Właściwie miał to być wpis o wczorajszym meczyku, ale że o meczyku napisać można niewiele, to pozwólcie, że skwituję to tak...
Wczoraj Reprezentacja Polski grała swój pierwszy mecz pod kierownictwem nowego Selekcjonera.
"Widowisko" (a może "dziwowisko"), miało miejsce we Wrocławiu.
Graliśmy ze Słowakami, a że był to mecz towarzyski, to jak na Gospodarzy przystało zachowaliśmy się godnie.
Polacy przegrali 0:2...
Nikt nie może zarzucić, że jesteśmy niegościnni...
Postawę naszej Reprezentacji można określić mianem "Dzieci we mgle"...
A że tematy zastępcze mają u nas spore "branie", więc dzisiaj będzie o "żyłach wodnych"...
Szczerze mówiąc nigdy specjalnie się tym nie interesowałam, aż do momentu, kiedy w naszej Rodzinie nie pojawiła się Córcia...
Przygotowani na Jej pojawienie się byliśmy na "pół gwizdka", bo się Dziewczynie na Świat śpieszyło okrutnie...
Nowe mieszkanko pachniało jeszcze świeżą farbą, ja i Córcia usiłowałyśmy w Szpitalu nie "zejść" z tego Padołu w trybie nagłym, a Pan N. z Pierworodnym przygotowywali dom na potrzeby Noworodka z syndromem "zagrożenia życia"...
Bajka...
Łóżeczko z przewijakiem zostało ustawione w bezpiecznym kąciku...Z dala od przejść, przeciągów, piecyków, okien i innych zagrożeń, które czyhają na maleńkiego Człowieczka...
Pierwsza noc...Horror...
Druga noc...Horror...
Po tygodniu horroru mieszkanie zasiedlali: Mama zombi, Tata zombi, Trzylatek zamykający szczelnie drzwi do każdego pomieszczenia, w którym przebywał i Noworodek, który był siny od płaczu...
Uradziliśmy wizytę u Lekarza...
Pan Doktor Córcię obejrzał, sprawozdania wysłuchał, głową pokiwał i tyle było dobrego...
Na odchodnym stwierdził "powodu nie widzę"...
Hmmm...
My też powodu żeśmy nie widzieli, ale słychać go było całodobowo...
Jak nic trzeba będzie to jakoś przetrzymać...
Po miesiącu tych "mąk" rodzicielskich nawiedziła nasze mieszkanko Sąsiadka...
Sąsiadka przybyła do Zaścianka z ukochanych przeze mnie Bieszczad i już tym faktem zaskarbiła sobie moje względy okrutnie...
A że do tego Człek z Niej był ponad miarę życzliwy i dobrotliwy, więc w symbiozie sąsiedzkiej żyjemy do dzisiaj...
- I jak żyjecie ?? - zapytała swą śpiewną mową wschodniego pogranicza...
A że cywilizowanego Człeka widziałam wówczas rzadko, więc "wylałam" na Nią wszystkie swe "boleści"...
- Od miesiąca nie śpi ?? - z niedowierzaniem zapytała Sąsiadka...- a może to żyła wodna ??
W pierwszym odruchu chciałam parsknąć śmiechem na takie zabobony, ale że już umęczona była strasznie to się tylko Sąsiadce zaczęła przyglądać z powątpiewaniem...
- Spróbujcie przestawić łóżeczko...- poradziła...
Hmmm...
Łatwo powiedzieć...
Co prawda "gratów" mieliśmy niewiele, bo jako młode małżeństwo jeszcze rupieciarni w dorobku żeśmy nie mieli, ale "przestawienie łóżeczka" wymagało przemeblowania całego pokoju...
Na pohybel...
Przestawiamy...
Po dwóch godzinach przenoszenia, przesuwania i przestawiania, łóżeczko wylądowało na nowym terytorium...
Prawie na środku pokoju, na głównej trasie przejściowej, w centrum przeciągów, dwa metry od piecyka, dwa metry od balkonu...
Centrum kataklizmów wszelakich...
I...??
Sześć razy w ciągu nocy lecieliśmy do łóżeczka sprawdzać co się Córci dzieje...
Niepojętym było, że po wieczornej kąpieli zasnęła i spała do rana...
A my ??
Chodziliśmy znowu jak dwa zombi przez to nocne nad łóżeczkiem czuwanie...
Po miesiącu byliśmy skłonni uwierzyć w "żyłę wodną"...
Po dwóch miesiącach...
Po dwóch miesiącach byliśmy pewni, że w owym kącie naszego mieszkania dzieje się coś niewiarygodnego...
W skutek owego przemeblowania, na miejscu córcinego łóżeczka wylądowała nasza kanapa i zaczęła się prawdziwa "jazda"...
Jakieś boleści nie wiadomo z czego...Stany zapalne wykrywane przez Lekarzy z niewyjaśnionych przyczyn...Bezsenność spowodowana "niczym"...
Orzesz...(ko)...
Czyżby i nas dopadł syndrom wcześniaczy ??
Kanapa "wyjechała" pod przeciwległą ścianę...
W "magicznym" miejscu stanęły meble...
Może płyta wiórowa jakoś sobie z tą "żyłą wodną" poradzi...
Właściwie można by to między mity włożyć, gdyby nie fakt, że mamy z owym dziwnym zjawiskiem problem do dzisiaj...
Mamy w mieszkaniu cztery parapety...Trzy zasiedlają zieloni mieszkańcy...A na jednym nawet kaktusy nie rosną...
Nic a nic...
Wszystko usycha...
Parapet jest na linii owej nieszczęsnej ściany wiodącej do magicznego kąta...
Na pierwszy rzut oka miejsce idealne dla roślin...
Lekko ocienione...Przewiewne...Więc ki czort ??
Żyła wodna !!
"Duchi" to jest "insza inszość" ;o) I one zagoszczą w zaściankowym wydaniu...;o)
OdpowiedzUsuńŻyła to wielka siła. Nie ma żartów z żyłą! .:o)
OdpowiedzUsuńMoże gór nie przenosi, ale z meblami świetnie sobie radzi...;o)
UsuńDlaczego mity? Toż to prawa natury, czysta fizyka.
OdpowiedzUsuńZastanawiasz się nad fizyką jak dostajesz nowe mieszkanie ?? ;o)
UsuńPięterko, parter,
OdpowiedzUsuńbo ja siódme piętro
i mimo, że mieszkamy
na skraju Pola,
to nic nas nie trapi.
Tak myślę że jak żyła tyle lat,
to i dalej żyć będzie.
Coś słyszałem o ekranowaniu,
ale nie będę się wymądrzał.
Tylko to dodam, że tak z oddali,
nakłania wszystkich aby... pisali.
LW
Wynika z tego, że "żyła" powodem pisania mojego...;o)
OdpowiedzUsuńPrzed Tobą ja czoło chylę,
OdpowiedzUsuńbo jestej dalej... przy żyle.
LW
Jest bardzo na czasie,
Usuńżyłę mieć w zapasie...;o)
niestety ja nawet radiestetę do domu ściagnęłam i jakieś ekrany poustawiał na podłodze abyśmy mogli spać, cały budynek stał na żyłowisku, no cóż Sadyba w Warszawie była terenem bagiennym a teraz stoją bloki różnej wielkości i wysokości
OdpowiedzUsuńj
To jest czego współczuć...
UsuńGordyjeczko, to nawet naukowo udowodnione, że żyła wodna pod mieszkaniem szkodliwa jest...
OdpowiedzUsuń