czwartek, 3 stycznia 2013

Powrót do domu, czyli jak góry pokazały swoją moc...

     Kiedy opuszczaliśmy rozbrzmiewającą góralskimi przyśpiewkami Kolibę, wiedzieliśmy, że ten Sylwester był wyjątkowy, i że zapamiętamy go na długo...
     Dzieciaki umościły sobie gniazdko na tylnej kanapie "Naguska" wyciągając z plecaków kolorowe jasieczki...
     Pan N. ustawił namiary na GPS-ie...
     - Jedziemy na autostradę, będzie szybciej... - zakomunikował...
Nikt nie miał nic przeciw wcześniejszemu leżakowaniu...
     Kiedy zbliżaliśmy się do pierwszego skrzyżowania z GPS-a padła komenda...
     - W lewo...
Pan N. wykonał manewr...
     Droga była nieźle oświetlona jak na górskie warunki...Na poboczach zalegał śnieg...Ale nawierzchnia była przyzwoicie czarna...
I nagle "Nagusek" zatańczył...
Twarz Pana N. stężała pełną koncentracją...Płynnie wykonywał manewry usiłując wyprowadzić nas z poślizgu...
Uffff....
     - Orzesz...(ko)...- wyrwało się Mężowi...
     - Dobrze było... - rzucił Syn z tylnej kanapy...
     Odetchnąwszy głęboko Pan N. wrzucił jedynkę i ruszył...Prędkościomierz wskazywał 10km/h...
Po kilkuset metrach wyrwało mi się...
     - Ta droga jakaś dziwna jest...
     - Jak to w górach... - uspokajał mnie Ślubny...
GPS nie miał wątpliwości...
     Za następnym zakrętem droga z nagła się zwęziła i "Nagusek" zaczął tańczyć w zmrożonych muldach...Pan N. skupiony niemiłosiernie usiłował odpowiadać ruchami kierownicy na nieprzewidywalne ruchy autka...Opony jęczały usiłując złapać przyczepność...W idealnej ciszy słychać było bryły lodu ocierające się o podwozie...
Ściana lasu po lewej stronie...
Przepaść po prawej...
     Wyobraźnia podsuwała mi makabryczne obrazki koziołkującego w nią "Naguska"...
Pan N. walczył niestrudzenie...
Ja naciskałam wyimaginowane pedały i zaciskałam dłonie na nieistniejącej kierownicy...
Siłą woli usiłowałam zobaczyć kawałek czarnego, życzliwego asfaltu...
     - Co tak miga ??...-zapytał w pewnej chwili Pan N. spoglądając w mrok...
     - Policja... - odpowiedziałam i poczułam ulgę...
     - Hahahaha... - odpowiedziało mi zgodnie moje Stadko...
     - Policja ?? Tutaj ?? - zapytał z niedowierzaniem Pan N.
     Po kilku metrach, zza drzew wyłonił się, stojący na poboczu radiowóz...
Wyłączone światła...Pozamykane drzwi...Cisza...
     - Chyba Chłopaki odsypiają... - stwierdził Pan N.
     - A co mają robić przed czwartą rano... - odpowiedziałam, bo sam fakt ujrzenia w tej głuszy oznak cywilizacji napawał mnie optymizmem...
Minęliśmy radiowóz i ruszyliśmy dalej...
     Po kolejnym kilometrze, przejechanym z prędkością 5km/h byłam psychicznie wyprana...
Pan N. walczył o każdy metr przejechany bezpiecznie...
Kiedy spojrzałam na wyświetlacz GPS-a poczułam suchość w gardle...
Ta droga mogła ciągnąć się kilometrami...
     - Mamy trochę miejsca...Zawracajmy... - poprosiłam...
     - Powrót nie będzie łatwiejszy...- analizował drogę Pan N.
     - Ale wiemy co za nami...Co przed nami nie wiemy... - włączył się w rozmowę Syn...
Synowa milczała...
     - No to próbujemy...
     Mijany radiowóz już nie wywołał we mnie otuchy...Gdyby nie jego widok pewnie zawrócilibyśmy właśnie w tym miejscu...
Ale dał nam nadzieję, że to uczęszczana droga...Hmmm...
     - Jest tam ktoś w środku ?? - zapytał Pan N.
     - Porozkładali fotele i śpią... - zapuścił "żurawia" do wnętrza radiowozu Syn...
Echhh...
     Przed nami był jeszcze kilometr "drogi przez mękę"...Tym razem zjeżdżaliśmy powoli z niewielkiego wzgórka...
     Pan N. ciągle walczył z samochodem...Ciągle słychać było szum ślizgających się opon i przerażający dźwięk dobijającego do podwozia lodu...Tym razem "malownicza" przepaść była po lewej stronie...Ściana czarnego lasu wydawała się z nas drwić...
Trzy kilometry jechaliśmy prawie godzinę...
     Kiedy dojechaliśmy do sławetnej krzyżówki logika podpowiedziała nam wybór najszerszej i najbardziej oświetlonej trasy...
     - No to jedziemy... - próbował rozładować napięcie Pan N.
Przejechaliśmy może kilometr...
     "Nagusek" dzielnie wspinający się pod górkę nagle zaczął z niej spadać...Pan N. jechał do przodu, a autko do tyłu...
Stanęliśmy, zablokowani hamulcami...
     - Spójrz... - wskazałam Panu N. wyświetlacz GPS-a... - to cholerstwo ciągnie nas na tamto zbocze...
     W rogu wyświetlacza pojawił się kawałeczek opuszczonej właśnie przez nas drogi...
