsze niż ślimak...
     Przed nami pranie, prasowanie, gotowanie, pieczenie i pakowanie...
     Wielkanoc ogarniemy z marszu...
     Priorytet jest określony na kilka dni po majowym weekendzie...
     Priorytet z "wielkim plusem"...;o)

9 komentarzy:

  1. No ale dokąd??? Nie bądź małpa, mów zaraz, dokąd ta wyprawa! Boisz się zapeszyć?

    OdpowiedzUsuń
  2. O, wyprawa w wielkim stylu, ech zazdroszczę :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Będziemy w tym roku w Kazimierzu,
    ale dojedziemy... mikrobusikiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A my jakoś Kazimierz nieustannie mijamy...:o) Trzeba będzie zrobić kropkę na mapie ...;o)

      Usuń
    2. My tam ponad pół dekady
      czy do pełnej damy radę?

      Usuń
    3. Do dekady albo dwóch,
      boś Ty jest Ludwiczek Zuch !! :o)

      Usuń
  4. ...czyli emocje pomału sięgają zenitu? :)))

    OdpowiedzUsuń