wtorek, 1 października 2013

Cienie z dzieciństwa, czyli o "zajawkach"...

     Smaki dzieciństwa mają to do siebie, że dręczą Człeka całe życie i mimo wielu prób nigdy nie udaje się ich odtworzyć...
Smak jajecznicy na masełku...
Pierwsze truskawki prosto z grządki...
"Wodzianka" Dziadka Stefana...
Echhh...
Można by wymieniać w nieskończoność...
Ale już dawno ich nie ma...
     Oprócz smaków zniknęło jeszcze coś...
     Cienie z dzieciństwa...
     Delikatnie muskające nas wspomnienia, których pewni nigdy nie będziemy...
Czy zdarzyło się to na prawdę ?? 
Czy byliśmy świadkami owych wydarzeń ?? 
Czy może są to wspomnienia zaczerpnięte z opowieści ??
Podobno Człowiek nie pamięta wspomnień z wczesnego dzieciństwa...
Podobno...
     A jeśli nasza podświadomość zapisała te obrazy i nikt nie mógł nam ich opowiedzieć ??
To anomalia czy wspomnienia ??
     Od zawsze mam przed oczami pewne obrazy, obrazy widziane z perspektywy dziecka, dziecka bardzo małego...
     Stoję w łóżeczku, trzymam się drewnianej, brązowej listwy i podryguję zabawnie...Sprawia mi to ogromną przyjemność...Nie widzę ani sprawujących opiekę Rodziców, ani pomieszczenia...
Pamiętam jedynie wypełniającą mnie bezgranicznie radość i smak tynku...
Buzię mam wypchaną wydrapanym ze ściany tynkiem...
Dokładnie pamiętam nawet układ tych dziur...
Podobno nawet obrywałam za te dewastacje naszego lokum...
Ale tego moja szanowna mózgownica we wspomnieniach nie zapisała...
     Co jeszcze błąka mi się po makówce ??
     Pies...
Nie żeby w całości, ale cień psa...Mojego pierwszego psa...
Miał na imię Nero...
Był białym kundlem, na dodatek mało urodziwym...(Nero nie doczekał czasów, z których wspomnienia są bardziej usystematyzowane)...
I właśnie ten biały cień błąka mi się po czerepie...
     Otwierają się drzwi, wbiega biała zjawa, smaruje mi po twarzy wilgotnym jęzorem i znika...
W sumie to chyba ten jęzor pamiętam najlepiej...
Pies występuje bardziej w roli jęzorowego "nosiciela"...
     To takie "zajawki" z przeszłości...
     Przecież nikt mi nie opowiadał gdzie drapałam w ścianę, jaki kształt miały dziury po tych wykopaliskach, ani jak smakowały owe "delicje"...
Nikt też nie mógł mi przekazać obrazu psiego zwidu i jęzorowego "chlapnięcia"...
     I ta radość rozsadzająca małego Człowieczka...
     Najradośniejsza z radości jakie w życiu kiedykolwiek odczuwałam...

9 komentarzy:

  1. Podobno tak dzieci podswiadomie uzupelniaja
    braki wapnia. Tak robil moj brat cioteczny,
    szesc lat mlodszy, to pamietam.
    Pozdrawiam,
    L

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może szukają skarbów ?? ;o)

      Usuń
    2. Mam taki cień.. ale zasłania wszystkie inne radośniejsze , więc staram się go nie wspominać. Kiedyś, na pierwszym roku ASP usiłowałam narysować tą scenę, ale wcale mi nie wyszła. Narysowałam ją banalnie i nieciekawie. Jednak w głowie wciąż ma swoją wagę...;o))

      Usuń
    3. Szkoda fatygi Joasiu...;o) Tego się nie złapie...:o)

      Usuń
  2. Smaku drobniutko pokrojonej cebulki duszonej na masełku... i jedzonej prosto z patelni... razem z chlebkiem nigdy nie zapomnę. Jadałam ją często w domu rodzinnym.
    Kiedyś usiłowałam zrobić sobie coś takiego - nie wyszło mi zupełnie.
    Ale ciągle ten smak pamiętam...

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie utkwił w głowie zapach przedszkola, do którego chodziłam tylko jako trzylatka.
    I droga do przedszkola, a była ona strasznie dłuuuga... Chodziłam sama, a rodzice patrzyli na mnie z okna i pokładali się ze śmiechu. Ona była taka długa, bo szłam obok budowy i tam się tyle działo...! A teraz mi wciąż wmawiają, że to tylko przez podwórko było... Ja wiem swoje: było baaardzo daleko! Inaczej nie mogłabym iść przez pół godziny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Budowa była prawie tak samo fajna jak złomowisko :o) Rodzice wielu rzeczy nie rozumieją...;o)

      Usuń
  4. I mój brat wcinał ścianę, a ja chodziłam do przekola i było super, a najbardziej pamiętam panią Irenke z takimi czarnymi włosami uczesanymi w kok i jej uśmiech
    j

    OdpowiedzUsuń