środa, 16 października 2013

O "wrednej" Kucharce, co dzieci głodziła...

     - Kto zeżarł ciasto !! - przeraźliwy wrzask dotarł do nas dokładnie w tym momencie, kiedy najmłodszy z Kuzynów strzepywał ze spodni ostatnie okruszki sernika...
Spojrzeliśmy na siebie z błyskiem w oczach...
Zaczyna się...
Opracowywany od kilku dni plan należało wprowadzić w życie...
     Gromada "Nielotów" zgięła się w pół i powoli opuszczała olszynkę uważnie stawiając stopy...Byle nie zaszeleścić...
Ekipa w milczeniu dzieliła się na dwuosobowe zespoły...Każda dwójka obierała inny kierunek i znikała w leśnym gąszczu...Wrzaski z przydomowego ganku robiły się coraz bardziej nerwowe...
Po chwili byliśmy już na tyle daleko od domu, że mogliśmy ruszyć biegiem nie zważając na hałas...
Biegnący za mną Kuzyn wymruczał...
     - A jak ktoś nam podprowadził te kanki z jagodami ??
     - Zdurniałeś !! Kto by się po takich chaszczach plątał ? - zapytałam...
     - Może ktoś nas śledził ?? - snuł teorię spiskową Kuzyn...
     - Marudzisz...- wysapałam biegnąc pod górę...
Ale i we mnie zbudził się niepokój...
A jeśli rzeczywiście ktoś nas śledził ?? Ktoś świetnie nam znany...
     Od lat toczyliśmy przecież wakacyjną wojnę z Synami i Bratankami Sąsiada...
Jeśli ktoś mógłby zniweczyć nasze plany to tylko Oni...
Przyspieszyłam kroku...
     Widoczne na horyzoncie krzaki wyglądały na nieruszone, ale rozglądałam się nerwowo...
Cisza...
Kuzyn nie czekając na komendę ruszył w gąszcz...
Szelest liści...Trzask łamanych gałązek...
     - Są !! Obie !! - usłyszałam głos "niewidzialnego" Kuzyna...
Uffff...
     Po chwili trzymałam w dłoniach dwie litrowe kanki pełne jagód...
Nasze alibi...
     Odpoczęliśmy chwilkę...Umyliśmy się w potoczku...I kiedy zegar wskazał 12-tą ruszyliśmy w stronę domu...Już czas zmierzyć się z przeciwnikiem...Przeciwnikiem nietuzinkowym...
     Kilka dni temu w domu bieszczadzkich Dziadków pojawiła się Kucharka...Postać ogromna i wielce niesympatyczna...
A w kwestii sympatycznych Kucharek byliśmy specjalistami...
To już trzecie wesele, jakie Dziadkowie organizowali w swoim domu, i w którym mieliśmy uczestniczyć...
Nasza współpraca z Kucharkami układała się dotychczas bezkonfliktowo...
     Pomagaliśmy chętnie...Przynosiliśmy potrzebne drobiazgi...Zbieraliśmy potrzebne owoce...Czasem nawet ucieraliśmy jakieś masy...
     W zamian wylizywaliśmy miski, "sprzątaliśmy" resztki, dostawaliśmy jakieś "próbki"...
     Symbioza taka...
     Odkąd swoje królowanie rozpoczęła ta Kucharka, nazywana przez nas "Niemotą" sytuacja była odmienna...
     Babsko ciągle wrzeszczało...Nawet kroku do kuchni nie mogliśmy zrobić...
A degustacje przeszły w sferę marzeń...
Tylko się darła...
     - Jaj przynieść !! Jagód mi potrzeba !! Mało truskawek !! Wynocha z kuchni !!
     Ta "wynocha" z kuchni bolała nas najbardziej...
Dlatego powstał ten plan...
Plan odwetu na Kucharce...
     W nocy, kiedy wszyscy poszli spać umęczeni weselnymi przygotowaniami , przekradliśmy się do drewutni, wyciągnęliśmy przygotowaną wcześniej drabinę i dziadkowe dłutko i włamaliśmy się do spiżarni...
Dłutkiem podważyliśmy wypaczone okienko...
Okienko było maleńkie, więc tylko najmłodsza Kuzyneczka mogła się przez nie przecisnąć...
To Ona podawała blachy z ciastem...My kolejno podawaliśmy sobie te blachy...
Ostatni w szeregu biegł do drewutni i tam odcinał równe paseczki...
A może raczej paski...
Hmmm...
No dobra...Odcinaliśmy miej więcej jedną czwartą...
W końcu było nas ośmioro...
Ósemka Nielotów miewa niezły apetyt...
     Nim słońce pojawiło się nad lasem wszystkie ślady zbrodni zostały usunięte...Ciasto schowane w koszyku...A my ruszyliśmy do lasu po alibi...