     - Orzesz...(ko)... - podsumował naszą sytuację Pan N.
Zjazd tyłem ze stromego podjazdu wydawał się karkołomny...
     - Mamy szanse zawrócić... - stwierdził Syn lustrując sytuację przez tylną szybę...
     - W lewo ?? - precyzował Pan N. 
     - W lewo...Mamy podjazd i kawałek pola... - opisywał Syn...
     - Pole jest dobre... - stwierdził Pan N. i przygotował samochód do manewru...
     Samochód puszczony z hamulca z nagła podskoczył na jakiejś muldzie i siłą poślizgu przyjął pozycję dokładnie przeciwną do zamierzonej...
Pan N. w ułamku sekundy ponownie nas przyblokował...
     - Jeszcze dasz radę... - Syn lustrował naszą pozycję...
Poczułam ból wbijających mi się w dłoń paznokci...
     Pan N. poprawił się na siedzeniu i w jednym momencie puścił hamulce kręcąc kierownicą...
Chciał wykorzystać poślizg...
Odruchowo spojrzałam w tył...
Samochód zatańczył prawo-lewo i odbijając się od kolejnej muldy wskoczył na podjazd...Nie wjechał...Po prostu wskoczył...
     - No to teraz pozostało tylko jakoś się z tej górki stoczyć...
     Wbiłam wzrok w nawierzchnię drogi usiłując wypatrzeć jakiś w miarę bezpieczny trakt...
Wszędzie widziałam tylko magiczne odbicia kolorowych lampionów z sąsiadujących z drogą posesji...Szklanka...
Zjeżdżaliśmy metr po metrze...
Od poślizgu do poślizgu...
"Nagusek" tańczył niczym baletnica...
     - Ci też chyba chcą do domu... - stwierdził Pan N. w pewnej chwili...
     Na skrzyżowaniu stał samochód, a jego pasażerowie uważnie się nam przyglądali...
     Kiedy zjechaliśmy jakieś dwieście metrów, w tylnej szybie zobaczyliśmy Ich walkę z Matką Naturą...
Tańczyli jak i my...
     - Wracamy na Kubalonkę i ruszamy przez Wisłę... - podjął decyzję Pan N.
     - Teraz to już chyba nie mamy wyjścia...Mam nadzieję, że te wrota prezydenckiej posesji nie są na noc zamykane... - wiedziałam, że to nie będzie "bułka z masłem", ale stan tamtej drogi wydawał nam się o niebo lepszy...
     "Pan Prezydent" był łaskawy...Nie dość, że bramki były otwarte to jeszcze uwieczniono nas na fotce...Echhh...
      W samochodzie panowała w dalszym ciągu idealna cisza...Powoli docierało do mnie delikatne szemranie radyjka...
Jeszcze jeden zakręt i będzie można lekko odetchnąć...
      Z dala połyskiwały światełka trasy narciarskiej kiedy wreszcie poczułam równomierną pracę kół "Naguska"...
Powoli odzyskiwałam równowagę...
Mózg pozwolił na rozprostowanie zaciśniętych pięści...Zelżał ból w dłoniach spowodowany wbitymi paznokciami...Mięśnie nóg zdrętwiałe od naciskania wyimaginowanych pedałów zaczęły dygotać...Prawą stopę wykręcił potworny skurcz...
Marzyłam o papierosie...
     - Nigdy więcej... - wyszeptałam...
     - Zrobiła nas bez mydła... - potwierdził Pan N. spoglądając na wyświetlacz GPS-a, a Jego stężała od napięcia twarz z wolna nabierała rumieńców...
     Syn i Synowa siedzieli na tylnej kanapie milczący...Nie spali, chociaż pora była ku temu idealna...Może trzymali się za ręce...Może patrzyli na siebie...Nie wiem...Nie miała odwagi spojrzeć...
Dygotałam coraz bardziej...
     "Reakcja na stres"...- pomyślałam...
     Kolorowo migające światełka mijanych posesji działały niczym balsam...
     Nie komentowaliśmy niczego głośno...Każde z nas miało przeświadczenie, że niczego mówić nie trzeba...
Przetrwaliśmy, a to było najważniejsze...
Jak ?? 
Tego to chyba najstarsi Górale nie wiedzą...
To był rzeczywiście wyjątkowy Sylwester...
 
P.S. Po drodze minęliśmy dwie stłuczki, karambol i jedno autko, które właśnie zaparkowało na drzewie...
Kiedy zaparkowaliśmy "Naguska" pod blokiem wiedzieliśmy jedno...
Opatrzność na prawdę nas lubi...;o) 

9 komentarzy:

  1. Uffff, zmęczyłam się czytając
    a co dopiero Ty przeżywając ...i jadąc...uffff...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufff.Nic mądrzejszego nie przychodzi mi do głowy.TJ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem...Mam teraz siedzieć na poopie...;o)

      Usuń
  3. A niech to dunder... emocji na cały rok starczy.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. jantoni341.bloog.pl3 stycznia 2013 22:08

    Uf, tez jakoś z Wami dojechałem,
    gratuluję i... pozdrawiam.
    LAW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli Wszyscy szczęśliwie dotarli do celu...;o)

      Usuń
  5. Kurcze, też wbiłam sobie pazury! Dobrze, że już jesteście w domu!

    OdpowiedzUsuń