środa, 22 stycznia 2014

Studnie moich Przodków, czyli jak wygrać ten nierówny pojedynek ??

     - Mogę iść z Tobą Dziadku ?? - zapytałam, chociaż wiedziałam, że samo pytanie jest herezją...
     - Ze mną ?? Do lasu ?? - zapytał zaskoczony Dziadek...
     - Uhhmmm...- poświadczyłam...
     - A po co ?? - zaskoczenie malowało się na pooranej zmarszczkami twarzy...
     - Pomagać !! - oświadczyłam kategorycznie...
Dziadka zamurowało...
     Po pierwsze primo, Dziadek zawsze pracował indywidualnie...Po drugie primo, jako Mieszczuch o pracy "przy drzewie" nie miałam pojęcia...Po trzecie primo, byłam "babą"...
     Dziadek pokiwał siwiuteńką głową nad moimi fanaberiami i o dziwo usłyszałam...
     - Chodź...
     Droga bukowym zboczem upłynęła na słuchaniu lasu...Dziadek w lesie nigdy nie gadał bez potrzeby...Dziadek w ogóle nie gadał bez potrzeby...Poza lasem też...
Lubiłam te Jego "milczanki"...
Sama też jakoś tak lubiłam "pomilczeć"...
     W wąwozie ustawione były dwie "kobyłki", czyli drewniane stojaki, a na nich leżakował sporych rozmiarów buczek, który miał za kilka kwadransów zamienić się w stempel do studni...
     Na dziadkowym ramieniu spoczywał potężny topór, który był chyba jedynym sprzętem chowanym przed nami z ogromną pieczołowitością...Schowek znali tylko Dziadek i Wujek...
     Ja wywijałam strugiem do odkorowania...
     Dziadek przeżegnał się z powagą, żeby praca szła dobrze i rozpoczęliśmy robotę...
     Ja ściągałam korę...Dziadek ociosywał pniak...
Szur...Szur...Trach !! Szur...Szur...Trach !!
Bardzo rytmicznie nam to wychodziło, a delikatny uśmiech na dziadkowej twarzy świadczył o tym, że jak na Mieszczucha i Babę na dodatek, radzę sobie całkiem nieźle...
     - Dobrze Ci idzie... - wymruczał Dziadek przerywając na moment wywijanie toporem...
Aż mi duszyczka z radości zapiała...Pochwała od Dziadka !!
W to mi chyba nikt nie uwierzy...
     A może Dziadek zaśpiewa ?? Już tak dawno nie słyszałam Jego pięknego śpiewu...
Ale Dziadek był daleki od śpiewania...
     Robota szła nam nieźle...Po kilku kwadransach odwróciliśmy pniak na drugą stronę...
     Jeśli utrzymamy takie tempo, to do wieczora będą gotowe wszystkie stemple !!
Ależ się wszyscy zdziwią !!
     "Jeszcze tylko muszę wyciąć ten sęk i będzie już gładziutko"... - pomyślałam i mocniej pociągnęłam strugiem...
     I w tym właśnie momencie Dziadek wymierzył toporem dokładnie w tego samego sęczka...
     Ostrze wylądowało na środkowym palcu mojej lewej ręki...
     Być może Dziadek w ostatniej chwili zrozumiał co się dzieje...Być może przyhamował pęd topora...Być może w palec uderzył tylko skraj ostrza...
Nie rozważaliśmy tego...
     Dziadek zbladł niczym papier, a ja ukryłam palec w prawej dłoni i nie chciałam Mu go pokazać...
     - Nic się nie stało Dziadku !! - przekonywałam...- Ledwie draśnięte !! Pójdę tylko sobie to zawiązać...
Z zaciśniętej pięści spływała strużka krwi...
     - Dasz radę wrócić ?? - upewniał się zdenerwowany Dziadek...
     - Jasne !! Na prawdę nic się takiego nie stało...- uspakajałam...
     Póki Dziadek mógł mnie widzieć między drzewami szłam powoli, żeby się nie domyślił...Kiedy gąszcz drzew skrył mnie przed Jego oczami ruszyłam pędem pod górę...
Jakoś podświadomie wiedziałam, że każda sekunda jest istotna...
Cała pięść pełna była krwi...Na ścieżce pozostawała krwawa smuga...
Nawet nie usiłowałam zajrzeć do środka...
     Wpadłam na ganek...
     Drzwi zamknięte...
     Odszukałam ukryty klucz...
     W domu nalałam wody do miski, wrzuciłam kilka kostek lodu...
Wszystko robiłam jedną ręką...
Zanurzyłam lewą dłoń i dopiero teraz spojrzałam na palec...
     Orzesz...(ko)...
Tego to ja już przed Rodzicami nie ukryję...
Palec trzaśnięty potężnie...
Tak właściwie to się trzyma tylko siłą przyzwyczajenia...
     Wyciągnęłam apteczkę...Znalazłam dwa małe drewienka...I zrobiłam sobie opatrunek...
     Kiedy zawiązywałam ostatni węzełek na bandażu do kuchni weszła Kuzynka...
     - Co się stało ?? - zapytała widząc w całej kuchni krwawe plamy...
     - Musisz mi pomóc...- czułam, że za chwilę "odpłynę"...
     - Co ?? - dopytywała Kuzynka...
     - Plecak...Lewa kieszeń...Cardiamid z coffeiną...Trzydzieści kropel...Łyżeczka wody...Czekoladka...- i po kilku chwilach zaczęłam odzyskiwać kontakt z rzeczywistością, a nad sobą zauważyłam przerażoną twarz Kuzynki...
     - Nic się nie stało...- uspakajałam Ją cicho...- Omdlenia to moja specjalność...
     - I co teraz ?? - dopytywała...
     - Muszę tu uprzątnąć...Ty wracaj do Cioteczki...Nie będziesz musiała kłamać...- kalkulowałam...
     Uprzątnęłam kuchnię...Umyłam wejściowe drzwi...Schowałam apteczkę...A kiedy moja twarz wróciła do naturalnych kolorów poszłam uspokoić Dziadka...
     Palec trzymał się tylko na wewnętrznych ścięgnach, ale o tym to On wcale nie musiał wiedzieć...
     Od tego dnia w wielkiej konspiracji podkradałam z apteczki środki opatrunkowe i chodziłam jedynie w ciuchach z kieszeniami, żeby ukryć "szynę" i bandaże...
W pojedynku, Ja kontra studnia, było 0:2 dla studni...
 

11 komentarzy:

  1. Krwawy bój z tą studnią toczyłaś. Toż to kryminał się zrobił ;)
    A palec? Doszedł do siebie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynam podejrzewać, że w tej studni siedział jakiś krwiolubny duszek...;o)
    Palec niestety nie jest sprawny...Kość i ścięgna uszkodzone, a Lekarza nie widział...;o) Ale jest w całości...;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko tam zdrowe
    nie jest konieczne,
    bo lewa ręka
    i nie serdeczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewięć paluchów to też dobry wynik,
      nie ma co larum o ten jeden czynić...;o)

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że nie ma śladu a może jest?
    j

    OdpowiedzUsuń
  5. W tak bogatej duszy uszczerbek na palcu nie jest przeszkodą...;o) Ilość przygód mrożących krew, a właściwie , broczących krwią zaimponowała mi ogromnie!.....;o) I wszystkie studnie które Ci zagrażają, proponuję ułożyć w poziomie dla bezpieczeństwa!.......;o)

    OdpowiedzUsuń
  6. Góralska krew:) Zacisnąć zęby, nie dać się...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Matko kochana! Dobrze,że to już tylko wspomnienia!

    OdpowiedzUsuń