niedziela, 16 grudnia 2012

Atrakcje na każdym kroku...

     Każde szanujące się, historyczne miasto, ma jakąś Białą Damę, pokutnego ducha, albo chociaż zbłąkanego Rycerza...
Zaścianek jest w tym temacie ubogi...
Dama może i by się znalazła, ale niekoniecznie z zapędami do straszenia...Ulicami nie snują się pokutne duszyczki (nie licząc współczesnych Mieszkańców), nikt nie szura łańcuchami, ani nawet nie robi uuuuuu...
No chyba, że któryś z rzeczonych Mieszkańców spożyje ponad miarę...
Ale wtedy to bardziej w repertuarze jest "Jak długo na Wawelu", "My Pierwsza Brygada", albo inne "ludowe" przyśpiewki...
     Co więc pozostało Zaściankowi z historycznej przeszłości ?? 
     Zaścianek ma korytarze, korytarzyki, sztolnie i inne podkopy, które pozostawili nam pod ziemią w testamencie olkuscy Gwarkowie...
Są tego setki...
A najlepsze, że nikt dokładnie nie wie gdzie są i którędy wiodą...
Taka niespodzianka...
     W 1945 roku, kiedy w czasie Kampanii styczniowej Zaścianek odzyskiwał niepodległość (ha ha ha!!), wyzwolenia dokonywała ta Armia co to później zapomniała, że nie jest u siebie...
W pierwszej linii szły oczywiście czołgi...
     Niemcy nie bardzo się kwapili do walk zaciętych, bo już spakowani byli, więc odrobinę się Chłopaki po okolicznych polach poganiali, trochę postrzelali i zajęli z góry upatrzone pozycje...
Rosjanie w Zaścianku, a Niemcy tak odrobinkę bliżej swojego domu...
Jeden z radzieckich czołgów rozpędził się ździebełko i nim ktokolwiek zareagować zdążył, to się tank na Rynek zaściankowy władował...
Władował się i był znikł...
Ani mu nawet lufa nie wystawała...
Dobrze, że mu garstka Piechurów towarzyszyła bo by pewnie Czołgiści do dzisiaj w dziurze siedzieli...
Ów czołg właśnie na takie korytarze trafił, a że wiadomo, iż taki czołg diety nie przechodzi, to swoje ważył...
Ale jeśli myślicie, że lżejszych los oszczędził to w błędzie jesteście...
     Kto kiedykolwiek miał mieszkanko z piecami to wie, że piec jest fajny i romantyczny, ale pod warunkiem, że się w nim pali, a pali się jak się ma czym...
W owych czasach węgiel wozili Wozacy przy pomocy konia i furmanki...
I chociaż dinozaurów nie pamiętam, to naocznie ów proces widziałam i czasem jeszcze dzisiaj oglądam...
Ale wracajmy do historii...
     Pewnego dnia, jeden z Mieszkańców właśnie pożądał węgla, więc w Składzie zamówienie złożył i w domu na dostawę czekał...
Wozak przybył...Kwity podpisano, a że ziąb panował okrutny, to Gospodarz tylko przez okno wrzasnął, które z okienek piwnicznych jest jego...
Wozak za łopatę chwycił i węgiel zrzucił...
Wieczorem schodzi Gospodarz do piwnicy, a tam ani jednej grudy nie ma...Nawet pyłku maleńkiego...Okrutnie się biedny  zdenerwował i nazajutrz gna do Składu...
Dochodzenie kilka godzin trwało, nim doszli do tego, iż piwnica owego Jegomościa ma trzy kondygnacje !! (Kamienica Myczkowskich)...
To tak a`propos jakbyście myśleli, że kilkukondygnacyjne garaże podziemne to nowomodny wynalazek...
Wozak i owszem, węgiel do okienka wrzucał, ale takie miał Biedak szczęście, że się w jakiś korytarz między kondygnacjami wcisnął i węgiel sobie lądował w głębokich czeluściach...
Nawet Gospodarz owej kamienicy pojęcia nie miał, że dom ma znacznie większy niż przypuszczał...
     Ale prawdziwą wesołość wśród Mieszkańców Zaścianka wzbudza całkiem inna historyjka...
     Pewnego wieczoru jedną z zaściankowych uliczek podążała sobie Niewiasta...Krok miała lekko chwiejny...Humor Jej dopisywał...A w objęciach trzymała siateczkę z kilkoma butelczynami "radosnych" trunków...
I nagle...
Ziuuuuut...
Nie ma Niewiasty...
     Krzyk podniosła Kobiecina okrutny i w krótkim czasie zgromadziła owym wrzaskiem spory tłumek Gapiów...
Wśród Nich byli i Kompani owej Niewiasty...Równie jak Ona chwiejni...
Strażacy pomoc szykowali...Zamieszanie okrutne...I nagle okrzyk...
     - A flaszki całe ?? - pytał jeden z Kompanów...
     - Całe !! Całe !! Bogu dziękować... - wydobyło się z podziemia...
     I jak to się w tradycji utarło (że pijanemu nic złego się nie stanie), Niewiasta również bez szwanku z opresji wyszła...
Flaszek w regionalnym Muzeum nie widziałam, więc zakładam, iż degustacja nastąpiła zaraz po Niewiasty uwolnieniu... 
Ale jedno jest pewne...
     Bez względu na to ile się waży, czy się jest zmotoryzowanym czy Piechurem, w Zaścianku trzeba uważać na każdy krok...;o)

7 komentarzy:

  1. Się uśmiałam :-)))
    Ale żeby taki Zaścianek miał tyle opowieści na swoim koncie ??
    Masz talent do tych opowieści :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaścianek może i mały, ale "duch" w Nim wielki...;o)

      Usuń
    2. :-)))
      Masz rację o tego "ducha" chyba chodzi ...

      Usuń
  2. jantoni341.bloog.pl16 grudnia 2012 17:20

    To i ja się pochwalę,
    że w Warszawie mamy Złotą Kaczkę,
    która pływa w piwnicy jednego
    z domów Starego Miasta,
    a potwierdza tę historię knajpa
    o tej nazwie przy Rynku.
    LAW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pływa jeszcze jedna, ale taka mniej "złota"...;o)

      Usuń
  3. Moja Gordyjko, Ty Kobieto uważaj na kazdym kroku bo kto by nam te opowiesci serwował
    się pytam no kto? u mnie torty i zupa dyniowa dzisiaj serwuja się
    całusy
    j

    OdpowiedzUsuń