     "Niemota" zażądała jagód w ilościach hurtowych...
I teraz właśnie nieśliśmy te jagody...
     - Kto zeżarł ciasto ??!! - powitała nas na ganku Ciocia (Święta Kobieta)...
     - Cooo?? - zaprezentowaliśmy z Kuzynem wyćwiczone zdziwienie...
     - Nie co !! Tylko zaraz mi gadajcie kto zeżarł ciasto !! - Ciocia (Święta Kobieta) nie odpuszczała...
     - Przecież my od świtu na jagodach żeśmy byli...- i zaprezentowaliśmy nasze zbiory...
     - A reszta bandy gdzie ?? - kontynuowała śledztwo Ciocia (Święta Kobieta)...
     - Pewnie jeszcze w lesie...- zastanawiałam się głośno...- my poszliśmy za potok...
     Po chwili zza stodoły wymaszerowała druga dwójka spiskowców...
Efekt przesłuchania był taki sam...
     Ciocia ewidentnie podejrzewała, że mijamy się z prawdą, ale alibi było mocne...
     W tym roku jagody wyjątkowo marnie obrodziły, a my mieliśmy w kankach pełno...Spędziliśmy więc w lesie sporo czasu...
     Widok najmłodszej ciocinej Córci, umorusanej jagodami w sposób niewyobrażalny, przesądził sprawę...
     Ciasto zostało skradzione przez jakiegoś okrutnego złoczyńcę...
Dzieci są niewinne !!
     Na potwierdzenie owej teorii stanęło przed Ciocią (Świętą Kobietą) osiem niewiniątek...
     - A może to taka Kucharka...- usłyszeliśmy nagle głos Dziadka...- Jej źle z oczu patrzy...I taka jakaś nerwowa...- myślał na głos Dziadek...
Patrzeliśmy na Niego jak zaczarowani...
     - Tato przestań !! - dyscyplinowała Dziadka Ciocia (Święta Kobieta)...
     - Ja tylko tak...Głośno myślę...- bronił swej teorii Dziadek...
Ciocia (Święta Kobieta) machnęła ręką i zniknęła w drzwiach ganku...
Dziadek wrócił do ciosania stempli pod deski do tańca...
A my ruszyliśmy do olszynki...
     - Nie ma !!  - krzyknęła nagle Kuzynka...
     - Jak nie ma ?? - dopytywałam...
     - Ani ciasta !! Ani koszyka !! - informowaliśmy się jednocześnie...
     - No to będzie zadyma...- wymruczałam...
Wracaliśmy do domu w kiepskich nastrojach...
     Nasz piękny plan, tak perfekcyjnie zrealizowany został zniweczony...
Orzesz...(ko)...
     Przechodzimy koło drewutni, a Dziadek siedzi na pieńku...Koło pieńka stoi nasz koszyk z ciastem...A Dziadek pałaszuje ciacho, aż mu się uszy trzęsą...
     Stanęliśmy na progu i gapiliśmy się na Dziadka...
     - Chcecie po kawałku ?? - zapytał Dziadek...- w olszynce znalazłem...Pewnie Kucharka tam schowała, żeby potem do domu zabrać...- wymruczał zajęty jedzeniem...
     Jak na komendę sięgnęliśmy do koszyka...
     - Wredne Babsko...- rzuciła Kuzynka...
A Dziadek puścił perskie oko...

16 komentarzy:

  1. Dziadek bezbłędny!! :-)) Cwany, dobry śledczy z niego:-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, chyba mam podobny
    charakter do Dziadka,
    bo też jestem łasuch
    na każde, domowe, ciasto,
    a szczególnie smakują mi
    tzw. resztki. ;)
    LW

    OdpowiedzUsuń
  3. Plan fenomenalny! Mam nadzieję,że brzuchy was po tym cieście nie bolały! Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno kradzione nie tuczy, więc i pewnie nie szkodzi...;o)

      Usuń
  4. Ciocia (święta kobieta) ale z dziadka też święty człowiek:)))
    Cudna historyjka!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy takiej ilości Nielotów musieli sobie jakoś radzić...;o)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Uśmiech jest jak kawał sernika...Działa cuda...;o)

      Usuń
  6. Gromada Nielotów + Dziadek! - Ciotka prawdziwie Święta Kobieta, ale czy chociaż ktoś jej to powiedział???:o)

    OdpowiedzUsuń
  7. To, że jest Święta ?? Czy, to kto podprowadził ciacho ?? ;o)

    OdpowiedzUsuń