sobota, 10 marca 2012

O piecyku, stoperach i pierwszej przymiarce...

     Wiecie jak wygląda "skóra z kota"...?? 
     "Skóra z kota" to około 170 cm wzrostu, waży tyle co worek ziemniaków (taki klasyczny, a nie jakaś tam podróba), i wypisz wymaluj na pierwszy rzut oka przypomina Gordyjkę...
Nie ma co mówić, jestem jak "skóra z kota" i tyle...
     Pocieszającym mógłby być fakt, że w otoczeniu podobnych "skórek" mam kilka, bo i Pan N. jakoś tak tęsknie spogląda na kanapę i kiedy tylko ma taką możliwość zasypia niczym kamień, Młody też jakiś taki pobladły i wymięty, a przyszła moja Synowa, to już wypisz wymaluj upodabnia się do mnie ogromnie bladością lic...
     No cóż, lżej pewnie nie będzie, więc zaprawa nam się przyda, niekoniecznie ta murarska...
     Wczoraj Dzieciaki zagościły w celu przekazania Młodemu prezentu urodzinowego...
Szczerze mówiąc to Młody należy do gatunku, który cieszy się z każdego drobiazgu, więc obdarowywanie Go jest czynnością ogromnie przyjemną, ale tym razem prezent był...hmmm...
     Zaczęło się od tego, że przyszła nasza Synowa wydusiła z Niego marzenie, które tkwiło w Biedaku od lat, a którego my jako rodzice nijak nie chcieliśmy spełnić. 
Może niedokładnie sprecyzowałam, Pan N. pewnie owo marzenie spełnił by bez mrugnięcia oka, bo sam marzył o owym urządzonku od lat, tyle że napotykał na opozycję małżeńską w postaci Gordyjki. 
Młody znając sytuację nawet nie śmiał wyrazić swych pragnień...
Wyraził teraz...
Na pytanie o urodzinowy prezent wyszeptał nieśmiało do uszka naszej przyszłej Synowej...
     - Piecyk do gitary...
     I co w takiej sytuacji robi zakochana Narzeczona ??
     Zakochana Narzeczona w rzeczonej sytuacji przechodzi do realizacji...Czyli dzwoni o pomoc w nabyciu owego piecyka do jednostek, które mają jakieś pojęcie o tajemniczym przyrządzie...

W roli owej wyedukowanej jednostki wystąpił Pan N. 
     Jak na zapaleńca gitarowego przystało przeszukał wszystkie dostępne w sieci sklepy muzyczne i wybrał obiekt, na widok którego i Jemu oko zapłonęło chęcią posiadania...
Dodam, że obiekt w nabyciu raczej nietani...
     Ale jak wycenić marzenie Synowej o realizacji marzeń ukochanego Mężczyzny ?? 
     Jak wycenić marzenie Syna wiedząc z doświadczenia jak będzie wyglądał otwierając pudełko ??  
     Nijak !! 
     To są wartości bezwzględne i do wyceny się nie nadają !! 
     Tak więc grono Spiskowców jednogłośnie zaaprobowało wybór i właśnie ów piecyk był wczoraj powodem wizytacji Młodych...
     Była skromna kolacyjka, był torcik z jedną świeczką, był szampan...no i pudełko tajemniczo przykryte ściereczką...
     Jak było ?? 
     Młody otwierał pudełko niepewnie, ale kiedy zobaczył jego zawartość, to...klękajcie Narody...ostatnio to mu tak oczy płonęły jak się oświadczał przyszłej Synowej i został przez Nią przyjęty na kandydata na męża...
     Były i rumieńce niczym w gorączce, i suchość ust, i pałające zachwytem oczy, i...łezki wzruszenia...
     Młody był szczęśliwy !! 
     Ja jako człek ogromnie praktyczny przystało dokonałam jeszcze jednego urodzinowego zakupu i zaraz po obdarowaniu Solenizanta, nasza przyszła Synowa otrzymała od nas mały kartonik ...
Ze stoperami do uszu...
Jakoś tak nam po kręgosłupach "latało", że nie wie Bidulka co Ją czeka...
     Po czynnościach "urodzinowych" Panowie pozostali z owym piecykiem, a my udałyśmy się do pierwszej krawieckiej przymiarki...
     Tego opisywać nie będę, bo ten co u przymiarki był to wie mniej więcej jak to się odbywa, a ten co nie był, to niczego nie stracił, ale powiem Wam tylko, że "gorsecik" na przyszłej Synowej wyglądał pięknie, a Krawcowa popisała się swoim kunsztem, bo poprawek de facto nie było...
Parę szpileczek "przepięła", ale to tak raczej z nawyku, niż z potrzeby...
Do akceptacji przedstawiono nam również organtynę z jedwabiem, która ma być głównym materiałem na ową ślubną kreację...
Po prostu cudności...
Delikatna niczym mgiełka...Bielusieńka...Z delikatnym perłowym rozbłyskiem...
Moja wyobraźnia podsunęła mi obraz Synowej spowitej w hiszpańskie falbanki i serce mało z piersi mi na ten widok nie wyskoczyło...
     Kiedy wracałyśmy już do domeczku, jakieś dwadzieścia metrów od wejścia do klatki schodowej do naszych uszu doleciał równomierny basowy łomot...
Przyszła Synowa spojrzała na mnie pytająco...
     - Nasi Chłopcy bawią się piecykiem... - wyjaśniłam, a dźwięk z każdym krokiem stawał się bardziej donośny...
     Chociaż mrok panował już zupełny, jedynie przez uliczna latarnię rozświetlany, daję słowo, że przyszła Synowa pobladła...
Kiedy stanęłyśmy przed wejściem, a do uszu doleciała delikatna wibracja szyb towarzysząca odgłosom muzyki, przyszła Synowa już bledsza być nie mogła, a z ust wydobyło się Jej bolesne westchnienie...
     - Teraz rozumiem...
Jasnym się stało, że sprezentowane stopery stanowiły dla Niej nieodgadnioną zagadkę, której rozwiązania właśnie doświadczyła...
     W mieszkaniu drżało wszystko co nie było wmurowane w ściany...Chłopaki z nabożną miłością patrzyli na piecyk, który mimo ustawienia na "pół gwizdka" dostarczał Im niesamowitych wrażeń...

Obaj "płonęli"...
     Przyszła Synowa w milczeniu wieszała w szafie kurteczkę, a ja byłam bardzo szczęśliwa...
     Piecyk za kilka godzin pojedzie do swojego domeczku...

8 komentarzy:

  1. jantoni341bloog.pl10 marca 2012 18:05

    W głowie taką mam myśl dumną,
    ten piecyk nie jest... kolumną?
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazywając inaczej,
      piecyk jest raczej wzmacniaczem...

      Usuń
  2. Bidulka, żeby na dobre nie ogłuchła do tego ślubu, bo jeszcze przypadkiem nie usłyszy pytanie: Czy Ty xxxx bierzesz sobie za męża...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ....eeeech piecyk :) marzenie... Nie można walczyć z miłościa do sztuki. Ja z kolei walcze z marazmem i słomianym zapałem mojego jedynego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm...czyżby "piecyki" siedziały w duszyczkach wszystkich Chłopaków ?? ;o)Nie znalazł może jeszcze swojego miejsca...Młody to szuka...:o)

      Usuń
  4. słabo ja ostrzegłas i teraz dziewcze bedzie znosic katusze decybelowe :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja Jej wcale nie ostrzegałam Merlin...:o)Marzenia to marzenia, nie wszystkie są milusie po spełnieniu...;o)

      Usuń