sobota, 22 czerwca 2013

Broń chomikobójcza, czyli o pewnym Tuptusiu...

     Nagięłam rzeczywistość...Odrobinkę tylko, ale nagięłam...
     Opowiadając Wam historyjkę rybich hodowli wtrąciłam, jakoby akwarium było zakupione dla owych zimnokrwistych stworzonek...Trzecia Prawda Księdza Tischnera !!
Akwarium nabyliśmy drogą kupna dla całkiem innego lokatora !!
Dla Tuptusia...:o)
     Tuptuś był gryzoniem...
     Dokładniej rzecz ujmując chomikiem...
A żeby już doprecyzować rzecz dogłębnie był największym urwisem wśród chomików...
Pierwsze trzy dni chomik zachowywał się nader przyzwoicie...Jadł...Spał...Spał...Jadł...
Rozważaliśmy nawet możliwość, że nam się trafił jakiś niewydarzony osobnik, albo chorowity...No bo ile można spać ??
Po miesiącu wiedzieliśmy już na pewno, że Tuptuś to żadna lebiega, tylko agent pierwsza klasa...
James Bond to był przy Tuptusiu Pikuś...Pan Pikuś...
Nasz chomik przez te pierwsze dni przeprowadzał rekonesans...!!
Z kim na ile sobie może pozwolić...
A że sierciuch był przesympatyczny, więc i tego "ile" było sporo...
     Zaczęło się od tego, że totalnie nie akceptował pomieszkiwania w akwarium...
Nie wiem czy metraż był zbyt skąpy, czy gryzoń potrzebował więcej intymności, ale wkładany do akwarium zmywał się z niego w niewyjaśniony sposób...
Podejrzewaliśmy nawet przez pewien czas, że trenuje skok o tyczce, bo futrzak rozmiarów Tuptusia nie miał szans inaczej się z niego wydostać...
Mimo kilku prób wyśledzenia tras owych ucieczek tajemnica do dzisiaj pozostaje nierozwiązaną...
Łapanie chomika kilka razy dziennie staje się uciążliwe...
Po naradach plemiennych Tuptuś otrzymał nowe lokum...
Pawlacz od regału...
Powierzchnia kilkukrotnie większa...Ścianki pozbawione prześwitów...No i wyższe od akwarium przynajmniej dwa razy...
Ufff...
     Dzieciaki zagospodarowały Tuptusiowi przestrzeń i chomik zamieszkał w pawlaczu...
     Co noc Tuptuś cierpliwie przestawiał swoje "mebelki"...
     Co rano Dzieciaki ustawiały wszystko po swojemu...
Jak maleńki chomiczek przestawiał te "klamoty"...??
Nie mam pojęcia...
Niektóre z nich cięższe były od niego kilkukrotnie...
Ale nie odpuścił...
Drewniane klocki...Plastikowe foremki...Wszystko co noc było przesuwane przez niego w kierunku ścianek pawlacza...
Prawdziwy Syzyf...
     Pewnego dnia musieliśmy wyjechać rodzinnie i Tuptuś został sam na gospodarstwie...
Wracamy wieczorem, a pawlacz pusty...
Z klocków i foremek zbudowane prawdziwe rusztowanie, a gryzonia brak...
Bagaże porzuciliśmy na progu i poszukujemy zguby...
Leżał przygnieciony brzegiem od stolnicy...
Żył...
Ale pożegnanie było bliskie...

6 komentarzy:

  1. Wolność pociaga bardziej niż życie w niewoli:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tuptuś miał wyjątkową potrzebę wolności...;o)

      Usuń
  2. niestety żadne dobrodziejstwa w niewoli nie wchodzą w rachubę, wolność ukochał wolność, ale ja tez miałam papużki nierozłączki, i chomiki, i świnki jakoś nie chciały być z nami zbyt długo, w końcu córka zaczęła znosić do domu wszystkie psy z okolicy, dobrze że miałam choć trochę znajomych wszyscy mieli sierściuchy przez moja latorośl, dzisiaj w końcu ona ma konia a ja spokój ze zwierzakami choć na odchodne zostawiła mi psa i kota
    j

    OdpowiedzUsuń
  3. Rybki na chlebie i wodzie, Syzyf w regale, toć czas już na miniaturową świnkę. I wcale nie mam na myśli świnki morskiej, Dopiero potem koń. ...:o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cierpliwości Waćpanna...:o) I świnka będzie...;o)

      Usuń